poniedziałek, 3 lipca 2017

Rozdział VI

     Był przerażony tym, co zrobił.
     Widział jej pierwsze wrażenie - wpatrywała się w niego z niedowierzaniem. Spodziewał się tego. Ale nie miał najmniejszego pojęcia co będzie później. Nie wiedział, czy go wyśmieje, czy będzie na niego wściekła, czy się popłacze, wyjdzie, naskarży dyrektorowi - nie wiedział nic. Niewiedza był dla niego najgorsza, to ona go tak przerażała. Zaczynał wątpić w słuszność swojego serca - w końcu to nie ono ratowało go zawsze z opresji.
     Jesteś tego pewny?
     Zamknął oczy wyobrażając sobie jak bije swoje drugie ja za wtrącanie się w takim ważnym momencie, które - bądź co bądź - może zawadzić na jego karierze i chyba nie tylko.
     - Pan chce.... - Gryfonka odezwała się, a Snape zdał sobie sprawę, że właśnie okazał strach. Ale przed czym?
     - Mam panu zaufać? Po tym wszystkim....
     - Tak, wiem. Nigdy nie traktowałem cię poważnie, nigdy nie byłem dla ciebie chociażby miły. Zawsze ci dokuczałem, nie mogłem cię zaakceptować. Wiem, moich wad jest setki, a zalet mało. Ale bądź co bądź jestem twoim nauczycielem i nie mogę patrzyć na taką krzywdę.
     - Pomógł mi pan... Tak wiele razy. Wiem o tym. Ale w tej kwestii mi pani nie pomoże
     - Czemu, cholera, czemu tak się przy tym upierasz?! - Nie mógł dłużej wytrzymać jej pesymistycznej postawy.
     - Ja.... Mam tylko rodzinę Weasleyów. Odwracając się od Rona, odwrócę się od wszystkich.
     - Ale ty bzdury pleciesz dziewczyno. - Nie potrafił się przełamać do bardziej ckliwych, pocieszających słówek. Po prostu zagarnął ją ramieniem
     Stali tak długo, nie wiedział jak długo. Ale o dziwo mu to nie przeszkadzało. Ciepło jej ciała było kojące, uspokajające. Wiedział, że ona czuje to samo.
     Pukanie do drzwi sprawiło, że odskoczyli od siebie jak oparzeni. Hermiona nie czekając ani chwili dłużej wróciła do przygotowanego przez skrzaty posiłku i zaczęła pośpiesznie jeść. Severus natomiast podszedł do drzwi i lekko je uchylił. Za nimi stała uśmiechnięta dyrektorka szkoły.
     - Co ty tu robisz, cholerny babsztylu. Nie masz na głowie tego cholernego przyjęcia? - wysyczał z wściekłości. Minerva prychnęła na niego i niespodziewanie popchnęła drzwi.
     - Ty i pan Weasley sprawiliście, że nikt nie miał ochoty zostać i.... - Przerwała widząc na wpół ubraną Granger z rumieńcami na twarzy. - Severusie...  - Odezwała się badawczo.
     - Nie, nic jej nie zrobiłem, za kogo ty mnie masz!? - zapytał retorycznie wymijając ją i kolejny raz podchodząc do barku z Ognistą Whisky.
     - Mam cię za człowieka, który lubi czasem uwzględnić moje rady.
     - Dokładnie! CZASEM!
     - No dobrze, więc co tu...
     - Jestem tu, ponieważ profesor Snape zaoferował mi pomoc. - Tym razem to Granger niespodziewanie się odezwała.
     - Słucham? - McGonagal cofnęła się zdziwiona.
     - Profesor Snape.... - Dziewczyna wyprostowała się i spojrzał wpierw na Snape, który mógłby przysiądź, że znów ujrzał w jej oczach tą dawną, nieokiełznaną Granger. Następnie odwróciła się do Minervy.
     - Profesor Snape okazał mi bardzo dużo wyrozumiałości.
     - Rozumiem moja droga, ale.... - Znów spojrzał na obojgu podejrzanie. - Ale co ma znaczyć ten strój? I te zadrapania...
     Ona jej tego nie powie....
     Wiedział to, bardzo dobrze to wiedział. Dodatkowo dopiero teraz zauważył, że po kąpieli zeszło jej mugolskie mazidło i rany znów zostały odkryte. Po ciszy, która zapanowała w pomieszczeniu zaczął przypuszczać, że Panna-Wiem-To-Wszystko tym razem nie ma pomysłu jak okłamać swoją opiekunkę.
     Powinna jej to powiedzieć.
     To też było mu jasne, tym bardziej, że podobno "przyjaźniły" się. Ale coś jej na to nie pozwalało, tylko co? Czyżby znowu wstyd? A może coś innego?
     - To nie profesor Snape... To Ron... - Wyszeptała, prawie niesłyszalnie. Ale do Minervy dotarły jej słowa, gdyż kobiecie rozszerzyły się oczy, ale natychmiast usiadła obok Gryfonki i zaczęła ją przytulać. Podczas gdy Hermiona znów się rozpłakała.
     - No nie, znowu.... - jęknął załamany już Severus, na co Hermiona zaszlochała jeszcze głośniej.
     - Severusie! - krzyknęła na niego oburzona dyrektorka.
     - Ty się nią zajmij, ja wychodzę - warknął i zbliżył się do drzwi.
     Gdy znalazł się na korytarzu nie martwiąc się nawet o zabezpieczenie drzwi żwawym krokiem ruszył w kierunku wieży astronomicznej, której remont został ukończony parę dni wcześniej.
     Kłamca. 
     Serce znów postanowiło się odezwać.
     Chciałeś jej pomóc, tak mówiłeś.
     Ignorował ten głosik wskakując po dwa schody.
     Chciałeś, by nie cierpiała, tak mówiłeś.
     Pomimo cichego wręcz posykiwania rozchodzącego się po całym jego ciele zacisnął pięści i zęby, aż w końcu znalazł się u samego szczytu. Stanął na krawędzi dużego łuku wpatrując się w horyzont.
     A może chciałeś ją wykorzystać?
     - Nigdy w życiu! - warknął na samego siebie, tutaj już mógł. - Nie wiem już czego chce! To twoja wina! Przez ciebie pakuję się w te wszystkie problemy! To ty mnie niszczysz... To przez ciebie... To twoja wina....
     Znów po policzkach pociekły mu łzy. Zagryzł wargi i padł na kolana.
     - Czego.... Czego TY ode mnie chcesz!? - krzyknął w czarną otchłań, jednak nie usłyszał odpowiedzi. ani od swego serca, ani od tego, który kazał mu żyć.
     Nie długo jednak potrwało jego płakanie. Usłyszał ciche chichotanie i w momencie powstał na nogi wyciągając różdżkę. Instynktownie odsunął się od krawędzi.
     Kolejny chichot.
     - Severusie - Usłyszał swoje przeciągnięte imię w bardzo dziwnej, wręcz szaleńczej tonacji dochodzące z naprzeciwka, jakby zza metalowych obręczy na samym środku. Powoli zaczął przemieszczanie się do obręczy.
     - Severusie, z kim rozmawiasz? - Drwiący głos znów się odezwał, lecz tym razem Severus dojrzał zarys jego właściciela. - Czyżby z własnym sumienie? - Nagle zarys rozmazał się i zniknął. Snape rozejrzał się dookoła, jednak nikogo nie dostrzegł.
     - Spokojnie, zapłacisz za swoją zdradę. - Poczuł zimny oddech na szyi.
     Wróg stał za nim. Jednak nie śmiał się odwrócić. Wiedział, że gdy to uczyni zbyt pochopnie, może zginąć. Patrzył się jedynie kontem oka, w bok, jednak nic nie dostrzegł. Nagle poczuł przy krtani zimną stal. Ale ani po jednej, ani po drugiej stronie nie dostrzegł ręki, która mogłaby trzymać nóż. Powoli podniósł rękę do szyi jednak zanim zdążył cokolwiek złapać poczuł nieprzyjemne smyranie, a następnie zimny, spływający płyn od krtani, po obojczyk, aż do klatki piersiowej. Jedną nogą zrobił krok do przodu jakby chciał złapać równowagę przez nieuchronnym upadkiem.
     Wciąż stał.
     Natychmiast dotknął swojej szyi po czym obejrzał swoją dłoń. Nic na niej nie było, żadnych śladów krwi. Oddychał szybko będąc pewny, że jego gardło zostało przecięte. Pot lał się z niego jak jeszcze nigdy. Zaczął okręcać się wokół własnej osi, raz w jedną, raz w drugą aż w końcu potknął się o własne nogi i upadł.
     - Kim ty jesteś? Czego chcesz? - wyszeptał z zaschniętego gardła.
     - Kim jestem? - Głos znów znajdował się za nim, jednak tym razem natychmiast spojrzał za siebie. Nikogo nie widział. - Znasz mnie, Severusie.
     Zna go, teraz to do niego dotarło. Kojarzy ten głos. Ale nie mógł go nigdzie przypisać.
     - Jesteś śmierciożercą? Chcesz mnie zabić za zdradę? - Znów wychrypiał przełykając ślinę.
     - Oooo, Severusie, jakiś ty głupiutki. Nie jestem jednym z tych bezrozumnych arogantów, ale oni teraz należą do mnie. - On znów był tuż przy Snape. Powoli Severus przestawał myśleć racjonalnie.
     - Nie chce cię zabić.
     - Więc czego chcesz?!
     - Przekonasz się w swoim czasie!
     Severusa przycisnęło do ziemi, gdy zobaczył nad sobą postać w masce z narysowanym, nieudanym uśmiechem i oczach emanujących chęcią mordu, która nagle przeniknęła przez niego szyderczo się śmiejąc. Dopiero po paru sekundach śmiech ucichł, a Severus mógł podnieść się na równe nogi. Nie rozumiał tego, co się przed chwilą wydarzyło.
     Zbiegł czym prędzej do swoich lochów i wpadł jak opętany przez drzwi do komnat, dysząc ciężko i mając nadzieję, że spotka tam jeszcze Minervę. Jednak nie było jej już w jego komnatach. Zamiast tego, na kanapie leżała kobiet w bujnych lokach i jego bluzce. Podszedł bliżej niej, by sprawdzić czy wciąż śpi. Był zdumiony tym, że hałas jakiego był przyczyną nie obudził jej. Spojrzał na jej twarz i uznał, że wygląda jeszcze bardziej uroczo. Delikatnie pogłaskał ją po twarzy po czym przyniósł z sypialni koc i okrył ją.
     Severusie, Minerva!
     Znów musiał przyznać racje swojemu głosikowi, który czasem miewał przejawy rozsądku.
     Znów wyszedł ze swych komnat - tym razem dbając o to, by je zabezpieczyć - po czym znów pognał w kierunku gabinetu dyrektora. W połowie drogi stwierdził, że naprawdę się już starzeje, gdyż coraz trudniej mu się oddychało.
     W końcu dotarł do posągu, gdzie wypowiedział szybko hasło. Ten się przesunął ujawniając schody, przez które Severus przeszedł i pognał na sam ich szczyt. Nie zaprzątał sobie głowy takimi drobnostkami jak pukanie i prawie wywarzając drzwi wkroczył do gabinetu dyrektorki, która oczywiście jeszcze nie spała, a jedynie spojrzała na niego zdziwiona.
     - Czy w dzisiejszym dniu nie za dużo mieliśmy już wrażeń? - spytała widząc, że Severus przyszedł z poważną sprawą.
     - Oh, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo bym chciał nie musieć przeżywać tego, co właśnie przeżyłem! - wrzasnął na nią wyprowadzony z równowagi po czym podszedł do jej biurka, na którym stała ich obu ukochana Ognista. Odkorkował butelkę po czym wlał sobie do gardła sporą część trunku.
     - Severusie, co się stało? Nie wyglądasz i nie zachowujesz się normalnie. - Zlustrowała go od góry do dołu.
     - Bo tak też się nie czuję.
     Opowiedział gryfonce o wydarzeniach z wieży astronomicznej nie zapominając o żadnym szczególe w między czasie siadając na fotelu przed biurkiem. Ta jedynie kiwała głową z niedowierzaniem i co chwilę łapała za Ognistą.
     - Nie masz żadnych podejrzeń kto to mógł być? - Spytała spokojnie Minerva.
     - Wrogów mam wielu, jednak żaden z nich nie byłby w stanie przedostać się do zamku niezauważonym.
     - Tak, masz racje, tak... - Minerva pomyślała przez chwilę, westchnęła, po czym znowu się odezwała. - Dziękuję, że mnie o tym poinformowałeś. Jednak póki co, nie zaprzątaj sobie tym głowy. Musisz odpocząć.
     - Sądzisz, że będę w stanie usnąć po czymś takim? - Zakpił z dyrektorki.
     - Owszem, zważając kto właśnie śpi w twoich komnatach. - Uśmiechnęła się lekko, jednak było widać, że po prostu sama też chce odpocząć od problemów.
     -  Skoro już rozpoczęłaś ten temat, czemu ją tam zostawiłaś? - spytała najspokojniej jak potrafił decydując się dać kobiecie zasłużony spokój.
     - Bo podczas płaczu zasnęła na mnie, więc ją położyłam.
     - Rozumiem. No dobra.... To dobranoc.
     Wstał z fotela i podszedł do drzwi.
     - Severusie, ona....
     - Nie chce znów słuchać jak mnie pouczasz - odparł zmarnowany.
     - Nie zamierzam cię pouczać. Mam do ciebie prośbę. - Zwrócił się ku niej.
     - Dobra.... - burknął jedynie nie mając chęci robić czegokolwiek dla tej kobiety.
     - Pomóż Hermionie podjąć decyzje co do ciebie.
     - Słucham!? - Nie dowierzał własnym uszom.
     O co ta stara babka piaskowa go prosi? Nie rozumiał nic a nic. Pomóc Hermionie w podjęciu decyzji co do niego? Co to ma znaczyć? Czego w takim razie młoda gryfonka chce od postaci Postrachu Hogwartu?
      - Hermiona coraz bardziej chce stać się twoją przyjaciółką, ale wciąż nie jest pewna. Pomóż jej, pokaż gdzie powinna się kierować.
      Stał całkowicie nie rozumiejąc. Granger... Chce być.... Nie, to nie możliwe. A jeśli rzeczywiście....? W końcu nie odpuszczała, wciąż go nękała, cieszyła się nawet będąc blisko niego.
      Za dużo pytań bez odpowiedzi, musi rzeczywiście odpocząć. Odwrócił się na pięcie i chwycił za klamkę.
      - Wiesz, że dajesz mi więcej niż jedną opcje? - Odparł jeszcze i spojrzał przez ramię w oczy McGonagall.
     - Wiem. Nie skrzywdź jej. - Znów spojrzał na drzwi, tym razem je otwierając.
     - Obiecuję.
     I już go nie było w gabinecie dyrektora. Już schodził, tym razem spokojniej do lochów. Podczas drogi był pochłonięty myślami o całym dniu. Tyle się wydarzyło.... Ron gwałcący Hermionę, jego rozmowa z gryfonką, ta dziwna postać na wieży astronomicznej i teraz ta rozmowa z Minervą. Nagle stwierdził, trochę ironicznie a trochę poważnie, że jego życie nagle zrobiło się bardzo ekscytujące.
     Przekroczył drzwi swoich komnat znów napotykając widok słodko śpiącego gniazda na jego kanapie. Westchnął ciężko i podszedł do gryfonki. Delikatnie chwycił ją od spodu i podniósł po czym zaniósł do sypialni i położył na łóżku. Przykrył ją kołdrą po czym zrzucił z siebie pelerynę i zabrał spodnie dresowe. Powędrował pod prysznic gdzie wszedł pod strumień zimnej wody.
      Sam nie dasz sobie rady.
      - O czym ty mówisz? - odpowiedział cicho i spokojnie pieniąc sobie włosy.
      Tym razem możesz sam nie wygrać z wrogiem jakikolwiek on jest.
      - A jaki jest? - O dziwo przez cały czas zachowywał spokój,
      Silniejszy od ciebie, na pewno.
      -  A więc co mi radzisz? - Odparł lekko kpiąco uśmiechając się pod nosem.
      Ty też jej zaufaj.
      - Ufam....
      Kłamiesz. Zaufaj jej, pokaż jej siebie...
      - No dobra, nawet jak się zgodzę to wiesz że nie nastąpi to natychmiast.
      Może chociaż spróbujesz.
      - Zgoda.
      Głosik więcej się nie odezwał. Natomiast Severus w spokoju zakończył orzeźwiający prysznic i ubrał spodnie. Wychodząc z łazienki złapał jeszcze za Ognistą i wylał sobie resztę butelki do gardła, po czym położył się na kanapie. Jednak czuł, że mimo wszystko szybko nie uśnie. Nie myślał już nad Hermioną, nawet nie miał siły myśleć o dziwnej postaci. Po prostu wpatrywał się tępo w sufit i czekał aż w końcu zabierze go Morfeusz.
 ****                                             ****                                                  ****
Hej Hej!
Wiem, że musieliście trochę poczekać ale no już jest! :D
Mam nadzieję, że coś wykleciła. Straszne pomieszanie, chaos i w ogóle. Ale spokojnie, w głowach każdego z bohaterów też właśnie taki chaos panuje :P
Piszcie co sądzicie, albo jak tam chcecie :)
Pozdrawiam
B.
P.S
Stęskniłam się za tym wszystkim awwwww :3 :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz