wtorek, 27 lutego 2018

EPILOG

     Hermiona nie wiedziała jak ma się czuć. Była jednocześnie podekscytowana i przestraszona. Słyszała nawet jak szybko bije jej serce, ale nie potrafiła przypisać go do jednego uczucia. Co chwile poprawiała kosmyki niesfornych włosów, wzdychała ciężko i przechodziły ją drgawki. Chciał być jej mężem. Wciąż wspominała jego słowa "W gruncie rzeczy jest". Dziewczyna tak bardzo przejmowała się zaistniałą sytuacją, że nawet nie zauważyła, jak ktoś wszedł do pomieszczenia.
     - Cudnie wyglądasz, Hermiono. - Dopiero słysząc głos Minervy odwróciła się w stronę swojej przyjaciółki.
     - Minervo, boję się. - Na twarzy Granger było widać ten strach. - Ale bardzo tego chcę.
     - Kochanie, spokojnie, to normalne.
     Starsza kobieta podeszła do Hermiony ubranej w białą, długą suknię przeplataną złotym pasem. Obróciła jej głowę w stronę lustra i poprawiła kolejny falujący kosmyk włosów, który spadł dziewczynie na twarz. Panna młoda widząc w odbiciu lustra rozpromienioną twarz starszej pani spojrzała na siebie. Miała jasny, złotawy makijaż i włosy lekko rozprostowane i spięte w zwykłego kucyka, który był jednak bardzo obszerny, więc zakrywał zapięcie.
      - Mam coś dla ciebie – Odparła opiekunka Domu Lwa i sięgnęła do kieszeni w połach obszernej, szkarłatnej sukni. Wpierw w lustrze młoda dziewczyna ujrzała odbicie czegoś świecącego. Była to spinka do włosów w kształcie węża zawiniętego w korkociąg. Wąż miał jeden, mały, szmaragdowy kamyczek jako oko. Hermiona poczuła, jak ściska się jej serce. - Dostałam to kiedyś od dziadka Lucjusza. Mało kto wie, ale łączyło nas kiedyś coś na kształt miłości.
     - Minervo, ja nie mogę...
     - Nie gadaj bzdur. Idealnie będzie do ciebie pasować jako żony Severusa. - Hermiona przyjęła podarunek, w zasadzie nie miała wyjścia, gdyż starsza gryfonka wpięła jej na siłę spinkę we włosy.
      - Żony Severusa... - Dziewczynę jednak wciąż męczyły obawy. Nie wiedziała, czy dobrą podjęła decyzję, czy tak powinno być.
      - Hermiono, odpowiedź mi na jedno pytanie. - Minerva spoważniała do tego stopnia, że Hermiona aż się obróciła w stronę kobiety. - Kochasz go?
     - Oczywiście, że tak! - Panna młoda nie zastanawiała się ani chwili. Co do tego była pewna.
     - Bądźcie po prostu szczęśliwi, a to wystarczy, by twój strach był jedynie niepotrzebnym uczuciem.
     Hermiona słysząc swoją przyjaciółkę uspokoiła się trochę. Tak, doszła do wniosku, że ma ona racje. Będą szczęśliwi. Oboje będą o to walczyć, była pewna, że Severus również będzie się starał. Pomimo charakteru i wad jakie posiadał, to jednego nie można mu było zarzucić: On jak nikt inny troszczył się o swoich bliskich. Będzie miała to zawsze na uwadze.
Kiwnęła do Minervy uśmiechając się pokrzepiająco i wstała z krzesła. Nie spojrzał już w lustro. Zabrała jeszcze bukiet lili i łapiąc przyjaciółkę pod rękę wyszła na korytarz odbudowanej już Nory. Powoli zeszły do opustoszałego salonu, przeszły przez tylne drzwi i ujrzały rozstawiony namiot, w którym miała odbyć się uroczystość. Jako, że Hermiona w gruncie rzeczy nie miała ani matki ani ojca, to Minerva wprowadziła ją, a następnie podprowadziła do obróconego do nich tyłem mężczyzny w garniturze. Hermiona zdążyła poznać swojego przyszłego męża na tyle, by wiedzieć, że jest równie spięty co ona. Spojrzała na Lucjusza stojącego przy nim i uśmiechającego się pokrzepiająco do młodej kobiety. Nie spojrzała już na nikogo innego. Kiedy muzyka zaczęła grać, przełknęła głośno ślinę, ale uśmiechnęła się również. Ścisnęła mocniej ramie Minervy i chwilę przed oddaniem ręki Panu młodemu szepnęła do niej: - Kocham go już tak jak męża. A ciebie i Lucjusza, jak rodziców. Dziękuję.
     Chwyciła za rękę swojego wybranka, który po usłyszeniu jej szeptu spojrzał na nią skrywanymi, ale dla nie widocznymi uczuciami. Tak, chciała widzieć właśnie te uczucia.
     - Severusie Tobiaszu Snape, oddaję ci dłoń tej kobiety jako symbol zaufania, że będziesz dla niej oparciem i schronem w każdym momencie. - Rozpoczęła Minerva patrząc na Snape przychylnym spojrzeniem.
     - Będę. - Odparł jak zawsze opanowany Severus.
     - Hermiono Jean Granger. Zawierzam ci życie i szczęście mego przyjaciela licząc, że będziesz dla niego nadzieją. - Odezwał się Lucjusz rzucając szybkie spojrzenie na spinkę we włosach dziewczyny. Uśmiechnął się do niej jeszcze bardziej.
     - Będę. - Odpowiedziała już ze łzami w oczach.
     - Jako powiernicy waszej miłości mamy obowiązek spytać was o najszczersze uczucia.
Hermiona poczuła, jak jej serce szybciej kołacze widząc podnoszoną w górę przez Minervę różdżkę. Bała się, że wszystko może okazać się złudną mistyfikacją. Sekundy, gdy srebrna nić wdzierała się przez ubrania do ich serc trwały jak lata. Poczuła, że dla tej magii jest naga, stoi dla niej prawdziwą Hermioną. W chwili, gdy niteczki opuściły ich ciała i zwinęły się w ciasny kłębek nad ich głowami Hermiona przymknęła oczy i uśmiechnęła się pod nosem.
Wszystko będzie dobrze.
     Nitki rozprysnęły się nad ich głowami błyszcząc mocnym, srebrnym światłem. To było prawdziwe uczucie, prawdziwa miłość. Zostali sprawdzeni i wiedzą już na pewno, że są siebie warci.
     Spojrzała w oczy Severusa. Były pewne siebie, już się nie bał, już wiedział. Ogarnęło ją przerażające poczucie szczęścia. Sam nie zdawał sobie nawet sprawy, jak bardzo dodał jej otuchy.
     - Jako wasi przyjaciele mamy obowiązek złączyć was aż....
     - Nie. - Nagle odezwał się Snape, nie spuszczając wzroku z Hermiony, której uczucia przybrały odwrotny tor.
     Chce się wycofać.
     Severus nie uśmiechał się, a w jego twarzy, nawet w jego oczach nie była w stanie dostrzec nic. Na sali zrobiło się gwarno w przeciągu kilku, długich minut, gdy mężczyzna nie odezwał się ponownie. Nawet Minerva i Lucjusz wydawali się przestraszeni zachowaniem Severusa. Każdy patrzył na niego pytającym spojrzeniem, a Hermiona nie potrafiła opanować łez będąc już przekonana o jego tchórzostwie, aż nagle coś błysnęło w jego oczach. Była to chwila, mała, niepewna, ale dla Hermiony tak bardzo okrutna. Nie chciał się wycofać. Nie grał też na czas. Po prostu chciał, by mu zaufała, ostatni sprawdzian zaufania. Tak też zrobiła. Uśmiechnęła się, kiwnęła głową i patrzyła w całkowitym zaufaniu czekając na jego dalszy krok.
     - Severusie, o co chodzi? - Spytał Lucjusz nie rozumiejąc już nic.
     - Zmień słowa przysięgi. - Trzy słowa, tylko tyle, by na twarzy Lucjusza pojawiło się zrozumienie, a Minerva zaczęła płakać. Starsza reszta towarzystwa zaczęła unosić się oburzeniem rozumiejąc, a młodsza wciąż nie. Hermiona również nie wiedziała, ale na pytające spojrzenie Lucjusza i Minervy była pewna jakiejkolwiek decyzji.
     - Ufam, Lucjuszu. Zrób o co prosi. - Blond włosy mężczyzna kiwnął, mimo wszystko zawdowolony, głową.
     - Zatem, jako wasi przyjaciele mamy obowiązek złączyć was w wiecznym związku, którego nawet śmierć nie zniszczy. Miłość nie jest w was, to wy jesteście dla siebie miłością.
     Nagle Hermiona przypomniała sobie wszystko, co czytała na temat ślubów czarodziejów. Przysięgi potrafiły być przekleństwem, dlatego już dawno odeszło się od tej wersji. Nic ich nigdy nie rozłączy. Nawet kiedy jedno umrze, to będzie przy drugim wiecznie. Nie uzgadnia się takich spraw samemu, ale Hermiona się na to zgodziła i była w pełni szczęśliwa. Łzy szczęścia ryły w jej policzkach utwierdzając w tym Severusa. Rozbłysło kolejne światło i kolejny raz nici oplotły się, ale tym razem całe ich ciała. Czekały, by móc rozjarzyć się niewyobrażalnie silnym światłem, czekały na jeden krok. Bez zbędnych słów Hermiona zrobiła go w kierunku Severusa składając na jego ustach długi, przepełniony wszystkimi uczuciami pocałunek. Odwzajemnił go z identyczną pasją, jednak nie pozwolił sobie na nic więcej. Wciąż w końcu był tym zimny nietoperzem z lochów.
     Ci, którzy zrozumieli bili owacje na stojąco młodej parze, nie żałując sił w rękach, ani powietrza w płucach wygwizdując swoje zadowolenie. Nie była to duża ilość wcześniej zaproszonych gości. Pozostali zebrali się z miejsc i w oburzeniu opuścili namiot. Para młoda wraz z powiernikami odwróciła się w kierunku pozostałej garstki. Wiedzieli, że to właśnie te osoby uważają, że miłość jest tylko miłością, oraz aż miłością. Powiernicy puścili przodem parę młodą, po czym Lucjusz wystawił ramię, za które chwyciła Minerva i wyszli na nasłonecznione pole, gdzie czekał już suto zastawiony stół. Severus odwrócił się w kierunku gości i gestem dłoni zaprosił ich do stołu. Zaaferowani nawet nie zauważyli trzymających się powierników. Oczywiście, uwadze dwóch szpiegów nie umknął ten fakt. Severus pozostawił zajmowanie się gośćmi Hermionie i razem z Draco podszedł do powierników.
     - Nie wiedziałem, że jesteście tak blisko – zakpił wkładając ręce do kieszeni.
     - Czyli mam teraz mówić do McGonagall "mamo"? - Spytał lekko niepewny blondyn. Minerva zaczerwieniła się, a Lucjusz równie speszony uniósł kąciki ust.
     - Czemu nic mi nie powiedzieliście? Dwójka moich najlepszych przyjaciół... - Skwitował swoje słowa kręceniem głową świeżo upieczony mąż.
     - Hipokryta. Jakbyś ty nam wszystko mówił. - Skonfrontował Lucjusz.
     - Czyli to prawda?! Jesteście razem?! - Draco zbladł, a jego twarz była koloru namiotu, w którym jeszcze przed chwilą się znajdowali.
     - Draco, nie powinieneś zająć się rudą wiedźmą? - Prychnął czarnowłosy posyłając młodemu rozbawione spojrzenie.
     - A ty Hermioną? - Skwitował go młodszy.
     - Spokojnie. Przecież sami jesteście idealnym przykładem, że przeciwieństwa się przyciągają. - Jak zawsze odezwała się spokojnie Minerva.
     - A na nieszczęście, najczęściej Gryfoni ze Ślizgonami – odparł kwaśno Severus, na którego twarzy pojawił się grymas obrzydzenia.
     I tak ich wszystkich kochasz Sev...
     - To nie ma nic do rzeczy... - Mruknął pod nosem po czym spojrzał badawczo na pozostałą trójkę. Wszyscy przypatrywali mu się pobłażliwie.
     Przez moment znów panowała cisza, w której każdy obserwował się nawzajem. W końcu uśmiechnęli się do siebie i nawet Severus pozwolił sobie na szczerą radość. Spojrzał za siebie, gdzie Hermiona rozmawiała z każdym gościem po kolei i westchnął ciężko czując, że przyszedł czas na jego... Otwartą, chociaż częściową przemianę. Kiwnął najbliższym, by zasiedli przy stole, a sam podszedł do swojego miejsca, jednak nie zajął go. Wziął pełny kieliszek szampana i zastukał o niego łyżeczką.
     - Wszyscy zebrani, którzy postradali zmysły. - Rozpoczął po swojemu, ale widząc, że wszyscy nie zamierzają ani na trochę się na niego obrażać wiedział już, że nic nie zdziała i będzie musiał trochę się uzewnętrznić. Westchnął więc ciężko, by rozpocząć od nowa: - Moi drodzy... Przemówię, i radzę każdemu słuchać uważnie, bo nigdy więcej tego ode mnie nie usłyszycie. - Warknął ostrzegawczo, a wszyscy prychnęli jak na zawołanie. - Jestem niezmiernie wzruszony obecnością was wszystkich. Udowodniliście tym samym, że są na tym świecie jeszcze ludzie, którzy uważają, że każdemu miłość się należy. Wielu z was zamartwia się o Hermionę, bo jest osobą wyjątkowo wrażliwą, a ja – wyjątkowo trudną. - Kolejna salwa śmiechu. - Jednakże przyrzekam tu, przy wszystkich, że zrobię wszystko, by pod koniec własnego życia Hermiona mogła powiedzieć, że była ze mną naprawdę szczęśliwa. - Zobaczył, jak w oczach ukochanej zalśniły łzy. - Zawdzięczam mojej żonie życie. To namacalne oraz to... emocjonalne. Hermiono, ożywiłaś mojego ducha. Bóg jeden wie, czy taki miał być nasz los, ale jeśli tak, to jestem mu dozgonnie wdzięczny.
     Wszyscy znów zaczęli klaskać, gdy Severus zakończył swoje przemówienie. Hermiona ocierając kolejny raz łzy szczęścia podeszła do męża i ucałowała go czule. Delikatnie złapała za jego ogoloną twarz i gładząc kciukiem jego policzek przyglądała mu się z tą nadzieją, radością i miłością, którą tak pragnął zawsze widzieć. Uchyliła parę razy usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale żaden odgłos nie wydobył się z jej ust. Snape uśmiechnął się do niej zachęcająco, a dziewczyna wypowiedziała tylko jedno zdanie, nim znów złożyła na jego ustach pocałunek:
     - Severusie, czasem dopiero po śmierci Bóg łączy nić przeznaczenia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz