czwartek, 30 czerwca 2016

Rozdział I cz. 2

     Na jednym wdechu połknął całą zawartość fiolki, skrzywił się lekko po czym potrząsnął głową.
     - A czego się pan spodziewał? Ognistej Whisky? - odparła zadowolona dziewczyna.
     - Granger, ostrzegam cię - warknął, a ona jedynie zachichotała.
     - Starczy już. Hermiono, usiądź już i zjedz coś.
     Dwie godziny później wstała reszta rodziny Weasleyów. Byli zdziwieni, gdy zobaczyli Severusa czytającego jakąś książkę w fotelu. Jednak pomimo wszystko przywitali go bardzo ciepło. No, może nie licząc rona. Pomimo, że wiedział co Severus zrobił przez tyle lat dla świętej trójcy wciąż był aroganckim gówniarzem.
     - Brawo Miona, ożywiłaś nietoperza - syknął jednocześnie do Granger i Snape.
      - Witam panie Weasley, widzę, że nawet wojna nie jest w stanie wbić szacunku i kultury do drugiej osoby - odparł widząc złość na twarzy Molly. -  Przecież nie mówię że to twoja wina, Molly.
     - Ty nigdy się nie zmienisz Severusie - odparła z uśmiechem i pokręciła głową, po czym razem z Hermioną zaczęły kontynuować śniadanie dla reszty rodziny. Severus słuchał raportu Artura na temat przebiegu wojny i jej skutkach. Powiadomił także o planach Ministerstwa na przyszłość, które zapowiadały się ciekawie. Hogwart miał zacząć na nowo swoją działalność już z pierwszym września, tyle, że prace remontowe nadal mają trwać. Do tego Ministerstwo poszukuje pozostałych śmierciorzerców, a tym samy, potrzebne kwalifikacje na stanowisko aurora zmalały, więc wielu młodych dostając możliwość natychmiastowej pracy rezygnuje z ukończenia Hogwartu.
     Wieczorem Severus siedział w fotelu starając się skupić na książce, podczas gdy Weasleyowie hałasowali i sprzeczali się co do niedawnej wojny. Miał szczerze dość ich towarzystwa, jednak póki co nie miał się gdzie podziać. Ustalił, że jak tylko dowie się czegoś więcej o stanie i bezpieczeństwie architektóry Hogwartu wróci do swoich komnat. Na swoje prywatne mieszkanie nie miał co liczyć, było zniszczone.
     - Profesorze? - Usłyszał głos pewnej gryfonki po czym ujrzał brązowe gniazdo.
     - Czego, Granger? - warknął zdenerwowany, że kolejna osoba chce mu przeszkodzić w czytaniu lektury.
     - Chciałam pokazać panu eliksir Czeluści, ale skoro pan tak bardzo nie chce... - otparła, ale Severus przerwał jej trzaśnięciem zamykanej książki.
     - Granger, nie zamierzam urzerać się z gówniarą. Prowadz - odrzeknął poirytowany towarzystwem jakie go otaczało.
     - Zamknij się cholerny nietoperzu. - Do rozmowy dołączył młody Weasley, chłopaczek Panny-Wiem-To-Wszystko-I-Będę-Denerwować-Nauczyciela.
     - Proszę, proszę, obrońca z małym móżdzkiem. Weasly, nie wtrącaj się, bo i tak to popisywanie ci nie wychodzi. - Mówiąc to wstał z fotela i zaczął kierować się w stronę Hermiony.
     - Drętwota! - Usłyszał rzucane przez chłopaka zaklęcie, jednak był lepiej wyszkolony i zwinniejszy. Odwrócił się i odbił promień, który trawił we właściciela.
     - Severusie! Ronaldzie! - krzyknęła Molly z kuchni widząc, jak jej syn odlatuje w tył i wpada na ściane.
     - Wyzywał Hermionę! - odparł rudowłosy stając na chwiejących się nogach.
     - Panowie, zabraniam rzucania jakichlolwiek czarów słurzących do robienia krzywdy!
     - No ale mamo, przecież on... - zaczął zaprzeczać, a twarz Molly coraz bardziej czerwieniała ze złości.
     - Dosyć! Dopiero co skończyła się wojna, a wy znów rozpoczynacie bójki! Czy nie dość już zostało nam zabrane?
     W całym pomieszczeniu zapadła cisza. Wszyscy patrzyli na Molly, Ron spóścił głowę, a Snape schował różdzkę. Miała racje, ale co miał powiedzieć? To nie jego wina, że Weasley go zaatakował. Odwrócił się na pięcie w stronę panny Granger i wskazał by go poprowadziła do eliksiru. Ta tylko skinęła głową i poszła w stronę tylniego wyjścia. Severus natomiast poszedł za nią.
     Wyszli na podwórko i skręcili w prawo dwukrotnie. Severus dopiero teraz dostrzegł małą przybudówkę, do której weszli. Stanął w progu zdumiony wnętrzem. W jednym rogu stało łóżko o złotych obuviach i pościelone czerwoną kołdrą z herbem gryfindoru na środku. Od łóżka cała ściana naprzeciw wejścia była zajęta regałami z książkami. Na lewej ścianie stały szafy prawdopodobnie z ubraniami, a na prawej również przeszklone regały... Ale z różnymi składnikami do eliksirów. Na samy środku pokoju stał obszerny stół, a na nim kociołek i porozrzucane składniki. Przy stole właśnie stała Hermiona i czekała, aż Mistrz Eliksirów podejdzie do niej. Powoli znalazł się przy niej i spojrzał do kociołka. Substancja miała taki sam kolor jak ta w fiolce.
     - Pokaż przepis - rozkazał gryfonce a ta posłusznie podeszła do biblioteczki i wzięła z niej opasły tomik. Podała nauczycielowi a ten wpierw przeczytał tytuł. - "Czarna Magia w płynie"? Od kiedy to panna Granger pała się czarną magią?
     - Od kiedy w desperacji próbowała pana urotować.
     Wrócił do książki i popatrzył na spis treści. Znalazł eliksir Czeluści Piekielnych i otwarł na właściwej stronie.
     Składniki... Prawie nie do zdobycia, a sposób przygotowania zmuszający do skupienia samego Mistrza tej sztuki. Jak Granger udało się go przygotować? Popatrzył na nią badawczo po czym odłożył książkę.
     - Ile go przygotowywałaś? - spytał chcąc sprawdzić jakie ma umiejętności.
     - Jakiś tydzień - odpowiedziała, a on podszedł do małego okienka przy drzwiach.
     - Rozumiem. - Odwrócił się do niej przodem i oparł o ściane. - Granger... Co zamierzasz dalej? - zapytał szczerze zaciekawiony.
     - O co panu chodzi?
     - Eh... No tak, gryfonka - mruknął do siebie. - Co zamierzasz teraz ze sobą zrobić? Rozpoczniesz prace aurora czy coś w ten deseń?
     - Zamierzam skończyć Hogwart a potem pójść na studia medyczne - odparła lekko wzburzona komentarzem profesora.
     - Doprawdy? A jesteś świadoma, że wpierw z eliksirów musisz mieć wybitny? - By zaakcentować swoją wątpliwość podniósł jedną brew i uśmiechnął się wrednie.
     - Wiem i będę miała. A teraz prosiłabym, by opuścił pan mój pokój. Chciałabym się przespać. Dobranoc profesorze
     - Żegnam, Granger - odparł i z satysfakcją opuścił pomieszczenie. Potem wrócił do Nory, by samemu położyć się i w krótce zasnąć.
***            ***             ***
Hm... Blogger na tel ogranicza mi ilość tekstu. No, ale trudno.
Mam nadzieję, że nie najgorsze :)
Dziękuję i pozdrawiam
B.

wtorek, 28 czerwca 2016

Doberek:3

Witam wszystkich którzy są i których nie ma :)
Blog przeznaczony jest na opowiadania prowadzone głównie w wakacje. Wpadłam na taki pomysł bo w wakacje najwięcej chce mi się robić :d
Opowiadania będą różnej maści, a w te wakacje postawiłam na Sevmione.
A tak z innej beczki, przepraszam za szablon i w ogóle... CSS nie chce ze mną współpracować :(
To... Chyba tyle.
Papapap pozdrawiam
B.

niedziela, 26 czerwca 2016

Rozdział I cz. 1

     Przekręcił lekko głowę jednak szybko pożałował swego czynu i zawył przeraźlisie z bólu. Kark piekł go niemiłosiernie. Czuł też na całym ciele podobny ból. Nie wiedział skąd się on bierze, był zdezorientowany, jednak pewien młody, damski głos natychmiast przywrócił mu pamięc o wszystkich zdarzeniach, które miały miejsce przed jego śmiercią i po niej.
     - Profesorze! Słyszy mnie pan? Jak się pan czuje? - Głos dziewczyny uderzył w jego bębęgi z siłą tententu tuzina słoni biegnących w stronę wodopoju.
     - Cholera, Granger, po śmierci to chyba ja powinienem dręczyć ludzi, a nie TY mnie! - warknął na dziewczynę i przetarł oczy słysząc parsknięcie mieszanką rozbawienia, irytacji i... Ulgi?
     - Chyba nic panu nie jest - odpowiedział, a on dopiero w tedy otworzył oczy.
     Gdy jego ślepia przywykły do ostrego światła żucanego przez żarówke w salonie zapyziałej Nory zauważył obok siebie szope brązowych włosów z miną w stylu "martwiłam się... Ale chyba lepiej by było, gdybyś jednak się nie obudził". Jakoś specjalnie nie zwrócił na to uwagi, był jak najbardziej przyzwyczajony do takich spojrzeń, więc przerzucił wzrok na osobę stojącą parę centymetrów za Panną-Wiem-To-Wszystko.
     - Severusie, jak się czujesz? - Starsza kobieta szczerze martwiła się o starego nietoperza z lochów i wiedząc to tym razem postanowił darować jej opryskliwość. Domyślał się, że to ona go uratowała.
     - Z pewnością lepiej, niż gdy ten przeklęty wąż mnie ukąsił - odparł i odruchowo pomasował sobie kark. - Co z wojną?
     - Wygrana. Harry zabił Toma.
     Wiadomość o wygranej wojnie była jedyną, którą chciał teraz usłyszeć. Nic więcej nie było mu potrzebne, jednak postanowił dowiedzieć się jeszcze trochę wię usiadł na kanapie.
     - A ile dni tej wojny mnie ominęło?
     - Trzy, jednak potem jeszcze przez dwa tygodnie nie mogliśmy pana dobudzić. - Do romowy wtrąciła się kudłata gryfonka. Pokiwał jedynie głową. Nie czuł się na siłach, by kontynuować rozmowę więc położył się z powrotem i zamknął oczy. Nie potrzebował dużo, by pozbyć się świadomości życia i zasnąć.
***                      ***                      ***
     Obudził się z równie wielkim bólem co wcześniej jednak tym razem nie chamował się przed podniesieniem swego cielska. Spojrzał dookoła siebie i stwierdził, że jego system domowy został zmieniony. Była noc i prawdopodobnie wszyscy oprócz niego smacznie spali. Potwierdzała to gryfonka śpiąca na fotelu przy jego konapie. Spojrzał na nią krywo, naprawde nie lubił gryfonów, jednak musiał przyznać, że tej szopie nie może zarzucić nic więcej niż pyskatość i wścibianie nosa w nieswoje sprawy.
     Rozejrzał się dalej i znalazł to, czego szukał. Na stoliku leżała ładnie złożona w kostke peleryna mistrza eliksirów. Nałożył ją na sibie i podszedł do tylnich drzwi. Otworzył je zaklęciem alohomora, obejrzał się jeszcze za siebie czy nikogo nie obudził i wyszedł na ogród.
     Ogarnęło go przerażenie gdy zobaczył jakie szkody poniśli Weasleyowie. Na ich ogródku - wcześniej bardzo urozmaiconym - nie był nic więcej niż stosy połamanych desek. Domyślał si€, że te deski pochodzą z ich domu i aż bał się widoku Nory, jednak odważył się wyjść zpod drzwi i spojrzeć na Norę.
     Nora nigdy nie była cudem architektury, jednak była dużo i bez problemów mieściła w sobie wszystkich Weasleyów i jeszcze więcej gości. Teraz chatka tej wielodzietnej rodziny była o wiele mniejsza niż przedtem. Ta naprawdę był to tylko jeden poziom domu, jakby sam parter i małe odchylenie w górze, maleńki poziom drugi mieszkanka. Zostały jeszcze maleńkie kawałeczki ścian i konstrukcji po dawnych pokojach.
     - Przerażający widok, prawda? - Usłyszał cichutki, ale stanowczy głos panny przez niego znienawidzonej.
     - Jeszcze przed chwilą widziałem cię smacznie chrapiącą na kanapie - odparł z kpiącym uśmieszkiem.
     - Nie chrapie! - Zwycięstwo. Panna Granger dała się sprowokować.
     - Czyżby? Ja słyszałem co innego. - Widział jak jej policzki zaczynają buraczeć ze złości, jednak po chwili prybrały na nowo swój blady odcień. Delikatnie i powoli złapawszy się za ramiona usiadła na maleńkich schodkach przy drzwiach.
     - Nawet nie wie pan ile zniszczeń dokonał Voldemort. Ilu najbliższych nam nie żyje - rozpoczęła patrząc niby na niego, ale jej wzrok był pusty. - Fred, Remus i Tonks i wielu innych uczniów. Hogwart zniszczony, ponad połowa ścian zburzonych. - Słuchał jej wywodu ze spokojem odhaczając wszystkie punkt, które przewidział wcześniej. - Do tego baliśmy się, że pan... Też nas opuści. - Ostatni wyraz był dla niego zaskoczeniem. Bali się... O niego?
     - Uważaj, bo ci Granger uwierze. Jedyną osobą żyjącą, która mogłaby się bać o moje życie jest Minerwa - odparł śmiejąc się przy tym drwiąco.
     - Tu się pan myli. Profesor McGonagall martwiła się o pana, nie zaprzecze jednak nie tylko ona. Draco Malfoy, gdy dowiedział się, że staramy się pana odratować schował dume do kieszeni i pomagał zdobyć składniki do ekisirów. Stwierdził, że póki co jego ojciec nie może tego zrobić, ale tak naprawde bez jego znajomości sam też nie mógłby zdobywać składników. No i... Nie po to zostawiłam Harrego i Rona i pana przywlekłam do Nory, a potem długie godziny i dni wyszukiwałam w książkach sposobu na cofnięcie efektów jadu tego cholernego węża by pan teraz nie chciał mi uwierzyć - odparła lekko oburzona, a on aż podniósł swoją sławną brew ze zdziwienia.
     - Zawsze wiedziałem, że jesteś głupia ale żeby aż tak? - odrzekł w geście zakrycia swojego, musi przyznać, miłego zdziwienia.
     - O co panu znowu chodzi? - odburknęła ściągając brwi.
     - Żeby gryfonka, żebyś TY, Granger ratowała mi życie to aż absurdalne. A na dodatek hańba dla mnie, ślizgona.
     - No wie pan co?! No ależ oczywiście, szanowny profesor Severus Snape musi być wciąż postrachem i wyzywać nawet tych, którzy chcą mu pomóc. No jakżeby inaczaj! - Wybuchła wściekłością i musiał przyznać, że słusznie. Ale nie mógł już zawrócić, z resztą nawet nie chciał. Nie po to pracował przez lata na tytuł Postrachu Hogwartu , by teraz pozwolić nędznej Gryfonce na chwile triumfu.
     - Granger, nie pozwalaj sobie - warknął, jednak ją to jeszcze bardziej rozzłościło.
     - A to czemu? Czyżby pana prawda bolała? - tylko tyle powiedziała i wstała ze schodków. Otworzyła drzwi i weszła do Nory zostawiając go samego.
     "Dobrze wiem jaka jest prawda Granger..." - zawsze był szczery ze swoimi myślami i także tym razem. Dobrze wiedział, że wykreował swoją postać jako cholerny dupek z lochów, który drażni uczniów, nigdy przyjaźnie si€ nie uśmiecha, wyzywa wszystkich, nie czuje niczego, co dobre, a jako wszechmogący nauczyciel kara uczniów punktami minusowymi bądz szlabanami. Ten wykreowany nietoperz wsiąkł w niego prawie w stu procentach. Jednak była w nim cząstka osoby bardziej... Łagodnej i szczerej, uczuciowej. Z pewnością przejawiała się w jego rozmyślaniach, gdy nie kłamał na dany temat. Są też ludzie, tacy jak Minerwa, którzy znają go z tej strony tym samym nie bojąc się go.
     Długo rozmyślał nad tym wszystkim aż w końcu miał sam tego dość i wrócił do Nory. Tam już po kuchni kszątała się właścicielk domu nucąc sobie pod nosem. Bezszelestnie podszedł do kuchni i rozejrzał się. Nie odwracała się do niego więc chrząknął i w tedy kobieta lekko podskoczyła.
     - Oh! Severusie nie strasz mnie tak! Als dobrze, że cię widze, przynajmniej wiem, że żyjesz - odparła kobieta z wielkim uśmiechem na twarzy. Podeszła do Severusa i zaczęła poprawiać mu peleryne. Po czym wesoło dodała: - Zjesz coś?
    - Molly... Przykro mi. Ja... Przepraszam -  Musiał okazać chociaż tej kobiecie wyrazy współczucia.
     - Mówisz... O Fredzie? - Nadal się uśmiechała, ale szczęka zaczęła jej latać przygotowując sie do płaczu. - To nie twoja wina, w tym czasie, kiedy on umierał ty już byłeś tu.
     - Ale mogłem temu jakoś...
     - Nie mogłeś. Taki bieg rzeczy, tak musiało być. - Zrobiła krótką pauze. - To jak? Co jesz?
     Podeszła do lodówki, a on usiadł na krześle przy stole. Żadko traktował Weasleyów z szacunkiem, ale Molly i Artur Weasley byli inni niż te dzieciaki. Zawsze uśmiechnięci, choć ciążyło na nich ogromne doświadczenie, mary przeszłość. Dla każdego byli uprzejmi i otwarci. A gdy prychodziło do poważnych spraw - nie było osób bardziej konsekwentnych niż oni.
     - Chyb mam ochotę na kiełbaski - odparł, a Molly natychmiast zaczęła szykować mu jedzienie na nowo podśpiewując sobie pod nosem.
     Rozmawiali do świtu, aż do kuchni weszły ziewając Ginny i Hermiona.
     - Dzień dobry - przywitały się w przerywach ziewania. Gdy ruda dziewczynka w końcu zahamowała otwieranie paszczy spojrzała na Severusa i wytzeszczyła oczy jakby pierwszy raz go widziała i się przestraszyła.
     - Hermiona... Udało ci się! - Severus aż się skrzywił widząc radość z jego powodu.
     - Wiem - Starsza gryfonka nie pałała takim entuzjazmem i Sevrrus bardzo dobrze wiedział czemu.
     - Dzień dobry dziewczynki. Zasiądźcie do stołu zaraz zrobie śniadanie - wtrąciła Molly uśmiechając się do gryfonek.
     - Pójdę po eliksir dla profesora Snape. - I wyszła, ale zanim to zrobiła zdążył zauważyć jej zmęczone oczy. Zmieniła się, bardzo się zmieniła. Ciekawiło go kiedy doświadczy kresu jej zmiany.
     - Molly, co z Hogwartem? - Severus postanowił zmienić temat.
     - Większa część jest zniszczona chociaż zochowały się dormitoria. Wielka sala w gruzach podobnie jak wieża astronomiczna. Nieliczne klasy są całe, jednak większoć zniszczona. Ale czarodzieje, którzy są na siłach już zabrali się za odbudowę - wyjaśniła uśmiechnięta kobieta.
     - Rozumiem.
     Następnie do kuchni zawitała Hermiona z fiolką w ręku, której zawartość była koloru granatu przechodzącego w fiolet.
     - Co to za eliksir? - zapytał mężczyzna, a na twarzy Panny-Wiem-To-Wszystko wyskoczył podstępny grymas.
     - Jest pan Mistrzem Eliksirów i nie rozpoznaje pan eliksiru? Dobry panu tytuł nadali? - Wygięła usta w aktorskim grymasie troski.
     - Granger tytuł Mistrza Eliksirów jest przyznawany nie za znajomość wszystkich eliksirów, a za umiejętność przygotowania w perfekcyjny sposób eliksiru, którego przepis widzi się pierwszy raz. Co to za eliksir?! - warknął na dziewczyne czując satysfakcje z jej przegranej.
     - Czeluści piekelnych - oświadczyła naburmuszona.
     - Ciekawe... Nigdy o nim nie słyszałem - mruczał nauczyciel pod nosem.
     - Jeśli pan chce, to potem mogę panu pokazać wszystko, ale proszę to teraz wypić.
 

Prolog

     Ściany pokruszone, jezioro pełne kamiennych odpadków, trawnik wyglądający jakby dopiero co Bóg postanowił stworzyć tą ziemie i wierzba, stare drzewo, które pamiętało niezliczoną ilość uczniów. To był obraz, którego bał się najbardziej, jednak wiedział, że nie ma innego DOBREGO zakończenia tej historii. Wojna zebrała krwawe żniwo, wielu w niej poległo. Jednak jak wielu - tego nie wiedział. Nie mógł wiedzieć. Światełko jego duszy zgasło nim nadszedł świt zwycięstwa, nim nadszedł czas liczenia strat. Zgasł i dla niego nie nadszedł lepszy dzień, dla niego nie wzeszło już słońce. Czekał, aż zostanie osądzony, aż i on zbierze żniwo swojej wieloletniej pracy. Co Bóg postanowi?
     Czekał z niecierpliwością na jakikolwiek znak od Boga, by ten posłał go w końcu do niebie bądź piekła. Robiąc swój własny rachunek sumienia nie liczył na zbyt wiele, raczej na cieplutkie miejsce gdzieś w garnku diabła. Romyślając tak w pustce zamkniętych oczy poczuł szarpnięcie. Coś ciągnęło go w dół. Uśmiechnął się smutno do siebie. A jednak, zsyłają go to odmentów palących dusze. Pogodził się z tą myślą, gdy nagle usłyszał znajome głosy głucho nawołujące go. Dwa kobiece; jeden starczy, a drugi ochrypnięty ale delikatny i młody. Natychmiast otworzył oczy spoglądając przed siebie. Ujrzał światło, mocne, kłujące w oczy, a do jego uszu dobiegł donośmy głos, którego nie potrafił nigdzie przypisać, do żadnych tonacji czy innych tym podobnych. Jednak słowa, które usłyszał całkowicie nie były zgodne z jego myślami:
     - To nie jest twoje miejsce, a tym bardziej twój czas.
***             ***             ***
Tak właśnie się to rozpoczyna :D przepraszam za błędy, piszę na telefonie bo komputer... Ekhem... Nie chce mi działać. W każdym razie, dajcie znać co myślicie :)
Dziękuję i pozdrawiem
B.