wtorek, 27 lutego 2018

Rozdział XIV

     Jednym z jego znienawidzonych zajęć było tłumaczenie. Trudno mu było ścierpieć opowiadanie historyjek w stylu: On powiedział, ona powiedziała i zrobili to. Ale nie miał niestety wyjścia. Lucjusz, Minerva i Dracon domagali się szczegółowych wyjaśnień, więc po opatrzeniu rany Malfoya cała czwórka zasiadła w gabinecie McGonagall popijając po wszystkim Ognistą. W między czasie, gdy Lucjusz znajdował się w skrzydle szpitalnym Aurorzy przybyli po ciało Therlanda. Było oczywiście dużo wypytywań jak to się stało, dlaczego i tym podobne, ale Minerva zgrabnie wyjaśniła okoliczności samoobronne czyli – konieczne. Hermiona natomiast została w skrzydle szpitalnym pod wpływem delikatnej śpiączki. Poppy wróżyła, że nie dłużej niż tydzień, a dziewczyna się wybudzi.
- Severusie, mów co się dzieje. Mówiłeś, że nie da się go dotknąć. Widzieliśmy, że Hermiona nie żyje. - Zaczęła go ponaglać Minerva, gdy kolejny raz podniósł szklankę z trunkiem do ust nie wypowiedziawszy nawet słowa. Westchnął więc ciężko i ostatni raz upił łyk alkoholu.
-Therland używał... Bardzo skomplikowanej magii. Dziwi mnie to, gdyż jest do niej potrzebny spokój ducha. No, ale wychodzi na to, że można było osiągnąć taki poziom również w inny sposób. -Rozpoczął swoją wypowiedź.
- Przejdź do rzeczy wuju. - Draco nie dał się wprowadzić w maliny i szybko nakierował Snape na prawidłowy tor.
- No dobra, w skrócie mówiąc: Therland grzebał nam w głowach. Coś jak mugolska magia. - Odparł niechętnie i znów napił się Whisky.
- Mugole mają magię?
- Tak, Draco, mają. To się nazywa "sztuczki". Therland dorzucił do tego kontrolę umysłów i byliśmy załatwieni.
-Skąd to wiesz?
- Po przestudiowaniu wielu ksiąg znalazłem wiele prób, doświadczeń wymyślenia włąśnie czegoś takiego. W większości te próby odbywały się wśród Sabatoników, więc nic dziwnego, że właśnie tam Therland szukał sprzymierzeńców. W każdym razie, polega to na tym, że pokazujesz sztuczkę, która dla nas jest po prostu magią i łączysz ją z psychologią – oczywiście też magiczną. Na skutek tej syntezy czarodziej może właściwie wszystko ze swoim wrogiem zrobić. Nie zabiłby mnie wprost, ale zmusiłby mnie bym tak myślał, ale umysł to potężna siła, co doprowadziłoby do mojej rzeczywistej śmierci. Ale to taka dygresja.
-A co w takim razie z Hermioną? - Wtrąciła zaciekawiona Minerva.
-Hermiona również była pod jego działaniem. Kazał jej wierzyć zapewne, że jej stan się pogarsza, organy coraz wolniej pracują, a ona oczywiście nie potrafiła mu się oprzeć. Nie umarła, bo na czas go zabiłem. Gdyby nie to, zapewne w końcu doprowadziłby ją do stanu nieodwracalnego. Gdy umarł stracił możliwość manipulacji w jej śnie, więc również kontrolę nad jej ciałem. Dlatego powróciły jej wszystki zdolności żywciowe.
-A jak udało ci się to przezwyciężyć? - Kolejne pytanie padło ze strony Lucjusza.
-To proste. Nie wierzyłem. Szczerze i na prawdę przestałem wierzyć w te jego sztuczki. Nie mógł więc zawładnąć moim umysłem, nie mógł więc przeze mnie przejść i sprzeciwić się mi.
-Wygrałeś na umysły.
-Nic nowego. - Uśmiechnął się do wszystkich podstępnie i upił napoju życia.
-No dobrze... A skąd się wzieli u mnie? - Severusowi nagle mina zrzedła.
-Chcieli cię zabić - odparł wymijająco.
-Tyle sam zdążyłem zauważyć.
-I co tu więcej mówić...
-Może dlaczego tego chceli?
-A co ja, siedzę im w głowie?
-Bo przyjaźnisz się z Severusem. Nas wszystkich Therland chciał wyrżnąć. - Za Severusa odpowiedziała Minerva, którą zaczął powoli denerwować Severus ze swoją niechęcią do opowiadania.
-Nie no, to się nazywa owocna przyjaźń... - Parsknął młody blondyn.
-Mówiłem wielkrotnie byście się do mnie nie zbliżali, to wy na przekór! - Severus poczuł się mocno urażony komentarzem chrześniaka.
-Spokojnie, Draco nie miał tego na myśli. - Próbował usprawiedliwić syna Lucjusz, karcą go przy tym wzrokiem.
Przez pewien czas panowała cisza. Każdy popijał alkohol zagłębiając się w swoich myślach.
-Czyli mamy sprawę zamkniętą, no nie? - spytał nagle Draco czując się niezręcznie w takiej ciszy.
-Wygląda na to, że tak. Jak sądzisz, Severusie, czy coś jeszcze komuś znas grozi?
-Nie, Minervo. Zdaje mi się, że nie. Martwię się tylko o Hermionę, nie wiem jak będzie się po tym wszystkim czuła. Co jak co, ale jest najmniej winną osobę w całym naszym towarzystwie. - Spojrzał za okno czując na miejscu serca nieprzyjmeny ucisk.
-Sev... - Mężczyzna tym razem nawet nie drgnął po usłyszeniu niechcianego przezwiska. - Kiedy w końcu jej powiesz?
-W swoim czasie Lucjuszu.
Mijały kolejne dni. Hermiona już dawno wybudziła się ze śpiączki i zdezorientowana całą sytuacją łaknęła każde słowo wyjaśnienia. Oczywiście, to nie Severus wyjaśniał, szybciej by ją zabił niż zniósł kolejną serię tych samych - i nie tylko –pytań. Zajęło jej parę dni przyswojenie faktu, że mają kolejne zagrożenie za sobą. W pewnym momencie doszła do wniosku, że to kolejna przygoda, ale tym razem bez Rona i Harrego w roli głównej. Tym razem najważniejsi byli dla niej dwaj ślizgoni i Minerva. Poczuła dziwny przypływ satysfakcji czując, że więzi pomiędzy nią a pozostałą dwójką gryfonów maleją, a ta, która łączy ją ze ślizgonami i Minervą staje się coraz silniejsza. Myślała również dużo nad samym Severusem. Z nim połączyła ją niezwykła siła, coś czego sobie samej nie umiałą wytłumaczyć. Pomimo tego, że postanowił to zakończyć nie była na niego zła. Wiedziała, że skoro w ten sposób ma czuć się lepiej, to właśnie tak ma być. Sam Severus zachowywał się zdecydowanie bardziej... Zabawniej, jak na jego standardy. Miał coraz bardziej cięty język, ale prawie nigdy nie używał swojej skwaszonej miny. Zawsze, gdy komuś dogryzał był pewny siebie i zadowolony.
Tak, Panna-Wiem-To-Wszystko nie potrafiła przestać spoglądać na swojego nauczyciela z poczuciem ogromnej sympatii. I teraz, gdyby ktoś zapytał ją jaki ma stosunek do Mistrza Eliksirów pogrążyłaby się na pewno. Nie byłaby w stanie skłamać i powiedziałaby takiej osobie, że jest to najwspanialsza osoba jaką zna. Chciałaby sama przed sobą powiedzieć, że nie da mu oddejść, ale nie potrafiła, bo on sam uznał, że tak będzie lepiej. Dotykała go, rozmawiała z nim, calowala... Ale tylko w swoich marzeniach. Pogodziła się z tym.
Zbliżały się końcowe egzaminy, a co za tym idzie – wybór swojej przyszłości. Severus zdecydowanie pilnował, by eliksiry szły jej bardzo dobrze, by umiała nadprogramowo. Wytłumaczył jej, że jeśli zda wszystkie testy na maksymalną ilość punktów zostanie dodatkowo zapytana o kierunek przyszłości. Jeśli wybierze eliksiry, to w przeciągu dwóch tygodni po uzyskaniu wyników powinnien do niej zgłosić się przyszły mentor, prawdopodobnie jakiś Mistrz Eliksirów. Oczywiście, ma prawo go nie zaakceptować, ale w tedy pozostają jej tylko studia, co gwarantuje mniejszy przypływ wiedzy. Miała jednak na głowie jeszcze jedno zmartwienie. Nawet jeśli dostanie mistrza, nawet jeśli będzie mogła dalej się uczyć... Gdzie zamieszka i za co? Weasleyowie zaoferowali jej miejsce u siebie w domu, ale ona nie chciała zbyt długo mieszkać pod jednym dachem z Ronem. Severus nauczył ją, że zawsze trzeba mieć godność. Zgodziła się jednak zamieszkać przez pierwszy miesiąc, a podczas oczekiwania na mistrza (bo miała ogromną nadzieję, że zdobęcie maksymalne wyniki) znajdzie sobie pracę i lokum.
Nie podała Rona do Ministerstwa, czuła, że nie ma to sensu. Dlatego też państwo Weasley byli jej wdzięczni, ale sam Ronald się do niej nie odezwał. O dziwo, również Harry nie dawał znaku życia. Nie miała za bardzo kontaktu z Ginny ani Draco, oboje skupili się całkowicie na nauce. Nie wiedziała zatem nic, co dzieje się w jej starym świecie. Dała sobie z tym spokój, a czas zleciał niebywale szybko na nauce. W końcu nadszedł tydzień egzaminów. Nie bała się niczego, oczywiście, oprócz samych eliksirów. To był jej główny cel, na który poświęciła najwięcej.
Po zakończeniu egzaminów wyszła cała roztrzęsiona. Praktyczny egzamin poszedł jej dobrze, zdecydowanie wszystko zaliczyła. Ale teoria... Nie, wiedziała, że zrobiła błedy. Prawie płacząc zasnęła natychmiast w swoim łóżku. Gdy się obudziła był już czas na Ucztę Pożegnalną. Ubrała się ostatni raz w szkolny mundurek i stojąc przed lustrem zapomniała o egzaminach. Zaczęła wspominać te wszystkie chwile spędzone w tej szkole. Tyle różnych przygód przeżyła, tyle smutków i radości. Nie wytrzymała, rozpłakała się. Będzie tęsknić za tym miejscem, każdym jego zakamarkiem i każdym człowiekiem. Szczególnie będzie tęsknić za nim. Dziś prawdopodobnie ostatni raz go zobaczy.
Zeszła do Wielkiej Sali i przyjrzała się wszystkim. Draco siedział przy Ginny i nie byłoby w tym nic zadziwiającego, gdyby nie fakt, że trzymali się za ręce. Podeszła do nich i usiadła po stronie Dracona. Odwrócili się do niej i uśmiechnęli, ale ona wciąż przyglądała się na nich zdziwionym wzrokiem.
-Za dużo czasu spędziłaś w towarzystwie Snape. - Zaśmiał się w jej kierunku Draco.
-Opuść tą brew, bo go przypominasz. - Wtrąciła Ginny, a Hermiona dopiero teraz zrozumiała o co im chodzi.
-Co mają znaczyć te ręce? - Zapytała już bez niepotrzebnych podchodów.
-No wiesz Hermi... Teraz to już tak oficjalnie. - Ruda stała się czerwona na twarzy i przybliżyła się do swojego chłopaka. Ten objął ją ramieniem i pocałował w czoło.
-Czyli Harry już wie?
-Wie. Powiem ci, że dość łatwo to przyjął.
Hermiona tylko pokiwała głową, bo na podeście stanęła Minerva i rozpoczęła uciszanie zebranych.
-Moi drodzy uczniowie. Nadszedł czas rozłąki. Niektórzy z was powrócą tu za dwa miesiące, jednak są też tacy, którzy żegnają mury Hogwartu. Do nich chciałabym skierować pierwsze słowa: Wasze egzaminy się skończyły. Liczę, że każdy osiągnie w nich wymarzony wynik, a jego przyszłość będzie pełna wrażeń, oczywiście, tych pozytywnych. Pamiętajcie również, że nauka jest kluczem do wszystkiego. Uczyć będziecie się również poza szkołą.Tylko, że teraz nastaje czas na szkołę życia. Niech ona przyniesie wam cudowny czas. Twórzcie naszą rzeczywstość taką, w jakiej chcielibyście żyć, bo w niej będą wychowywać się inne pokolenia. Kochani, szczęśliwej drogi przez życie! - Zrobiła chwilę pauzy, a Hermiona czuła, że dyrektorka dodała jej tych sił, których brakowała jej ostatnimi czasy. Poczuła wdzięczność dla swojej przyjaciółki. Rozległy się brawa i mnóstwo uśmiechów poszybowało w kierunku Minervy. Hermiona zauważyłarównież parę dziewczyn, które z euforii nie powstrzymały łez.
-Reszcie uczniów chciałabym życzyć udanych wakacji, ale nie zapomnijcie, że za niedługo znów się widzimy, a żadem z nauczycieli nie zaakceptuje lenistwa. Bawcie się dobrze podczas przerwy, ale znajdźcie również czas na książki i ćwiczenia. Przyniesie wam to w przyszłości plony. - Znów zrobiła chwilę przerwy, a uczniowie znów jej klaskali. - A teraz, bez przedłużania, Ucztę czas zacząć!
Oczywiście na sam koniec przemowy poza oklaskami były również wiwaty. Po nich każdy zasiadł do uczty w między czasie rozmawiając. Gdy każdy się posilił, zbierał ekipę najlepszych przyjaciół i znikali za wrotami Wielkiej Sali prawdopodobnie idąc szykować własną imprezę pożegnalną. Draco i Ginny również mieli to w planach o czym poimformowali Hermionę. Ona jednak nie miała ochoty na zabawę. Podczas, gdy większość uczniów rozpoczynała imprezę, Hermiona już spakowana zaczęła powoli spacerować po szkole. Odwiedziła każde możliwe miejsce: Była w bibliotece, w kuchni, w Pokoju Życzeń, w łazience dla prefektów, na trzecim piętrze, na Wieży Astronomicznej, na błoniach również i w wielu wielu innych miejscach. Wspominała. Gdy jednak miała już dość samotnego wędrowania nogi same poniosły ją w kierunku kamiennej chimery. Nie wiedziała nawet dlaczego, ale posąg sam się otworzył. Myślała, że może Minerva schodzi, ale kobiety nigdzie nie było. Weszła więc po schodach i zapukała do gabinetu. Usłyszała nostalgiczne "Proszę" i weszła do pomieszczenia. McGonagall stała przy oknie odwrócona do Hermiony plecami, a w dłoni trzymała kieliszek ze złotawym płynem.
-Poczęstujesz się, Hermiono? - Odrzekła nawet nie spoglądając na dziewczynę.
-Skąd wiedziałaś, że to ja? - Spytała naprawdę ciekawa.
-Czułam, że do mnie przyjdziesz. Zawsze w trudnych momentach przychodziłaś do mnie.
-A ty zawsze ciepło mnie przyjmowałaś. - Hermiona uśmiechnęła się na wspomnienie swoich licznych wizyt u opiekunki.
-Siadaj, napij się. Już możesz, nie jesteś uczennicą tej szkoły. O czym tym razem porozmawiamy? - Kobieta wróciła za biurko i postawiła przed dziewczyną kieliszek uśmiechając się przy tym. Hermiona złapała za butelkę Whisky i nalała sobie.
-O najgorszym i najwspanialszym uczuciu, miłości.
Hermiona od tygodnia siedziała w Norze. Ron przed nią uciekał, Harrego nie widziała na oczy, a pani Weasley unikała każdego drażliwego tematu. Pozwalała sobie tylko czasami na spytanie Ginny, czy jest pewna swojej decyzje, ale widząc wzrok córki wzdychała ciężko i odpuszczała jakiekolwiek sprzeczki. Granger dużo pomagała jej w codziennych obowiązkach, natomiast zawsze wieczorem wychodziła na miasto, by poszukać jakiejś pracy. W tydzień zdążyła znaleźć trzy odpowiadające jej propozycje. Stwierdziła, że poczeka z podjęciem decyzji. Severu uprzedził ją, że Mistrz może chcieć uczyć w innym miejscu.
Siódmego lipca dziewczyna wstała mocno pobudzona. Zdążyła się wykąpać, rozczesać włosy i poczytać książkę zanim się ubrała i zeszła pomagać pani Weasley. Molly oczywiście z uśmiechem przyjęła pomoc dziewczyny i nawet nie pytała czemu ta jest tak rozdrażniona. Podczas śniadania Hermiona denerwowała się razem z Ginny. Jednak do rudej przyleciała śnieżniobiała sowa, ale ta do Hermiony nie. Ginny oczywiście uzyskała bardzo wysokie wyniki z egzaminów końcowych. Granger zaczęła się martwić, gdy minęła godzina trzynasta, a sowa jeszcze nie przyleciał. Nie potrafiła usiedzieć, a w głowie snuła już najgorsze z możliwych scenariusze.Wieczorem, gdy myła naczynia usłyszała pukanie do drzwi kuchennych. Jako, że pani Weasley była wraz z mężem na strychu to otworzyła drzwi. Stanął przed nią wysoki mężczyzna z brązowymi, ulizanymi włosami. Miał na sobie garnitur, a w ręce trzymał nesseser.
-Dobry wieczór, nazywam się James Orwel, jestem przedstawicielem z Ministerstwa Magii z działu szkolnictwa. Czy mam przyjemność rozmawiać z panną Hermioną Jean Granger? - Rozpoczął bardzo ponuro jegomość.
-Dobry wieczór, tak. Proszę wejść. - Dziewczyna przepuściła mężczyznę w drzwiach. - Proszę do salonu, tam będzie wygodniej.Kawy, herbaty może się pan napije? - Próbowała nie okazać swojego ogromnego strachu, ale czuła, że jej to nie wychodzi.
-Nie, dziękuję. Nie zabawię tu długo. Pozwoli pan, że usiądę? -Hermiona przytaknęła, a gość usiadł na krześle i zaczął odpinać nesseser. - Jeśli byłaby pani taka dobra, to czy mógłbym prosić o szklankę wody.
Hermiona oczywiście natychmiast podała mu napój i usiadła naprzeciw niego. Zacisnęła mocno ręce na spodniach i zagryzwał wargę czując, jak napięcie ją zjada od środka. Urzędnik przyjrzał się jej dokładnie i wyciągnął list. Uśmiechnął się widząc jej zdenerwowanie.
-Panno Granger, proszę mi powiedzieć... Z czym chciałaby pani związać swoją przyszłość? Mam namyśli z jakim przedmiotem. -Tym razem, choć ton był oficjalny, Hermiona mogłą wyczuć w nim dozę rozbawienia.
-Z eliksirami, proszę pana. - Odpowiedział czując, że to było TO pytanie.
-Rozumiem. Tu ma pani swoje wyniki z egzaminu, ale moim zdaniem nie ma co oglądać. - Hermionę zamurowało. To był bardzo nie miły komentarz z jego strony tym bardziej bezczelny, że mężczyzna wciąż się uśmiechał. Jednak szybko zmieniła zdanie. - Same wybitne, maksymalne wyniki.
Hermiona nie wytrzymała ze szczęścia i aż podskoczyła na krześle będąc cała rozpromieniona. Przybysz dał jej moment, by się uspokoiła poczym podał jej kopertę.
-Zgłosi się do pani w przeciągu dwóch tygodni Mistrz Eliksirów z ofertą nauczania pani. Oczywiście ma pani prawo odmówić mi teraz, ale jemu gdy przybędzie, jednak z pani umiejętnościmi nie marnowałbym takiej szansy.
-Dziękuję! Śmietnie, będę czekać z niecierpliwością.
-Gratuluję, panno Granger i liczę na dalsze sukcesy. - Jegomośćwstał i podał dziewczynie rękę, którą ta uścisnęła i odprowadził gościa.
Tym razem nie mogła zasnąć czując jak w jej żyłach płynie adrenalina. Czuła się w niebowzięta. Otwarta już koperta leżała na szafce nocnej. Zdążyła przyjąć mnóstwo gratulacji, ale sama musiała komuś podziękować. Gdy tylko znajdzie dogodny moment to na pewno zajrzy do Severusa i podziękuje mu za czas, który jej poświęcił.
Minęło półtorej tygodnia, a żadnego Mistrza Eliksirów na horyzoncie nie widziała. Nie miała też czasu, by przeteleportować się do zamku i podziękować Severusowi. Bała się również znów go spotkać po tym co między nimi zaszło. Molly zaplanowała imprezę, na którą zaprosiła parę osób. Od, zwykła kolacja w większym gronie, ale kobieta była bardzo szczęśliwa z tego powodu. Artur wytłumaczył Granger, że to przez brak towarzystwa. Hermiona rozumiejąc jej odczucie starała się pomóc najwięcej jak mogła pani Weasley. Gdy kończyła nakrywać do stołu do Nory zawitał pierwszy gość. Był to Chłopiec, który przeżył. Harry wpierw przywitał się z Molly i Arturem, po czym podszedł do Hermiony.
-Cześć Mionka. - Widziała, że czuł się speszony. Dlatego też zamiast zwykłego powitania po prostu się do niego przytuliła, co po chwili Harry odwzajemnił.
-Jak się czujesz? - Spytała delikatnie nie chcąc go tym zdemotywować.
-Jeśli pytasz o sprawę z Ginny... Nie jestem na nią zły. Raczej na siebie, że moje zachowanie doprowadziło do tego, że musiała się ukrywać. - Odparł wesoło. - Uczucia jakoś dawno wyparowało. Nie martw się. Lepiej powiedź jak ty się masz?
-Może być Harry, ale to dłuższa i trochę nie wygodna historia.
Harry zauważając Ginny przeprosił Hermionę i podszedł do niej. Przywitali się normalnie, bez afery ani niczego podobnego. Ucieszyło to gryfonkę, nie chciała, by starzy przyjaciele się kłócili.Wystarczyło, że Ron stał się jaki stał.
Następnymi gośćmi byli Kingsley, Luna i Neville. Najbardziej Hermiona ucieszyła się widząc ostatnią trójkę gości. Do Nory wszedł wpierw Draco, który przywitał się ze wszystkimi, a na końcu z Ginny głębokim pocałunkiem. Za nim Lucjusz przepuścił w drzwiach Minervę McGonagall, która podziękowała mu i przywitała się ze wszystkimi. Oczywiście podchodząc do Hermiony natychmiast jej pogratulwała podobnie jak postąpił Lucjusz.
Po powitaniu wszyscy zasiedli do suto zastawionego stołu. W Norze znów czuć było rodzinną atmosferę słysząc rozmowy i śmiechy.Hermiona siedziała między Ginny i Draconem, a Lucjuszem i Minervą. Gdy rozległo się kolejne pukanie do drzwi sama Molly była zdziwiona. Nie zapraszała już nikogo. Wyszła więc z salonu i poszła do kuchni. Gwar nie ustępował. Kobieta dość szybko wróciła i podeszła do Hermiony.
-Kochanie, to do ciebie gość. - Odparła z uśmiechem, a Hermionie omało co nie stanęło serce. Spojrzała na Minervę i Lucjusza, ale ci uśmiechali się jakoś dziwnie, nie naturalnie. Wstała więc widząc, że musi sama podołać temu zadaniu. Czuła że to mentor, jej Mistrz, ale nie spodziewała się tego kogo ujrzała w kuchni.Oparty o plat z założonymi rękami w swoich nieśmiertelnych szatach stał Severus Snape spoglądając na nią cwanie.
-Co pan tu robi? - Spytała mało mądrze.
-Granger, nie po to łaziłem przez dwa tygodnie dzień w dzień do Ministerstwa byś teraz się pytała co tu robię. Będziesz moją uczennicą?. - Hermionę w momencie poczuła napływ radości i wciekłości, co poskutkowało irracjonalnym zachowaniem.
-Bardziej to brzmi jak oświadczyny. - Parsknęła chcąc mu utrzeć nosa za takie gierki.
 - W gruncie rzeczy, jest. 

POSŁOWIE

      Opowiadanie króciutkie, na luzie, bez żadnego jakiegoś większego przygotowania. Jest sobie tak po prostu. Następne sadzę, że będzie lepiej dopracowane, ale na nie będzie trzeba dłuuużej czakać, bo chce wpierw poplanować je trochę. Dziękuję wszystkim, którzy poświęcili swój czas na te wypociny tworzone przez prawie trzy lata. Swoją drogą, była to przyjemna przygoda. Trudna, trochę daleka mojemu sercu, ale przyjemna. Niektóre motywy z niej wykorzystam zapewne w innych, już bardziej prywatnych powieściach. Przykro mi tylko, że źle ujmowałam wiele scen, że zakończenie takie suche, że akcja nie rozwinęła się tak naprawdę do końca. Mimo to... Cieszę się. To zawsze jakiś początek, a że nie mam za dużo doświadczenia w FF-ach, to sądzę, że nie było najgorsze. Zapowiadając następne opowiadanie – SEVMIONIE, tak znowu. Jakoś mam na to pomysł.Tytuł: Pięć metrów. Podpowiedź znajduje się właśnie w epilogu, ale tu również będzie doooość sporo pozmieniane. Tak czy inaczej, mam nadzieję, że uda mi się rozpocząć publikowanie już z dniem 01/06/18. Postaram się publikować tak na 90% do 01/10/18, a czy pójdzie dalej.... kto wie. Zobaczę jaką będzie miało też długość. Być może dłuższe od tego, a być może takiej samej długości... Tylko żebym rozwinęła motywy bardziej. Co tu więcej.... Chyba nic. Jeśli jest ktoś, kto uważa, że do najgorszych TO się nie zaliczało, to mam nadzieję zobaczyć tego kogoś i w następnym opo ;) Dziękuję jeszcze raz.
Pozdrawiam i do usłyszenia

B.

EPILOG

     Hermiona nie wiedziała jak ma się czuć. Była jednocześnie podekscytowana i przestraszona. Słyszała nawet jak szybko bije jej serce, ale nie potrafiła przypisać go do jednego uczucia. Co chwile poprawiała kosmyki niesfornych włosów, wzdychała ciężko i przechodziły ją drgawki. Chciał być jej mężem. Wciąż wspominała jego słowa "W gruncie rzeczy jest". Dziewczyna tak bardzo przejmowała się zaistniałą sytuacją, że nawet nie zauważyła, jak ktoś wszedł do pomieszczenia.
     - Cudnie wyglądasz, Hermiono. - Dopiero słysząc głos Minervy odwróciła się w stronę swojej przyjaciółki.
     - Minervo, boję się. - Na twarzy Granger było widać ten strach. - Ale bardzo tego chcę.
     - Kochanie, spokojnie, to normalne.
     Starsza kobieta podeszła do Hermiony ubranej w białą, długą suknię przeplataną złotym pasem. Obróciła jej głowę w stronę lustra i poprawiła kolejny falujący kosmyk włosów, który spadł dziewczynie na twarz. Panna młoda widząc w odbiciu lustra rozpromienioną twarz starszej pani spojrzała na siebie. Miała jasny, złotawy makijaż i włosy lekko rozprostowane i spięte w zwykłego kucyka, który był jednak bardzo obszerny, więc zakrywał zapięcie.
      - Mam coś dla ciebie – Odparła opiekunka Domu Lwa i sięgnęła do kieszeni w połach obszernej, szkarłatnej sukni. Wpierw w lustrze młoda dziewczyna ujrzała odbicie czegoś świecącego. Była to spinka do włosów w kształcie węża zawiniętego w korkociąg. Wąż miał jeden, mały, szmaragdowy kamyczek jako oko. Hermiona poczuła, jak ściska się jej serce. - Dostałam to kiedyś od dziadka Lucjusza. Mało kto wie, ale łączyło nas kiedyś coś na kształt miłości.
     - Minervo, ja nie mogę...
     - Nie gadaj bzdur. Idealnie będzie do ciebie pasować jako żony Severusa. - Hermiona przyjęła podarunek, w zasadzie nie miała wyjścia, gdyż starsza gryfonka wpięła jej na siłę spinkę we włosy.
      - Żony Severusa... - Dziewczynę jednak wciąż męczyły obawy. Nie wiedziała, czy dobrą podjęła decyzję, czy tak powinno być.
      - Hermiono, odpowiedź mi na jedno pytanie. - Minerva spoważniała do tego stopnia, że Hermiona aż się obróciła w stronę kobiety. - Kochasz go?
     - Oczywiście, że tak! - Panna młoda nie zastanawiała się ani chwili. Co do tego była pewna.
     - Bądźcie po prostu szczęśliwi, a to wystarczy, by twój strach był jedynie niepotrzebnym uczuciem.
     Hermiona słysząc swoją przyjaciółkę uspokoiła się trochę. Tak, doszła do wniosku, że ma ona racje. Będą szczęśliwi. Oboje będą o to walczyć, była pewna, że Severus również będzie się starał. Pomimo charakteru i wad jakie posiadał, to jednego nie można mu było zarzucić: On jak nikt inny troszczył się o swoich bliskich. Będzie miała to zawsze na uwadze.
Kiwnęła do Minervy uśmiechając się pokrzepiająco i wstała z krzesła. Nie spojrzał już w lustro. Zabrała jeszcze bukiet lili i łapiąc przyjaciółkę pod rękę wyszła na korytarz odbudowanej już Nory. Powoli zeszły do opustoszałego salonu, przeszły przez tylne drzwi i ujrzały rozstawiony namiot, w którym miała odbyć się uroczystość. Jako, że Hermiona w gruncie rzeczy nie miała ani matki ani ojca, to Minerva wprowadziła ją, a następnie podprowadziła do obróconego do nich tyłem mężczyzny w garniturze. Hermiona zdążyła poznać swojego przyszłego męża na tyle, by wiedzieć, że jest równie spięty co ona. Spojrzała na Lucjusza stojącego przy nim i uśmiechającego się pokrzepiająco do młodej kobiety. Nie spojrzała już na nikogo innego. Kiedy muzyka zaczęła grać, przełknęła głośno ślinę, ale uśmiechnęła się również. Ścisnęła mocniej ramie Minervy i chwilę przed oddaniem ręki Panu młodemu szepnęła do niej: - Kocham go już tak jak męża. A ciebie i Lucjusza, jak rodziców. Dziękuję.
     Chwyciła za rękę swojego wybranka, który po usłyszeniu jej szeptu spojrzał na nią skrywanymi, ale dla nie widocznymi uczuciami. Tak, chciała widzieć właśnie te uczucia.
     - Severusie Tobiaszu Snape, oddaję ci dłoń tej kobiety jako symbol zaufania, że będziesz dla niej oparciem i schronem w każdym momencie. - Rozpoczęła Minerva patrząc na Snape przychylnym spojrzeniem.
     - Będę. - Odparł jak zawsze opanowany Severus.
     - Hermiono Jean Granger. Zawierzam ci życie i szczęście mego przyjaciela licząc, że będziesz dla niego nadzieją. - Odezwał się Lucjusz rzucając szybkie spojrzenie na spinkę we włosach dziewczyny. Uśmiechnął się do niej jeszcze bardziej.
     - Będę. - Odpowiedziała już ze łzami w oczach.
     - Jako powiernicy waszej miłości mamy obowiązek spytać was o najszczersze uczucia.
Hermiona poczuła, jak jej serce szybciej kołacze widząc podnoszoną w górę przez Minervę różdżkę. Bała się, że wszystko może okazać się złudną mistyfikacją. Sekundy, gdy srebrna nić wdzierała się przez ubrania do ich serc trwały jak lata. Poczuła, że dla tej magii jest naga, stoi dla niej prawdziwą Hermioną. W chwili, gdy niteczki opuściły ich ciała i zwinęły się w ciasny kłębek nad ich głowami Hermiona przymknęła oczy i uśmiechnęła się pod nosem.
Wszystko będzie dobrze.
     Nitki rozprysnęły się nad ich głowami błyszcząc mocnym, srebrnym światłem. To było prawdziwe uczucie, prawdziwa miłość. Zostali sprawdzeni i wiedzą już na pewno, że są siebie warci.
     Spojrzała w oczy Severusa. Były pewne siebie, już się nie bał, już wiedział. Ogarnęło ją przerażające poczucie szczęścia. Sam nie zdawał sobie nawet sprawy, jak bardzo dodał jej otuchy.
     - Jako wasi przyjaciele mamy obowiązek złączyć was aż....
     - Nie. - Nagle odezwał się Snape, nie spuszczając wzroku z Hermiony, której uczucia przybrały odwrotny tor.
     Chce się wycofać.
     Severus nie uśmiechał się, a w jego twarzy, nawet w jego oczach nie była w stanie dostrzec nic. Na sali zrobiło się gwarno w przeciągu kilku, długich minut, gdy mężczyzna nie odezwał się ponownie. Nawet Minerva i Lucjusz wydawali się przestraszeni zachowaniem Severusa. Każdy patrzył na niego pytającym spojrzeniem, a Hermiona nie potrafiła opanować łez będąc już przekonana o jego tchórzostwie, aż nagle coś błysnęło w jego oczach. Była to chwila, mała, niepewna, ale dla Hermiony tak bardzo okrutna. Nie chciał się wycofać. Nie grał też na czas. Po prostu chciał, by mu zaufała, ostatni sprawdzian zaufania. Tak też zrobiła. Uśmiechnęła się, kiwnęła głową i patrzyła w całkowitym zaufaniu czekając na jego dalszy krok.
     - Severusie, o co chodzi? - Spytał Lucjusz nie rozumiejąc już nic.
     - Zmień słowa przysięgi. - Trzy słowa, tylko tyle, by na twarzy Lucjusza pojawiło się zrozumienie, a Minerva zaczęła płakać. Starsza reszta towarzystwa zaczęła unosić się oburzeniem rozumiejąc, a młodsza wciąż nie. Hermiona również nie wiedziała, ale na pytające spojrzenie Lucjusza i Minervy była pewna jakiejkolwiek decyzji.
     - Ufam, Lucjuszu. Zrób o co prosi. - Blond włosy mężczyzna kiwnął, mimo wszystko zawdowolony, głową.
     - Zatem, jako wasi przyjaciele mamy obowiązek złączyć was w wiecznym związku, którego nawet śmierć nie zniszczy. Miłość nie jest w was, to wy jesteście dla siebie miłością.
     Nagle Hermiona przypomniała sobie wszystko, co czytała na temat ślubów czarodziejów. Przysięgi potrafiły być przekleństwem, dlatego już dawno odeszło się od tej wersji. Nic ich nigdy nie rozłączy. Nawet kiedy jedno umrze, to będzie przy drugim wiecznie. Nie uzgadnia się takich spraw samemu, ale Hermiona się na to zgodziła i była w pełni szczęśliwa. Łzy szczęścia ryły w jej policzkach utwierdzając w tym Severusa. Rozbłysło kolejne światło i kolejny raz nici oplotły się, ale tym razem całe ich ciała. Czekały, by móc rozjarzyć się niewyobrażalnie silnym światłem, czekały na jeden krok. Bez zbędnych słów Hermiona zrobiła go w kierunku Severusa składając na jego ustach długi, przepełniony wszystkimi uczuciami pocałunek. Odwzajemnił go z identyczną pasją, jednak nie pozwolił sobie na nic więcej. Wciąż w końcu był tym zimny nietoperzem z lochów.
     Ci, którzy zrozumieli bili owacje na stojąco młodej parze, nie żałując sił w rękach, ani powietrza w płucach wygwizdując swoje zadowolenie. Nie była to duża ilość wcześniej zaproszonych gości. Pozostali zebrali się z miejsc i w oburzeniu opuścili namiot. Para młoda wraz z powiernikami odwróciła się w kierunku pozostałej garstki. Wiedzieli, że to właśnie te osoby uważają, że miłość jest tylko miłością, oraz aż miłością. Powiernicy puścili przodem parę młodą, po czym Lucjusz wystawił ramię, za które chwyciła Minerva i wyszli na nasłonecznione pole, gdzie czekał już suto zastawiony stół. Severus odwrócił się w kierunku gości i gestem dłoni zaprosił ich do stołu. Zaaferowani nawet nie zauważyli trzymających się powierników. Oczywiście, uwadze dwóch szpiegów nie umknął ten fakt. Severus pozostawił zajmowanie się gośćmi Hermionie i razem z Draco podszedł do powierników.
     - Nie wiedziałem, że jesteście tak blisko – zakpił wkładając ręce do kieszeni.
     - Czyli mam teraz mówić do McGonagall "mamo"? - Spytał lekko niepewny blondyn. Minerva zaczerwieniła się, a Lucjusz równie speszony uniósł kąciki ust.
     - Czemu nic mi nie powiedzieliście? Dwójka moich najlepszych przyjaciół... - Skwitował swoje słowa kręceniem głową świeżo upieczony mąż.
     - Hipokryta. Jakbyś ty nam wszystko mówił. - Skonfrontował Lucjusz.
     - Czyli to prawda?! Jesteście razem?! - Draco zbladł, a jego twarz była koloru namiotu, w którym jeszcze przed chwilą się znajdowali.
     - Draco, nie powinieneś zająć się rudą wiedźmą? - Prychnął czarnowłosy posyłając młodemu rozbawione spojrzenie.
     - A ty Hermioną? - Skwitował go młodszy.
     - Spokojnie. Przecież sami jesteście idealnym przykładem, że przeciwieństwa się przyciągają. - Jak zawsze odezwała się spokojnie Minerva.
     - A na nieszczęście, najczęściej Gryfoni ze Ślizgonami – odparł kwaśno Severus, na którego twarzy pojawił się grymas obrzydzenia.
     I tak ich wszystkich kochasz Sev...
     - To nie ma nic do rzeczy... - Mruknął pod nosem po czym spojrzał badawczo na pozostałą trójkę. Wszyscy przypatrywali mu się pobłażliwie.
     Przez moment znów panowała cisza, w której każdy obserwował się nawzajem. W końcu uśmiechnęli się do siebie i nawet Severus pozwolił sobie na szczerą radość. Spojrzał za siebie, gdzie Hermiona rozmawiała z każdym gościem po kolei i westchnął ciężko czując, że przyszedł czas na jego... Otwartą, chociaż częściową przemianę. Kiwnął najbliższym, by zasiedli przy stole, a sam podszedł do swojego miejsca, jednak nie zajął go. Wziął pełny kieliszek szampana i zastukał o niego łyżeczką.
     - Wszyscy zebrani, którzy postradali zmysły. - Rozpoczął po swojemu, ale widząc, że wszyscy nie zamierzają ani na trochę się na niego obrażać wiedział już, że nic nie zdziała i będzie musiał trochę się uzewnętrznić. Westchnął więc ciężko, by rozpocząć od nowa: - Moi drodzy... Przemówię, i radzę każdemu słuchać uważnie, bo nigdy więcej tego ode mnie nie usłyszycie. - Warknął ostrzegawczo, a wszyscy prychnęli jak na zawołanie. - Jestem niezmiernie wzruszony obecnością was wszystkich. Udowodniliście tym samym, że są na tym świecie jeszcze ludzie, którzy uważają, że każdemu miłość się należy. Wielu z was zamartwia się o Hermionę, bo jest osobą wyjątkowo wrażliwą, a ja – wyjątkowo trudną. - Kolejna salwa śmiechu. - Jednakże przyrzekam tu, przy wszystkich, że zrobię wszystko, by pod koniec własnego życia Hermiona mogła powiedzieć, że była ze mną naprawdę szczęśliwa. - Zobaczył, jak w oczach ukochanej zalśniły łzy. - Zawdzięczam mojej żonie życie. To namacalne oraz to... emocjonalne. Hermiono, ożywiłaś mojego ducha. Bóg jeden wie, czy taki miał być nasz los, ale jeśli tak, to jestem mu dozgonnie wdzięczny.
     Wszyscy znów zaczęli klaskać, gdy Severus zakończył swoje przemówienie. Hermiona ocierając kolejny raz łzy szczęścia podeszła do męża i ucałowała go czule. Delikatnie złapała za jego ogoloną twarz i gładząc kciukiem jego policzek przyglądała mu się z tą nadzieją, radością i miłością, którą tak pragnął zawsze widzieć. Uchyliła parę razy usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale żaden odgłos nie wydobył się z jej ust. Snape uśmiechnął się do niej zachęcająco, a dziewczyna wypowiedziała tylko jedno zdanie, nim znów złożyła na jego ustach pocałunek:
     - Severusie, czasem dopiero po śmierci Bóg łączy nić przeznaczenia.