niedziela, 1 lipca 2018

Rozdział II

     Rano obudziła się o dziwo wyspana. Natychmiast po wybudzeniu zauważyła na tym samym fotelu tą samo osobę – Snape. Nie mogła powstrzymać się od wzdrygnięcia. Świadomość, że siadział przy niej całą noc była nadzwyczaj dziwna. Zaczęła się zastanawiać, czy może go dotknąć. Pchana ciekawością skorzystała z sytuacji jego zaczytania w jakąś książkę i cicho do niego podeszła. Wyciągnęła dłoń i z małym strachem przybliżała ją do jego ciała.
      - Nawet się nie waż. - Usłyszała ciche mruknięcie i zaniechała czynu.
      - Skąd pan wiedział? - Odburknęła i cofnęła dłoń. Jedynie spojrzał na nią kpiąco i wrócił do czytania opasłego tomiszu. Dziewczyna spojrzała na zegarek i z przerażeniem stwierdziła, że ma zaledwie parę minut do wyjścia. Bezmyślnie wyciągnęła z szafy komplet szat i pognała do łazienki.
     - Cholera, idiotko! - Usłyszała będąc już przy drzwiach łazienki. Odwróciła się w stronę Snape'a, który wyglądał na wściekłego.
      - Co się stało? - Spytała niezbyt mądrze, ale nie rozumiała jego zdenerwowania.
      - Szarpiesz mnie za sobą! - Wysyczał podchodząc do niej powoli, ale w połowie drogi opamiętał się.
      - Spieszę się, profesorze, więc z łaski swojej nich pan też nadąża a nie czyta książkę. - Odparła zniecierpliwiona i weszła do łazienki zamykając drzwi. Podchodząc do wanny mężczyzna znalazł się już w pomieszczeniu. Tym razem była świadoma jego obecości, więc rozebranie się i swobodne poruszanie po łazience sprawiło jej nie lada trudność. Severus jednak napawał się jej skrępowaniem siedząc na skraju wanny z triumfującym uśmieszkiem.
      - Mógłby pan się chociaż odwrócić? - mruknęła chowając się pod wodą.
      - Nie.
      - Dlaczego musi być pan tak bezczelnym zboczeńcem?! - Odpyskowała, a on się zaśmiał.
      - Wydawało mi się, że się spieszyłaś? - Musiała mu przyznać rację, więc użyła całej swojej siły, bo go zignorować i umyć się szybko. Gdy wstawała, jego głowa znajdywała się na wysokości jej pasa, co zażenowało ją już całkowicie. Owinęła się ręcznikiem, wzięła trzy głębokie oddechy i zaczęła się ubierać. Świadomość, że wypina się tyłkiem w kierunku Snape była dla niej frustrująca, ale musiała się pospieszyć i póki co nie mogła liczyć na jego dobre serce, w które coraz bardziej wątpiła.
      Dokończyła swoje czynności higieniczne i wyszła szybko z łazienki. Przeszła do swojego gabinetu, wrzuciła wszystko co potrzebne do torby i stanęła przed kominkiem.
      - Granger, śniadanie! - Krzyknął znów zdenerwowany Snape.
      - Nie mam czasu... - Odparła chwytając już za proszek.
      - Jest piąta pięćdziesiąt pięć, jak użyjesz zaklęcia to zdążysz je sobie zrobić i zjesz w pracy. - Znów używał kpiącego tonu, ale mimo wszystko było to miłe z jego strony. Hermionie kąciki ust delikatnie się podniosły. Odwróciła się, weszła do kuchni, rzuciła niewerbalne zaklęcie i po paru minutach złożone kanapki i jabłko znalazły się w jej dłoni. Schowała je do torby i spojrzała na zegar.
      Pięćdziesiąt dziewięć, idealnie Snape.
      Znów podeszła do kominka i tym razem bez jakiegokolwiek zakłócenia fiuknęła się do Ministerstwa. Gdy wyszła, już w sali głównej swojej pracy zatrzymała się na chwilę i spojrzała za siebie. Snape stał pięć metrów obok z rękami w kieszeniach, ale zdawał się być niewidoczny dla innych. Każdy przechodził przez niego nic nie czując. Zakodowała to, ale pozostawiła na późniejsze przemyślenia. Podążyła do dyżurki, by się zameldować, a potem już do swojego biura. Usiadła, już spokojnie w fotelu i szybko przejrzała papiery. Nic szczególnego nie miało póki co miejsca, więc spojrzała na Snape'a mając w zamyśle znów próbować rozwikłać jego zagadkę.
      - Jedzenie, Granger, jedzenie. - Przypomniał jej znowu, a ona jak na rozkaz wyciągnęła z torby kanapki. Zaczęła je jeść, gdy do pomieszczenie wszedł wysoki, blondwłosy chłopak.
      - Pani Granger, dostaliśmy wezwanie do Salis. Próba zabójstwa mugolaka. - Dziewczyna westchnęła i zaczęła chować kanapkę.
      - Ty głupi pacanie, znów chcesz ją zbierać z chodnika, bo jest niedożywiona?! - Wrzasnął na niego Snape, a Hermionie na chwilę serce stanęło. Czy usłyszał go? Spojrzała na blondyna lustrującym wzrokiem, ale on zdawał się nie rozumieć jej zachowania.
      - Pani Granger, czy coś się stało? - Spytał lekko zdziwiony.
      - Nie, panie Malfoy. Idź po Zabiniego, Parvati, Mariego i Wotsa. Zaraz do was przyjdę. I zostaw mi wezwanie. - Chłopak odłożył kartkę na biurko dziewczyny i opuścił pomieszczenie.
      - Ty kiedyś się zabijesz, Ganger...
      - Co pan nie powie, profesorze? A dla pana to będzie tylko zabawny widok. - Odwarknęła i szybko przeczytała wezwanie. Snape pokręcił głową i prychnął.
Zebrała sie równie szybko jak przeczytała wezwanie i wyszła na spotkanie ze swoją grupą. Wszyscy czekali już w sali głównej. Przywitała się z nimi i teleportowali się do miasteczka Salis, gdzie ludzie w gwarze przemierzali jego ulicę. Dziewczyna pokierowała całą grupę w wyznaczonym w wezwaniu kierunku. Weszli w nieprzyjemną, brudną uliczkę, gdzie zastali obskurny bar. Barman widząc ich natychmiast do nich podszedł.
     - Państwo z Ministerstwa, prawda? - Spytał, a Hermiona pokiwała jedynie głową. - Proszę za mną.
Poprowadził ich na zaplecze, gdzie na barowym krześle siedział poobijany chłopak, mniej więcej w wieku siedemnastu lat.
      - Zabini, przesłuchaj. Parvati ty zajmiesz się barem. Gospodarzu, rozumiem, że ci ludzie nie byli zamaskowani?
      - Nie. Jednak nie znam ich, nie wiem kim byli.
      - Ale chłopak wie. Było ich czterech, według niego rodzice dwóch uczniów z Hogwartu. - Wtrącił Zabini.
      - Rozumiem. Mari, teleportuj się do szkoły poinformować dyrektorkę. - Dziewczyna szybko wyszła z budynku. - Imiona i nazwiska.
      - Rebeca i Falier Kabem. - Usłyszała spod drzwi dzwięk głosu, którego nie znała. Obróciła się w tamtym kierunku i zdziwiona zobaczyła dwójkę ludzi opartych o framugę drzwi zadowolonych z siebie.
      - Dendroj i Galicja Helmer – Tym razem głos dobiegł z drugiej strony, a gdy tam spojrzała ujrzała kolejną dwójkę siedzącą na parapecie otwartego okna.
      - Witamy panią Granger, ładnie dała się pani wciągnąć w naszą grę. - Pierwsza dwójka zaczęła się śmiać.
      - Granger, to Kabemowie i Helmerowie, czwórka sług Voldemorta. Cechują się świetną współpracą, ustawcie się plecami do siebie. - Snape natychmiast zareagował wydając polecenie. Hermiona nie była zbyt do tego przyzwyczajona, więc nim zareagowała pierwsze czarnomagiczne zaklęcie poleciało w jej stronę. Odskoczyła, a zaklęcie trafiło w beczkę roztrzaskując ją na drobne kawałeczki.
      - Wszyscy do mnie! - Krzyknęła otrząsając się z letargu. Grupa posłusznie ustawiła się w kręgu. Draco stał za nią, Zabini i Wots obok nich. Chłopak wraz z barmanem schowali się za beczkami. Sekunde później każdy z urzędników wycelował swoim zaklęciem, jednak żadne nie trafiło napastników. Ci natomiast okrążyli ich. Z podniesionymi różdżkami zbliżali się powoli do nich.
      - Nie pozwól im się zbliżyć. Niech dwie osoby celują w nogi, a reszta w tors. - Kolejna komenda padła z ust Snape'a, którą Hermiona bez zastanowienia przekazała szybkim szeptem reszcie samej celując w nogi przeciwników włącznie z Wotsem. Zabini i Malfoy strzelali w tors, jednak czarnoskóry nie nadążał z rzucaniem zaklęć na dwójkę napastników naraz i w końcu został raniony zaklęciem odpychającym, co sprawiło, że ich szyk się rozbił. Granger została pchnięta do przody i wylądowała przed kobietą w średnim wieku, która szybkim ruchem chciała przyłożyć różdżkę do jej gardła.
      - W bok i złap za rękę! - Krzyknął jej Snape, a ona tak postąpiła. Złapała rękę kobiety w łokciu o milimetr unikając końca magicznego drewna. - Przyciągnij ją i uderz z pięści w twarz! - Wykonała zalecenie wystarczająco sprawnie by przewrócić czarownicę na zimię. - Spętaj ją!
     Kolejny udany ruch sprawił, że kobieta leżała na ziemi obwiązana mocno linami. Spojrzała na współpracowników, którzy również uporali się ze swoimi przeciwnikami. Rzucili ich koło kobiety identycznie spętanych. Hermiona oddychała szybko czując ucisk w brzuchy, jednak zignorowała oznakę głodu.
      - Krótka ta wasza gra. - Pierwszy odezwał się Malfoy uśmiechając się podle w kierunku ofiar.
      - Nie martw się zdrajco, to dopiero początek. - Ulizany mężczyzna zaśmiał się cicho patrząc zadowolony na Hermionę, która wytężyła wszystkie zmysły, by uważać na otoczenie.
      - Sądzę, że jednak to koniec. - Odparła hardo pamiętając, by nie dać okazywać zbytniej ostrożności i strachu. W między czasie, bliźniaczka Patil powróciła z przeszukiwania baru zwabiona odgłosami walki. - Rozumiem, że tylko ci atakowali? - Swoje pytanie skierowała do barmana, który stał niepewnie przy beczkach wraz z chłopakiem.
      - T-tak. To tylko ci. - Hermiona pokiwała głową, po czym wyczarowała patronusa i wysłała go do Ministerstwa informując o pojmaniu przestępców.
      Nakazała Patil zabrać ucznia do szpitala, a barmanowi czekać na zawiadomienie w sprawie przesłuchania świadka. Wraz z pozostałą czwórką zabrali złapanych i teleportowli się do Ministerstwa, gdzie czekali już aurorzy by przejąć więźniów. Zabrali ich, a grupa rozeszła się do swoich stanowisk. Hermiona powróciła do swojego biura by usiąść rozluźniając nerwy. Czuła na sobie spojrzenie więc zerknęła na Snape'a. Przypatrywał jej się znacząco, więc chwyciła za rozpoczętą kanapkę i dokończyła ją już bez przeszkód. Dopiero w tym momencie Snape odwrócił wzrok. W jego ręku znalazł się półprzeźroczysty tom z poranka, który otworzył na zapamiętanej stronie i zaczął czytać. Hermiona postanowiła się skupić na swojej, papierkowej robocie.
      Pod koniec dnia dziewczyna miała za sobą połowę wypisanych papierów i parę mniejszych interwencji. Wróciła do domu zmęczona, ale nie wykończona. Ze Snape'm nie odzywali się od walki, nie czuli takiej potrzeby. Przebrawszy się w normalne ubrania zrobiła sobie kawę, a po usłyszeniu chrząknięcia również skromny obiad składający się z sałatki i dwóch kromek z masłem. Skończywszy posiłek usiadła na swoim ulubionym miejscu, czyli parapecie w salonie i powróciła rozmyślaniami do problemu łączącego ją z byłym profesorem. Samotnie doszła do nijakich wniosków, więc chcąc czy nie po kwadransie spojrzała na ducha, który swoją drogą przez całe piętnaście minut przypatrywał się jej bacznie. Postanowiła jednak tego nie poruszać.
      - Miał mi pan o wszystkim opowiedzieć. - Przez dłuższą chwilę jej nie odpowiadał, więc chciała powtórzyć pytanie, jednak zatrzymał ją podniesieniem ręki.
      - Dobrze. Więc przyszykuj swoją cierpliwość, bo trochę to zajmie. - Odparł bez namniejszego wyrzutu w głosie.
      Rozpoczął swoją opowieść podczas której zorientowali się, że w obojgu zaszła duża zmiana przez tyle lat. Severus nie był opryskliwy i nie wtrącał żadnych komentarzy jak zwykł ubarwiać swoje wypowiedzi za życia. Hermiona natomiast ani razu nie zadała dodatkowego pytania, słuchała uważnie każdego słowa nie wyrywając się z przerywaniem nauczycielowi. Również kiedy skończył opowiadać nie zasypała go od razu pytaniami, jedynie oparła głowę o ścianę i wpatrywała się w widok za oknem usilnie starając się przyswoić zasłyszane słowa.
      - Dumbledore... Dlaczego to właśnie on pilnuje przejścia przez tą bramę? - Spytała powoli, sama będąc w głębokim zamyśleniu. Snape jej nie odpowiedział z dwóch powodów: zdawał sobie sprawę, że dziewczyna i tak by go nie usłyszała, a po drugie nie znał odpowiedzi na jej pytanie. - Wychodzi na to, że po śmierci dostał wysoką pozycję.
      - Osobiście uważam, że on również nie został sklasyfikowany. Zawsze był szumowiną, ale nie można mu zarzucić, że nie pragnął dobra. Dodatkowo może być tak, że spotykamy osoby równe pod tym wględem sobie.
      - Tak, jest taka możliwość. - Nie spojrzała na niego, co zdumiło mężczyznę. Pojął, że słucha go pomimo zamyślenia. - Zawiesili pana w czasie. Ale aż przez dziewiętnaście lat nie potrafili podjąć tej decyzji? - Hermiona wydawała się być zdruzgotana takim obrotem sytuacji. Snape jedynie wzruszył ramionami nie pokazując, że sam co roku w rocznicę swojej śmierci zadawał sobie to pytanie. - Musi być za tym coś więcej. Może musi pan dokonać jakiegoś wyboru...
      - Ja go dokonałem już dawno, Granger. - Przerwał jej ostrym tonem. - Domyślam się, że chodzi ci o wybór drogi piekło czy niebo. - Pokiwała głową zdziwiona jego wybuchem. - Granger, wszystkim co robiłem udowodniłem gdzie powinniem się znaleźć, a że byłem tego świadomy tym bardziej kieruje mnie to na dół. - Odparł z jadem w głosie. Nie był wściekły na dziewczynę, po prostu wspomnienia minionych lat przyprawiały go o nienawiść do samego siebie, czego nie chciał po sobie pokazać.
      - W gruncie rzeczy sytuacja ma taki sam wymiar jak mówił pan o Dumbledorze. Przecież zawsze robił pan to, co było konieczne dla większości. - Odpowiedziała spokojnie, a Snape poczuł się, jakby go przejrzała. Spojrzał na nią uważnie i odetchnął z ulgą. Hermiona chciała potwierdzenia swoich własnych słów.
      - Głupia – parsknął śmiechem. - Jestem egoistą, dbałem tylko o siebie i bliskie mi osoby.
      - Dlatego robił pan coś, czego jeszcze nikt nie dokonał? Był pan szpiegiem samego Voldemorta? - Zauważył, że pomimo tylu lat ona wciąż drży przy wypowiadaniu imienia czarnoksiężnika.
      - To, jakie miałem do tego powody nie są twoją sprawą. - Czuł się powoli poirytowany.
      - Skoro mam panu pomóc, to są, profesorze. - Odparła równie hardo. Zaczął głośniej oddychać, ale po chwili uspokoił się by nie wyskoczyć na dziewczynę. Bądź, co bądź miała rację.
      - Cholera, że akurat na ciebie musiałem trafić... - Skomentował.
      - Wolałby pan Longbottoma? Albo Lovengood? - Zagadnęła ironicznie.
      - Nie wiem które gorsze, żabie nieszczęście czy chodząca w chmurach blondynka... - Po jego słowach usłyszał cichy chichot, na który jego kąciki ust również się podniosły. Po chwili jednak zorientował się, że coś tu nie gra. - Granger, dobrze się czujesz?
     - Tak, dlaczego pan pyta? - Odparła patrząc na niego wciąż rozbawiona.
     - Obrażam twoich pożal się Merlinie przyjaciół, a ty się śmiejesz? - Spytał naprawdę lekko przejęty jej stanem psychicznym.
      - Cóż, prawda jest jaka jest nie ważne czy ich lubię czy nie. Mają wiele zalet, ale również i wad. - Odparła trzeźwo. - Wróćmy proszę jednak do tematu. Obiektywnie patrząc, sytuacja pana jest taka sama jak Dumbledora. Dlatego sądzę, że może ten wybór nie ma być dokonany w ten sposób, którym pan to zrobił. Być może powinnien pan coś zmienić, skierować się już konkretnie, chcieć.
      - Granger, mi to jest naprawdę obojętne...
      - I może to jest właśnie ten problem. Może nie powinno być panu obojętne. - Przerwała mu tak, jak on jej wcześniej. Przez chwilę zastanawiał się po czym westchnął ciężko.
     - W takim razie jak ma mi się zachcieć piekła czy nieba? Przecież to nierealne żyby sobie od tak podejmować takie decyzję.
      - Nie wiem profesorze, to tylko hipoteza bez realnego potwierdzenia.
      Snape już się nie odezwał naprawdę zastanawiając się nad sposobem w jaki miał dokonać takiego wyboru. Według niego było to nienormalne, by sam miał wybierać miejsce w zaświatach. Jednak nic innego nie przychodziło mu do głowy więc zastanawiał się nad sposobem. Hermiona również nie rwała się do rozmowy, więc oboje siedzieli w salonie, dziewczyna na oknie, a on w fotelu pięć metrów oddalonym od niej i zagłębieni w swoich myślach spędzili tak dwie godziny. Granger w między czasie zrobiła sobie ponownie kawę oczywiście w towarzystwie nauczyciela. Snape zmęczony rozmyślaniami na jeden temat - bezowocnymi - spojrzał na dziewczynę wyglądającą przez szybę. W odbiciu szkła dostrzegł, że wciąż miała puste oczy świadczące o jej głębokim zamyśleniu.
      - Co to się stało, że przygląda mi się pan? - Odezwała się nagle, a Snape nie zorientował się nawet kiedy w czekoladowe oczy zawitała rzeczywistość.
      - Znudziło mi się patrzenie w podłogę. - Odwarknął chcąc ją zniechęcić do siebie, jednak przyniosło to odwrotny skutek. Znów się roześmiała.
      - Ma pan jeszcze sufit i kilka mebli w domu, które z pewnością pragnęłyby pańskiej atencji. - Odpowiedziała delikatnie i przyjaźnie.
      - Zdecydowanie, a najbardziej moja biblioteczka, którą zdążyłaś już zbeszcześcić swoimi oczami. - Spojrzała na niego pobłażliwie.
      - Dramatyzuje pan. Swoją drogą, ma pan naprawdę ciekawą kolekcję.
      - Miałem. - Poprawił ją czując dziwne ukłócie w okolicy klatki piersiowej, które zignorował.
      - Tak, przepraszam... - Na jej twarzy zagościło zmieszanie. Kolejny raz zapanowała cisza między nimi, ale Snape wciąż się w nią wpatrywał próbując rozwikłać zagladkę jej nagłej powagi.
Po kolejnym kwadransie dziewczyna zeszła z parapetu i poszła do kuchni odstawić kubek. Snape przyglądał się, jak kolejno wchodzi do sypialni i zabiera swoje nocne ubrania po czym wchodzi do łazienki, by nalać sobie do wanny wody i rozebrać się z lekkim zakłopotaniem. Nie miał ochoty na przekomarzanie się, więc siedząc na sedesie odwrócił się do niej plecami. Przeczesał palcami swoje włosy zarzucając je lekko do tyłu nie zdając sobie sprawy, że dziewczyna przygląda mu się podczas czerpania przyjemności z wodnej rozkoszy. Rozmyślała o tym człowieku wiele razy i tym razem również to robiła. Nie mogła sama zaprzeczyć, że rozmowy z nim są dla niej przyjemne o ile potrafią odnaleźć dobry do nich temat. Nie lubiła sprzeczek, ale nie drażniły jej tak jak sprzeczki z Ronem. Były zdecydowanie ciekawsze i spokojniejsze.
Sprawa, którą musiała rozwiązać była dla niej czystą zagadką. Jedyną odpowiedzią, jaka nasuwała się jej na myśl był właśnie jakiś czyn, który Severusa skieruje w którąś stronę. Bała się jednak, że skieruje w tą nieprawidłową. Nie chciała tego. Twierdziła, że ten człowiek na to nie zasługuje. Dlatego też chciała mu pomóc najlepiej jak umiała, tylko że nie wiedząc o zasadach tamtego świata nie umiała nic.
      - Nie jest ci zimno w tej wodzie? - Usłyszała jego kpiący głos i podniosła na niego wzrok spotykając się z jego ciemnymi oczami, które wpatrywały się w nią ze skrywanym zmartwieniem. Zbyt zdziwiona nagłą emocją widoczną w jego oczach zapomniała o jego pytaniu.
      - Ziemia do Granger! - Pomachał jej ręką przed oczami znów ściągając ją do świata żywych.
      - Tak, już wychodzę, ma pan racje. - Natychmiast wstała zapominając o swojej nagości. Snape zdziwiony jej nagłą śmiałością uniósł jedną brew kolejny raz szybko taksując ją wzrokiem. Ona jednak nie zorientowała się, że powinno zachować choć pozory onieśmielenia i tak jak miała w zwyczaju zaczęła się wycierać ręcznikiem i powoli ubierać. Snape nie odwracał się do momentu, w którym schyliła się i zaczęła naciągać na zgrabne nogi spodnie jednocześnie ukazując mu w całej swojej okazałości jędrne pośladki. Odwrócił się z przyczyn czysto naturalnych, gdyż dziewczyna zdecydowanie nie należała do nieatrakcyjnych. Poczekał, aż skończy nakładać na siebie ubrania po czym poczuł delikatne szarpnięcie świadczące o opuszczeniu przez Hermionę pomieszczenia. Tak jak się spodziewał natychmiast skierowała się do swojej sypialni, gdzie złapała za książkę i ułożyła się w swoim łóżku. Snape przyglądając się, jak dziewczyna zatapia spojrzenie w literkach sam postanowił uczynić to samo i sięgnął do swojej magicznej kieszeni, gdzie mieściła sie wręcz cała biblioteka przeróżnych ksiąg. Przywołał do siebie ostatnio rozpoczętą księgę i zaczął ją czytać kolejny raz podświadomie szukając rozwiązania swojego problemu.
      Nie liczył czasu, podczas którego wspólnie poświęcali się książkom, ale gdy spojrzał na dziewczynę ta już spała, a w pokoju było ciemno. Westchnął ciężko i przez moment rozważał kontemplacje Hermiony, ale doszedł do wniosku, że nie ma to najmniejszego sensu, bo rozmyślał nad nią już wystarczającą ilość razy.
Czytał dalej.

                                                                              ****

      Lato dobiegało końca co było dla wielu osób znienawidzonym czasem, a szczególnie dla młodych czarodziejów, którzy po dwumiesięcznej przerwie ostatniego sierpnia witają się z murami Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Tydzień wcześniej w szkole pojawili się również nauczyciele na czele z Minerwą McGonnagall. Hermiona Granger również zasiadła już przy stole nauczycielskim zapoznając się z podstawowymi zasadami, obowiązkami i przywilejami swojego stanowiska. Zadomowiła się już w lochach, jednak nie mogła przeboleć faktu, że Severus Snape pozamykał przed światem większość swoich szafek nieśmiertelnymi zaklęciami, które oczywiście znał tylko on. Dziewczyna nie raz prosiła go, by zdradził jej ten sekret, jednak Snape jedynie śmiał się jej w twarz z wyższością w oczach. Zrezygnowała więc na jakiś czas z tych próśb i zajęła się przeglądaniem podstawy programowej oraz próbami zmrożenia swojego głosu tak jak robił to Snape.
      - Ja tak robię naturalnie, Granger. Nie nauczysz się tego. - Był za każdym razem rozbawiony zachowaniem dziewczyny. Nic nie zdziała jakaś nauka zachowań, to było coś czego nie można nauczyć się z książek.
      - To sobie zaczaruję struny głosowe. - Warknęła na niego rozeźlona.
      - Będzie wyglądać bardzo groźnie z różdżką przy własnym gardle. - Roześmiał się prawdziwie, czego Hermiona doświadczała bardzo rzadko, ale coraz częściej.
      - No groźniej niż pan podczas herbatki w różowym pokoiku Umbridge. - Odgryzła mu się, na co on natychmiast przestał się śmiać i ściągnął brwi.
      - Jaka niby herbatka u Umbridge?!
      - No wie pan, kiedy nas pan uczył Umbridge przecież zaprosiła pana do siebie na przyjemną herbatkę w towarzystwie swoim i kotów. A propo kotów, smakowała panu ich sierść? - Szydziła sobie z niego i teraz musiał przyznać, że zachowuje się identycznie jak on sam.
     - Skąd ty masz te informacje!? Przecież nie mogło mi to umknąć kiedy ktoś ci mówił. - Powoli się wściekał.
      - Nikt mi nie powiedział. - Zachichotała. - Ale to będzie mój mały sekret.
      Zazgrzytał zębami po czym odwrócił się z zamiarem odejścia, ale tylko do długości pięciu metrów i zasiadł w fotelu wyciągając obrażony książkę. Hermiona natomiast ćwiczyła dalej swój ton w nadzieji, że w końcu jej się uda. Nie długo potrwał ich spokój zanim ktoś zapukał do drzwi. Oczywiście Hermiona grzecznie podeszła do grubego drewna i otworzyła je z uśmiechem na twarzy. Za nimi stała zmartwiona Minerwa, która nie pytając o zgodę przepchnęła się do środka łapiąc zdziwioną dziewczynę za policzki. Przyłożyła jej dłoń do czoła i zdążyła sprawdzić jeszcze źrenice zanim Hermiona wyrwała jej się z tego dziwnego uścisku.
     - Minerwo, co ty robisz? - Spytała lekko obrażona takim zachowaniem.
     - Wybacz moja droga, ale jesteś blada, nie wychodzisz z pokoju, przegapiłaś obiad, a z tego co wiem nie zamawiałaś go u skrzatów. Do tego za chwilę zaczyna się Uczta Powitalna, a ty zdajesz się o tym nie pamiętać. - Hermiona westchnęła ciężko nad swoją głupotą. Nie znajdowała się już w domu ani w Ministerstwie gdzie nikt nie wtrąca się w cudze sprawy. Była w Hogwarcie, gdzie każdy dbał o sobie nawzajem.
      - Właśnie, a ty znów nic nie jadłaś! - Snape wychylił się za pleców dyrektorki z przymrużonymi oczami i rękami założonymi na piersi. Rzuciła mu jedno spojrzenie po czym szybko podjęła jakąś próbę wyjścia z opresji.
      - Wiesz przecież dobrze Minerwo, że lubię przesiadywać w samotności. O obiedzie zapomniałam, a na Ucztę za sekundę przyjdę, obiecuję. Narzucę na siebie elegancką szatę i jestem, dobrze? - Minerwa wciąż nie zbyt przekonana odpuściła i bez słowa opuściła komnaty nowej nauczycielki.
      - Miałaś jeść! - Warknął zły Snape.
      - Nie czułam się głodna więc zapomniałam. - Odpowiedziała ciskając w upartego nietoperza piorunami.
      - Nie zmienia to faktu, że musisz się posilać! - Nie ustępował.
      - Więc mógł mi pan przypomnieć, że jest obiad.
      - A co ja, twoja niańka? - Odparł kpiąco.
      - Od miesiąca właśnie tak się pan zachowuje. - Ewidentnie tymi słowami zakończyła rozmowę, a by to podkreślić opuściła salon i przeszła do sypialni (Snape oczywiście za nią) by nasunąć na siebie elegancką, ale stonowaną bordową szatę, na którą narzuciła złotawą kamizelkę. Przybrała kamienną twarz po czym nie zaszczycając Snape ani jednym spojrzeniem ruszyła w kierunku Wielkiej Sali. Gdy tam dotarła uczniowie krzątali się wokół stolików witając się z przyjaciółmi. Pare twarzy, które wychwyciła były łudząco podobne do jej znajomych rówieśników, być może to były ich dzieci. Nie rozmyślała jednak nad tym i usiadła na krześle z lewej strony Minerwy. Oczywiście z prawej jak zawsze siedział wice dyrektor, którym, co wciąż dziwiło Hermionę, od paru lat był Oliver Wood, który aktualnie nauczał Transmutacji, gdyż Minerwa musiała zająć się sprawami dyrektorskimi. Mężczyzna pochylił się delikatnie by uśmiechnąć się pokrzepiająco do nowej nauczycielki. Odpowiedziała mu tym samym, na co Snape przewrócił oczami zdająć sobie sprawe co tak naprawdę błądzi obojgu gdzieś z tyłu głowy. Po chwili Minerwa delikatnie tyrpnęła Wooda dając mu do zrozumiania, że czas na jego rolę. Wstał w krzesła i wyszedł z sali śledzony spojrzeniem przez Hermionę.
      - Granger, co ty w nim widzisz? - Spytał nagle Snape, oczywiście czysto retorycznie, bo dziewczyna nie mogła mu odpowiedzieć w sali pełnej ludzi.
      Hermiona jednak uśmiechnęła się do siebie. Nie chodziło o to, że wciąż pociąga ją Wood. Po prostu z nim rozmawiało jej się najlepiej. Rozumiał ją i nie dyskryminował, potrafił wesprzeć. Nie był jak jej przygody łóżkowe, chwila rozkoszy, chwilowa wymiana zdań i każdy idzie w swoją stronę. Z Olivierem było inaczej. Owszem, uspokajali swoje żądze cielesne, ale po wszystkim zagarniał ją ramieniem, gładził jej skórę palcami i rozmawiał jak z przyjaciółką. Mówił jej wszystko, a ona jemu. Kiedy musiał, to zbierał się szybko, ale ilekroć mógł zostawał bardzo długo tak po prostu, by towarzyszyć jej przy posiłkach czy czytaniu książek. Co prawda na jego palcu widniała obrączka, jednak Oliver prosił by nie pytała, więc tego nie robiła. Nie czuła wyrzutów sumienia, była przekonana, że to nie jest najzwyczajniejsza w świecie zdrada, bo on taki nie był. Ufała mu.
      Po chwili zapanowała w sali cisza, co ściągnęło dziewczynę na ziemię. Przez drzwi frontowe Wood prowadził grupę młodych uczniów rozglądających się z fascynacją i strachem po sali. Stanęli przed stołem nauczycielskim, gdzie czekał już taboret z Tiarą Przydziału. Oliver uśmiechnął się do Hermiony ostatni raz, po czym odwrócił się do uczniów. Rozpoczął swoją przemowę, która jak się domyślała Hermiona z własnych doświadczeń była z roku na rok taka sama. Ona natomiast rozglądała się po nowych uczniach. O ile dobrze wiedziała do Hogwartu chodził już jeden syn Harrego Pottera, a teraz powinnien przyjść drugi. Wyszukiwała więc znanej buziuniu Albusa Severusa Pottera. Nie znalazła go jednak w tłumie, jednak zauważyła inną, bardzo mocno przypominającego młodego współpracownika Hermiony z Ministerstwa, jednak dwie rzeczy nie pasowały do tego obrazu. Był rudawy i miał blade piegi.
      - Malfoy Scorpius! - Krzyknął Wood, a rudawy chłopak wszedł lekko przestraszony na podest i usiadł na taborecie. Hermiona cieszyła się, że nic nie je i nie pije, bo wyplułaby wszystko, albo co gorsze udławiła się. Zamiast tego wbiło ją w krzesło. Draco miał syna, o którym Hermiona nic nie wiedziała i do tego był on rudy! A jej przychodziła tylko jednak ruda osoba do głowy, która już dawno odsunęła się od rodziny, a ta natomiast nie chciała o niej mówić. O Ginny Weasley Hermiona już dawno nie miała żadnych wiadomości i będzie to jakieś trzynaście lat! Granger zadawała sobie pytanie, czy jest to możliwe by Draco i Ginny się zeszli? Ale nie była jedyną, dla której było to niespodziewane. Snape przeleciał nad jej głową i pięć metrów przed nią wpatrywał się w Scorpiusa.
      - Trudny wybór, panie Malfoy, jednak najlepiej sprawdzi się pan tu, tak. Slytherin! - Wykrzyknęła Tiara, uczniowie Slytherinu zaczęli bić brawa, a chłopak uśmiechał się zadowolony. Zasiadł przy stole i patrzył wciąż na grupę pierwszorocznych. Hermiona śledziła jego ruchy podobnie jak Snape.
      - Potter Albus! - Usłyszeli i spojrzeli w tamtym kierunku. Czarnowłosy podszedł lekko przestraszony do taboretu i usiadł na nim. Tiara jednak nie wahała się ani chwili i natychmiast wykrzyknęła swoją decyzję przydzielając go również do domu węża. Chłopak spojrzał jeszcze na stół Gryffindoru wyszukując zawiedzioną twarz swojego brata i uniósł głowę hardo zmierzając w kierunku Scorpiusa. Usiadł koło niego i zaczęli rozmawiać.
      - Potter w moim domu... - warknął cicho Snape, a Hermiona nie wiedziała co ma myśleć o całej sytuacji. Jednak to nie był koniec rewelacji.
      - Weasley Rose! - rudowłosa dziewczynka, córka Rona Weasleya trafiła do Hufflepuffu. Hermiony jednak to nie dziwiło, bo Ron w połączeniu z Lawender nie mogli stworzyć nikogo, kto miałby coś więcej niż dobre serduszko.
      - Wood Miriam! - To była ostatnia osoba, ale dla Hermiony była największym zaskoczeniem. Dziewczynka o hebanowych, lekko falowanych włosach podeszła do taboreciku, na którym usiadła uśmiechnięta. Tiara zamruczała jakby zadowolona.
      - Miło mi panią widzieć w Hogwarcie! Tak, zapraszam panią do Gryffindoru! - Wykrzyczała czapka, a dziewczynka rozpromieniła się jeszcze bardziej i pognała do stołu Lwa. Oliver zabrał krzesełko i Tiarę i na sekundę opuścił salę by powrócić znów na swoje miejsce. Nie spojrzał jednak na Hermionę, ale ta widziała, że podgryza lekko wargi, co świadczyło o jego przejęciu.
      Hermiona musiała jednak wrócić jeszcze na ziemię ponieważ Minerwa zaczęła przypominać o zakazach i nakazach po czym przedstawiła nową nauczycielkę. Następnie życzyła smacznego i usiadła, co pozwoliło Hermionie natychmiast zatopić się w myślach. Nie spodziewała się, że Scorpius może być rudy. Nie spodziewała się, że Potter będzie przyjacielem Malfoya. Nie spodziewała się, że Wood ma córkę! Chyba ostatnia informacja najbardziej mieszała jej w głowie, więc zjadła szybko po czym pod wymówką zmęczenia szybko opuściała salę spoglądając jeszcze na Miriam. Była uśmiechnięta, zadowolona ze wszystkiego co ją otacza. Taka beztroska. W tym samym momencie dziewczynka spojrzała również na Hermionę. Wydawała się nie być zdziwiona, że Hermiona się jej przypatruje. Uśmiech Miriam był przyjazny i wyrozumiały. Hermiona nie wiedziała dlaczego tak bardzo ją to zdenerwowało, ale opuściła salę jeszcze szybciej. Kierowała się do lochów, a Snape za nią bez najmniejszego komentarza.
       - Hermiono, poczekaj! - Usłyszała za sobą głos Wooda i zaczęła zwalniać, ale nagle uświadomiła sobie, że nie chce z nim teraz rozmawiać, więc na nowo przyspieszyła. - Hermiono!
Poczuła, jak Oliver łapie ją za łokieć i odwraca delikatnie w swoim kierunku. Nie potrafiła mu się przed tym sprzeciwić. Patrzył na nią przepraszająco, a ona na niego wściekle.
      - Dlaczego? Dlaczego nie powiedziałeś mi nic? Myślała, że się przyjaźnimy! - Czuła jak wzbiera w niej gniew, który już ledwo kontrolowała.
      - Proszę cię, porozmawiajmy na spokojnie. - Odparł Wood delikatnie się uśmiechając.
      - Rozumiem, że mogłeś nie chcieć mówić o żonie, ale mogłeś powiedzieć chociaż o córce! - W jego oczach dostrzegła przez chwilę zawachanie.
      - Wiem i przepraszam, ale nadal nic ci nie wyjaśnie. Tak będzie po prostu lepiej - odpowiedział kręcąc głową.
      - Dla kogo? - parsknęła kpiąco.
      - Dla niej, dla Miriam. Przepraszam Hermiono. - Przytulił dziewczynę do siebie, a ona jak zawsze poczuła, że może mu ufać, więc wtuliła się w jego szaty. Czuła pod powiekami płacz.
      - Nie okłamuj mnie, Oliver. Nigdy więcej nie zatajaj przede mną takich rzeczy! Nia każe ci się tłumaczyć, ale mów mi coś takiego. - Odparła przełykając płacz.
      - Dobrze, przepraszam, obiecuję.
      - Co za ckliwa scenka, ale skończcie już mnie torturować... - Usłyszała za sobą lodowaty głos Mistrza Eliksirów i poczuła, że Wood lekko drgnął po czym odsunął ją delikatnie od siebie. Przyjrzała mu się badawczo mając nadzieję, że może widzi Snape, ale ten patrzył tylko na ścianę.
      - Przyjdę dzisiaj do ciebie, dobrze? Co nieco jeszcze ci powiem. - Ucałował Hermionę w czoło, poczym powrócił do Wielkiej Sali, a Hermiona po chwili bezcelowego wpatrywania się w miejce gdzie zniknął odwróciła się na pięcie i wróciła do lochów bez następnych komentarzy. Snape nie odezwał się ani razu i pozwolił jej na rozmyślania.
      Zastanawiała się co jest z nią nie tak. Chciała zbeszcztać Olivera, a wyszła z tego komiczna scenka rozpaczy. Chciała wyiągnąć z niego wszystkie informacje, ale tego również nie potrafiła zrobić. Przytulił ją i powinna go odepchnąć, ale po co? Przecież czuła się bezpieczna. Oliver zawsze mieszał jej w głowie, potrafił się nią bawić jak tylko pragnął, a ona nawet się z tego cieszyła. No właśnie, co było z nią nie tak? Wiedziała tylko jedno – na pewno nie jest w nim zakochana.
      - Granger. - Usłyszała, ale nie dała znaku życia. - Granger, do cholery!
      - Czego?! - Odwarknęła zdenerwowana że ktoś jej przerywa.
      - Nie "czego", tylko "proszę" – Skwitował jej zachowanie. - Przestań przejmować się tym palantem...
      - Niech go pan tak nie nazywa...
      - A niby z jakiego to powodu mam tego nie robić? Bo głupia gryfonka się zakochała? - Parsknął ironicznie.
      - Nie zakochałam się. Co jest prawdą, to jest prawdą i przyznaję panu rację, ale Oliver nie jest palantem, ani kretynem ani innym obraźliwym epitetem, więc proszę przestać strugać takiego złego bo dobrze pan o tym wie jaki jest Oliver. - Po takiej konstruktywnej wypowiedzi na policzkach Hermiony wyskoczyły dorodne ruieńce, a w oczach znów igrał ogień zaciętości, choć tylko przez moment.
      - Dobrze. - Odparł w końcu Snape głęboko kryjąc swoje zdziwienie.
      - Słucham? - Natomiast Hermiona nie przejmowała się tym, jak bardzo ukazuje swojemu byłemu nauczycielowi niedowierzanie.
      - Zgoda Granger, nie będę go bez powodu obrażał. Ale żeby była jasność, tylko jego i na więcej nie pozwolę. - Pogroził dziewczynie palcem z kamienną twarzą. Hermiona nie od razu zrozumiała przekazu zaistniałej sytuacji, ale gdy zebrała już myśli zaczęła się przeraźliwie śmiać. Kąciki ust Severusa delikatnie podjechay do góry.
      - Z-zgoda panie p-profesorze! - Śmiała się do rozpuku, a Snape jej nie przerywał. Usiadł tylko na blacie stolika, bo do krzesła miał już przecież za daleko. Gdy już się uspokoiła usiadła na kanapie pozwalając Severusowi w końcu zrobić to samo.
      - To było interesujące doświadczenie. - Otarła łzę śmiechu spływającą po policzku.
      - Zapewne, żartujący Snape to nowość. - Dodał opierając głowę na palcach.
      - Tak. W zasadzie, to co chciał mi pan powiedzieć? - Severus pokręcił głową.
      - Masz ważniejsze rzeczy do roboty niż przejmowanie się Woodem.
      Pokiwała mu głową rozumiejąc co ma na myśli. Złapała więc za książkę, która pochodziła ze zbiorów profesora w Hogwarcie i wznowiła poszukiwania. Oczywiście jak zawsze miała przy sobie kartkę i pióro i zapisywała co ciekawsze kawałki. Wysilała swój umysł, który pracował na najwyższych obrotach, ale tylko do pewnego momentu, w którym to musiała oderwać się od książki. Podeszła do hebanowyh drzwi i otworzyła je, gdzie ujrzała Olivera Wooda skruszonego, ale z uśmiechem na ustach czekającego, aż Hermiona go wpuści co uczyniła czując, że jest to niebezpieczna gra. 

piątek, 15 czerwca 2018

Rozdział I

     Minęło już dziewiętnaście długich lat, od kiedy wszyscy byli wolni od władzy podłego czarnoksiężnika. Dla niej, dziewiętnaście lat codziennych starań, nauki, ciężkiej pracy i ciągłego smutku w sercu. Było po wojnie, ludzie w końcu zapomnieli o tym, co się stało, zapomnieli nawet kim ona tak naprawdę była. Nie było już żadnego zagrożenia, ale ona wciąż wzdrygała się na każdy odgłos, szelest, obserwowała bacznie otoczenie. Zmieniła się, bardzo się zmieniła. Jej przyjaciele byli szczęśliwi, każdy założył rodzinę i zdobył karierę. Ona też za tym goniła - na początku. Po tylu latach była jednak zmęczona. Ukończyła studia, jak zawsze z najlepszymi wynikami, zaczęła pracę wpierw w Ministerstwie, aż w końcu zaproponowali jej stanowisko Ministra.
Ale ona nie była pewna.
      Kiedy myślała nad podjęciem decyzji coś w jej sercu – choć nigdy serca nie słuchała – podpowiadało jej, że to nie miejsce dla niej. W ostatni dzień zastanawiania się zaparzyła sobie ciemnej, mocnej kawy i usiadła w ulubionym fotelu w mieszkaniu na obrzeżach Londynu. Jak co wieczór spojrzała przez okno na obskórne bloki i westchnęła ciężko. Kiedy się tu wprowadzała nie sądziła, że mieszkanie może należeć do jedynej osoby, do której czuje tak silne wyrzuty sumienia. Przejrzała pozostawione w mieszkaniu rzeczy i nie mogła wyjść ze zdumienia, że mógł tu mieszkać, w takiej dzielnicy. Ale, kto by pomyślał, że ona tutaj zamieszka.
     Mogłam go uratować...
     Przed jej oczami, za oknem na ulicy pojawiła się kobieca postać w ciemnozielonej szacie. Z pod parasolki wystawały jedynie okulary i kosmyki siwych włosów. Od razu poznała tę kobietę, która przemierzyła ulicę w kierunku jej domu. Odstawiła kubek z kawą, nasunęła na blade nogi papiloty i zeszła schodami na dół, do korytarza z drzwiami. Nim rozległo się pukanie ona już otworzyła drzwi.
     - Witaj Hermiono. Znów siedziałaś przy oknie? - Odparła z bladym uśmiechem siwa kobieta.
     - Witam, profesor McGonagall. Tak. - Uśmiechnęła się do swojej byłej profesorki i przepuściła ją w drzwiach.
     Gestem zaprosiła starszą kobietę na górę do salonu. McGonagall była już staruszką doświadczoną przez życie. Wojna wciąż odbijała się na jej sercu echem, a liczne bruzdy na twarzy, zgarbienie kobiety i wciąż siwiejące włosy potwierdzały tą teorię. Straciła podczas tych lat walki wielu przyjaciół łącznie z najbliższymi. Minerva rozejrzała się po pomieszczeniu smutnymi oczami.
     - Po tylu latach, a ja wciąż nie mogę się przyzwyczaić do zmian, które tu wprowadziłaś. Pamiętam, jakby to było dzisiaj, gdy wszyscy w czwórkę tu zasiadaliśmy do herbaty... - Stwierdziła nostalgicznie, po czym westchnęła ciężko.
     - Skoro mówisz już o herbacie, to ta co zawsze? - Hermiona została już za pierwszą wizytą profesorki poproszona, by zawsze, gdy ta zaczyna wspominać przerwała jej.
     - Tak, oczywiście. - Odpowiedziała uśmiechając się do młodszej czarownicy dziękując. - Hermiono, przyszłam dzisiaj do ciebie w konkretnej sprawie. - Kobiety weszły do ładnie ale skromnie urządzonej kuchni, w której pomimo szarości nie brakowało czerwonych i złotych ornamentów. Hermiona nalała wody do dzbanka i zaczęła ją gotować, sięgając po kubek, który był zawsze zarezerwowany dla Minerwy. Nauczycielka zasiadła przy stole.
     - Niespodziewane. Zatem słucham – Gospodyni nie przerywała swoich czynności nie spodziewając się niczego aż nazbyt szokującego.
     - Nie wiem czy słyszałaś, ale Slughorn zmarł niedawno, na zawał. - Zmęczony głos sprawił, że Hermiona nagle stanęła w bezruchu analizując każde słowo.
     - Nie, nie słyszałam... Bardzo mi przykro. - Była to jednak pół prawda, nie przepadała za tym człowiekiem, ale nikomu nie życzyłaby śmierci.
     Zaczęła na nowo, już trochę nerwowo szykować herbatę. Czajnik zaczął gwizdać, więc wyłączyła ogień pod nim i zalała kubek.
     - Z tego też względu brakuje mi w kadrze nauczyciela od Eliksirów. - Hermiona postawiła przed Minerwą naczynie, na co kobieta nie przerywając kiwnęła jej głową w podziękowaniu. - Zawsze byłaś dobra w tych sprawach, Hermiono. Przychodzę do ciebie z ofertą pracy w szkole. - Dziewczyna podniosła na nią zdziwiony wzrok, więc dyrektorka Hogwartu szybko uzupełniła swoją wypowiedź. - Oczywiście zdaję sobie sprawę, że dostałaś możliwość zostania Ministrem Magii, jednakże nigdy nie zaszkodzi spytać, prawda? Nie proszę o natychmiastową decyzję, jednak muszę wiedzieć, czy szukać dalej.
     - Przepraszam na moment...
     Hermiona opuściła kuchnię i podeszła do okna w salonie, gdzie pozostawiła swój kubek. Chwyciła go w ręce i upiła łyk zerkając znów na paskudną przestrzeń identycznych domostw.
     Zaczęła rozmyślać nad swoim życiem i decyzją, którą przyszło jej podjąć. Mogła zostać Ministrem, mieć władzę nad czarodziejskim światem i w końcu odnawiać go jak należało. Ale zmiany, które w niej zaszły przez lata, to, że stała się bardziej oschła, bardziej zimna i racjonalna niż przedtem, zdecydowanie mniej wesoła i nawet żarty czasem zmieniały się na nieprzyjemne, przekraczające krytyczne granice zasiewały w niej wątpliwości. Przez moment powróciła wspomnieniami do Severusa Snape, znienawidzonego nauczyciela, postrachu Hogwartu. Żyła w jego domu. Powoli zaczynała zachowywać się jak on, z resztą wojna już sprawiła, że zaczynała rozumieć jego zachowanie. Teraz Minerwa proponowała jej pracę, jego pracę. Wiedziała, że wymieniona kobieta stoi w progu salonu i przygląda się nie śmiąc przerwać chwili kontemplacji młodej czarownicy.
     - Minerwo, jakim nauczycielem teraz był Slughorn? - Spytała nie zastanawiając się nawet.
      - Dobrym dla uczniów, ale zdecydowanie zbyt pobłażliwym...
     - Czyli tak samo, jak kiedy nas uczył. - Przerwała jej. - Nie takie powinny być eliksiry. Tylko jedna osoba jest w stanie prowadzić ten przedmiot jak należy.
     - Ale Severus nie żyje.
     - Wiem. Sądzisz, że będę w stanie chociaż po części mu dorównać? - Nie odrywała spojrzenia od krajobrazu za oknem. Minerwa jednak nie odpowiedziała. Dla Hermiony jednak było to jednoznaczne milczenie.
     Nikt go nie zastąpi...
     Po kolejnym, ciężkim westchnięciu Granger odwróciła się w kierunku Minerwy. Uśmiechnęła się do niej i kiwnęła głową. Przyjęła propozycję swojej przyjaciółki, czuła, że ma podążać drogą Mistrza Eliksirów, mistrza jej samej, choć on nie zdawał sobie z tego sprawy. Szanowała go, był dla niej wzorem do naśladowania, więc starała się go naśladować, uczyć się od niego. Charakter, wybór mieszkania, praca – to tak naprawdę przypadkowe zdarzenia, ale dające jej konkretny kierunek.
     - Nawet nie wiesz, jak mnie to cieszy Hermiono. - Starsza kobieta podeszła do brunetki i przytuliła ją delikatnie, ale zdecydowanie. - Dziękuję.
                                                                      ****
     Następnego dnia Hermiona wstała o swojej zwyczajowej godzinie - piątej. Za oknem już od dawna było jasno, ale jak co dzień nad Spinner's End słońce przysłaniały gęste chmury. Nałożyła na siebie szlafrok i powłóczyła nogami do łazienki. Stanęła przed lustrem przyglądając się swojej wątpliwej urodzie. Długie, puszyste loki zdecydowanie oklapły, a pozostałością po nich były delikatne fale układające się grzecznie na ramionach. Zmarszczki koło oczu i ust dodawały jej powagi. Blade usta zlewały się ze skórą, a piegi delikatnie odznaczały na nosie. Uśmiech nie gościł już na jej twarzy, a oczy nie jarzyły się tym ciekawskim i dumnym błyskiem jak niegdyś. Teraz były to zwykłe, czekoladowe oczy.
      Nie czuła potrzeby życia.
      Egzystowała, to było wszystko na co ją stać. Wizyta Minerwy poprzedniego dnia dodała jej co prawda otuchy, ale Hermiona wątpiła, by kiedykolwiek powrócił jej dawny wigor.
     Westchnęła ciężko, po czym wykonała poranne, higieniczne czynności i wyszła do kuchni znów zaparzając sobie mocnej, ciemnej kawy. Spojrzała na kalendarz powieszony tuż pod zegarem na ścianie, przy której ustawiony był stół. Ostatni dzień lipca i trzydzieste ósme urodziny Harrego Pottera. Chłopak znów wystawiał huczne przyjęcie wraz z rodziną i jak zawsze wysłał Hermionie zaproszenie, a ona już od ośmiu lat z niego nie korzystała. Nigdy nie przepadała za takimi przyjęciami, ale ostatnie lata były dla niej szczególnie drażliwe pod tym względem. Nie czuła najmniejszej ochoty pojawiać się w miejscach, gdzie mogliby ją spotkać najbliźsi – nie spodobałoby im się to, co by zobaczyli.
     Pokręciła powoli głową i odłożyła kubek kawy, by przejść do sypialni przebrać się w służbowe ubrania. Ubrała szarą garsonkę i czerwoną apaszkę. Za pomocą różdźki związała włosy w ciasnego koka i zabrała swoją równie szarą torebkę. Weszła znów do toalety i zrobiła szybki, delikatny makijaż, by ponownie znaleźć się w kuchni. Zegar wskazywał piątą pięćdziesiąt dziewięć. Dopiła szybko kawę i wskazówki przesunęły się na równą szóstą. Odłożyła kubek do zlewu i podeszła do kominka w salonie. Wyjęła z worka leżącego na kominku garść proszku Fiuu i stanęła, lekko przygarbiona w kominku. Rzuciła proszkiem o ziemię i krzyknęła:
     - Ministerstwo Magii!
     Buchły zielone płomienie i po chwili ciemności Hermiona znalazła się w głównej sali Ministerstwa. Wyszła szybko z kominka nie blokując innym, wylewającym się wręcz urzędnikom drogi. Przeszła koło pomnika i zameldowała swoje przyjście prosząc jednocześnie o kontakt z szefem Departamentu Władzy u dyżurującej. Ta posłała szybko patronusa do szefa, a po chwili ten sam patronus powrócił do właściciela oznajmiając, że Hermiona może przyjść. Poszła więc na drugie piętro, przeszła przez cały korytarz, gdzie na końcu były umieszczone drzwi z napisem "Departament Władzy". Zapukała lekko drżącą ręką i otwarła drzwi nie czekając na zaproszenie. Przy metalowym biurku pełnym papierów siedział czarnoskóry mężczyzna w błękitno-fioletowej szacie.
     - Witaj Hermiono! - Przywitał ją uśmiechem śnieżnobiałych zębów by po chwili znaleźć się tuż obok niej zamykająć ją w żelaznym uścisku.
     - Witaj, Kingsley. - Odparła klepiąc go delikatnie po plecach. Gdy się odsunął w oczach miał pełno nadzieji, a dziewczyna poczuła delikatny skurcz na myśl, że tą nadzieję zdepta.
     - Podjęłaś już decyzję? - Spytał podchodząc znów do biurka i oparł się o niego biodrem.
      - Tak, ale nie spodoba ci się. - Uśmiech nagle mu przygasł. - Nie zostanę Ministrem oraz... Chciałabym zwolnić się z pracy.
      - Hermiono, jeśli to przez tą propozycję, to proszę zastanów się jeszcze...
      - Nie, Kingsley, to nie przez to. Po prostu chce zmienić pracę.
     - Znalazłaś coś lepszego od Ministerstwa? Wybacz, ale co może być dla ciebie lepsze? - Schekelbolt był zdecydowanie zdruzgotany informacją Hermiony.
     - Będę uczyć w Hogwarcie. - Odpowiedziała, a po twarzy czarnoskórego przebiegły jednocześnie uczucia złości, niedowierzania i zawodu.
     - No dobrze. To twoja decyzja. Pamiętaj, że gdyby ci się nie powiodło, to zawsze możesz tu wrócić. - Dziewczyna podeszła do dawnego współczłonka Zakonu Feniksa i przytuliła go pocieszająco. Mężczyzna następnie wyciągnął z szuflady parę kartek i usiadł już na fotelu gestem zapraszając Hermionę na krzesło naprzeciw. Wypisał parę rzeczy na kartkach, po czym podał je Hermionie. - Rozumiem, że z okresem wypowiedzenia? - Hermiona jedynie kiwnęła głową, zabrała kartki i długopis. Oczywiście dokładnie przeczytała zasady zwolnienia i uznając je za pasujące zaczęła wypisywać puste luki. Kiedy cała formalność była już gotowa oddała wszystko Shackelboltowi. - Dobrze, to teraz zapraszam do pracy.
                                                                           ****
      Dzień był dla niej bardzo trudny. Departament Bezpieczeństwa Nad Mugolskimi Czarodziejami, którego szefem była, przyniósł jej tego dnia wiele problemów począwszy od znęcania się nad chłopakiem, pierwszoklasistą Hogwartu przez równolatków, poprzez żartobliwe napisy na murach jednego z pół czarodziejskich miasteczek "Mugole do piachu", aż po kolejne ataki na mugolaków przez wciąż istniejących popleczników Voldemorta. Kiedy wyrejestrowała się z pracy i wróciła za pomocą kominka do mieszkania była zmęczona i zdenerwowana. Nie znosiła dni, w których takie rzeczy licznie się zdarzały. Dyskryminowanie mugolskiego pochodzenia wciąż było dla niej bardzo uciążliwe i drażniące. Zrzuciła z siebie oficjalny strój, by zmienić go na zwykłe dresowe spodnie i koszulkę. Weszła do łazienki i stanęła przed lustrem. Miała skołtunione włosy i podkrążone oczy ze zmęczenia.
      - I myślisz, że kim jesteś? - Rzuciła do swojego odbicia w lustrze. - Nic dobrze zrobić nie potrafisz. Tylu ludzi cierpi, a ty jak zawsze nie umiesz im pomóc. - Warczała na siebie ściągając coraz bardziej brwi. W momencie, kiedy żal osiągnął swój punkt kulminacyjny wyciągnęła różdżkę i czerwony promienień poleciał w kierunku lustra rozbijając je, jednak odbił się i idealnie trafił we właściciela. Dziewczyna poleciała do tyłu zatrzymując się w kabinie prysznicowej. Całe zdarzenie spowodowało, że łazienka stała się pobojowiskiem, a Hermionę bolało całe ciało w skutek upadku i zaklęcia. Wstając trzymała się za głowę i dalej klęła na samą siebie.
      - Cholera, Granger, czy ty nawet zaklęcia nie umiesz użyć prawidłowo?
     - Przepr... - Machinalnie miała odpowiedzieć szłysząc tak charakterystyczne warknięcie, jednak nagle uświadomiła sobie absurd sytuacji i podniosła się najszybciej jak mogła do pozycji bojowej wystawiając różdżkę przed siebie. - Kto tu jest?!
      - Zgadnij, idotko. I schowaj ten patyk, nic mi tym nie zrobisz. - Odpowiedział jej, a po sekundzie, pół przeźroczysta postać zaczęła się ujawniać oparta o framugę z założonymi na piersi rękoma i wpatrująca się w nią z ciekawością ale i kpiną.
      - Profesor Snape... - Opuściła różdżkę nie ukrywając swojego niedowierzania. - Jest pan... Duchem...
      - No co ty nie powiesz, od dziewiętnastu lat, jak się nie mylę. - Odparł wciąż kwaśno nie spuszczając z dziewczyny wzroku.
      - Ale... Co pan tu robi? - Zadawała pytania, a Severus ze zniecierpliwienia przewrócił oczami.
      - Gdybym sam to wiedział, to uwierz, że zrobiłbym wszystko, by nie musieć przez tyle lat oglądać twoich wątpliwie mądrych użalań przed lustrem. - Ignorowała jego docinki zbyt zdziwiona jego obecnością.
      - Jak długo pan mnie obserwuje?
      - Słuchaj jak coś do ciebie mówię zamiast bujać w obłokach. Natychiast po śmierci stałem się tym czymś. Swoją drogą, co żeś zrobiła, że mnie przy sobie uwiązałaś? Nie mogę nawet na pięć metrów się od ciebie odsunąć! - By potwierdzić swoje słowa zaczął się oddalać dalej na korytarz, a zanim minęła wypowiedziana długość stanął w miejscu pomimo, że dziewczyna widziała jego starania.
      - Czemu pan wcześniej się nie ujawnił? - Znów zignorowała jego pytanie.
      - Cholera, dzieciaku, czy ja ci wyglądam na wszystkowiedzącego o zaświatach? Nie mogłem! Już tyle razy coś do ciebie mówiłem, ale ty wciąż mnie nie widziałaś. - Był już naprawdę poirytowany.
      Hermiona jednak wyminęła go i podeszła do ulubionego miejsca na rozmyślania – okna w salonie. Oparła się o parapet dłońmi, czując, że wpierw musi się uspokoić. Nie rozumiała, jak to się stało, że Snape był dla niej niewidoczny przez tyle lat, jak w ogóle to możliwe, że jest duchem i sam nie wie czemu. Z tego, co czytała, duchy powracają na ziemię z konkretnych przyczyn i zawsze o tym wiedzą. Albo muszą załatwić pewne sprawy albo są tu za karę badź też sami wybierają taki los. Ale Snape nie wiedział.
      - Profesorze, czy stało się coś pomiędzy pana śmiercią, a pojawieniem się znów w świecie żywych? - Spytała swoim analizującym głosem. Usłyszała ciężkie westchnienie nie dalej niż pięć metrów od siebie.
      - Rozmawiałem z Dumbledorem. - Odparł niechętnie. Spojrzała na niego wyczekując dalszej opowieści. Wzniósł swojrzenie ku niebiosom. - Stwierdził, że nie podjęli jeszcze decyzji, co do mnie i mam być zawieszony w czasie.
      - Kto nie podjął? - Spytała bardziej sama siebie, ale Mistrz Eliksirów nie mógł oszczędzić jej komentarza.
      - Jak się dowiem, to najpierw oni, a potem ty będziecie wąchać kwiatki od spodu.
      - Niech pan sobie daruje, chce panu pomóć. - Odpowiedziała idealnie jego warczącą tonacją.
      - Pomóc? Najpierw pomóż mi się od ciebie uwolnić, to będę najszczęśliwszym duchem na świecie. - Zakpił kolejny raz, a Hermiona, już przytomna całkowicie i zdenerwowana przez kolejną zniewagę znów wyminęła Snape i poszła do sypialni zamykając się w niej. Położyła się na łóżku zamykając oczy i wciąż mając mętlik w głowie.
      - To nic nie da. Już ci mówiłem, nie mogę się od ciebie odsunąć bardziej niż pięć metrów. - Siedział właśnie na fotelu oddalonym idealnie o pięć metrów od niej.
      - I tak po prostu, przez tyle lat obserwuje mnie pan w każdej możliwej sytuacji? - Podniosła się na łokciach przypatując się mu oskarżycielsko, a ten jakby nigdy nic, znudzony pokiwał głową opierając ją na chudej dłoni. - Kiedy jadłam, kiedy spałam, kiedy się przebierałam, kiedy się myłam, nawet kiedy...
      - Tak, Granger, nawet kiedy sypiałaś z jakimś mugolem, studentem czy nawet z samym Krumem. Swoją drogą, jesteś naprawdę taka głupia, by gzić się z tą kupą mięcha? - W głosie Severusa słychać było rozbawienie i kpinę, a wyraz jego twarzy był zniesmaczony. Hermiona poczerwieniała ze wstydu, ale i ze złości.
      - To nie pana interes z kim sypiam! Jest pan bezczelny oglądając mnie w takim intymnych sytuacjach! - Wykrzyczała odruchowo zasłaniając swoją górną część rękoma.
      - Jestem duchem, Granger, kanony etyczne mnie już nie obowiązują. Po za tym, faktycznie masz się czego wstydzić. - Odparł gorzko i spojrzał na nią wymownie.
      - To jest szczyt! Dupek z pana! - Była wściekła, niewyobrażalnie wściekła i upokorzona przez człowieka, którego tak szanowała. On na jej rekacje prychnął.
     - Przestań się drzeć. Chciałaś mi pomóc, więc się zamknij. Tak jak dla ciebie, tak i dla mnie ta sytuacja jest nieprzyjemna. Może w końcu pomyślałabyś co z tym zrobić, bo moje starania poszły na marne. - Zauważyła, że i jego dręczy ta sytuacja. Nie mogła znieść myśli, że widział ją w momentach, kiedy musiała odreagować cały swój stres, jednak postanowiła, że zacznie w końcu spokojnie analizować całą sytuację.
      - Dobrze... W takim razie czemu nagle dzisiaj mogłam pana zobaczyć? - Spytała znów wracając do swojego opanowanego tonu.
     - Granger, ile mam ci tłumaczyć, że i na ten temat nic nie wiem. Kiedy rzuciłaś we własne odbicie zaklęcie ja również poczułem ból w całym ciele, po czym się odezwałem.
     - Czyli zaklęcie musi mieć tu jakieś znaczenie... - Znów zaczęła mówić na głos swoje przemyślenia. - Ale skoro tak, to przecież nie pierwszy raz od dziewiętnastu lat użyłam go. Czyli lustro też może być istotne, albo to, że moje własne zaklęcie trafiło we mnie...
     - To akurat też nie pierwszyzna, Granger. - Wtrącił Snape, na co dziewczyna spojrzała na niego krzywo.
- Od dziewiętnastu lat?
- Przypominam ci wizytę w jednej z kryjówek niedobitków Voldemorta, kiedy to samo zaklęcie odbiło się od szyby i trafiło tak samo w ciebie.
     - Już pamiętam, jak musieli mnie targać w bezpieczny zaułek, bo nie mogłam normalnie oddychać, a zaczęłam dopiero wtedy kiedy uderzyłam nogą o róg budynku. - Odpowiedziała mu smętnie. - Czyli to też odpada. Więc zostaje samo lustro... Profesorze, przecież to pana stary dom...
     - Nie przypominaj mi. Widząc co z nim zrobiłaś mam ochotę trafić cię kolejnym zaklęciem...
     - Niech się pan skupi! - Warknęła, a Severus obrószył się urażony wiedząc, że nie może zrobić jej nic oprócz obrażania. - Skoro pan tu mieszkał, to może powie mi pan czy są tu, na przykład na lustro, rzucone jakieś zaklęcia ochronne czy inne?
      - Żeś akurat luster nie wymieniała... Nie, nie są. Nie potrzebowałem rzucać zaklęć jakichkolwiek na lustra. Może i mam charakter fanatyka bezpieczeństwa, ale po jaką cholerę akurat lustra miałem zaczarować?
      - No nie wiem, może żeby pan ładniej w nich wyglądał... - Odparła kwaśno pierwszą rzecz, która nasunęła jej się na myśl. Po chwili zrozumiała, że może znów zostać obrzucona błotem za takie komentarze.
     - Doprawdy, nieźle ci się dowcip wyostrzył. - Kolejna złośliwość.
     - Czemu nie potrafi się pan zająć myśleniem nad sytuacją, w jakiej się pan znajduje?! - Była poirytowana tak nieodpowiedzialnym zachowaniem mężczyzny.
     - Po dziewiętnastu latach całkowitego bycia niewidzialnym dla wszystkich i wszystkiego jedyne co miałem do roboty, to obserwowanie ciebie i twoich pożal się Merlinie przyjaciół. Teraz nareszcie mam okazję w końcu komuś podokuczać, a że jest to gryfonka i do tego ty, Granger, jeszcze większą daje mi to satysfakcje. - Na twarzy miał złośliwy uśmieszek, a Hermiona w sercu niewyobrażalną ochotę ztarcia mu go.
     - Jest pan niemożliwy... I że Minerwa dawała sobie radę z panem przez tyle lat. - Pokręciła głową i nagle coś sobie uświadomiła. - Minerwa! Może ona będzie miała jakiś pomysł!
     - Nawet nie waż się jej powiedzieć! - Krzyknął na nią całkowicie poważny Snape. Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona. - Jak ty to sobie wyobrażasz? Wciąż nie może sobie poradzić z moją śmiercią, więc jak odbierze fakt, że jestem tu cały czas, tylko, że jako duch?
     - Przynajmniej znów będzie mogła z panem porozmawiać...
     - Świetnie! Po czym poryczy się jak głupia nastolatka i ZNÓW załamie! Nie wystarczy ci to, co widziałaś po śmierci Dumbledora? Albo po mojej śmierci, gdy się o tym dowiedziała? Czy po śmierci Lucjusza? Ile jeszcze chcesz jej dorzucać na barki? - Był spokojny, ale stanowczy. Hermiona widziała na jego twarzy, że bardzo przejmuje się stanem swojej przyjaciółki. Zrobiło jej się głupio, że doprowadziła do takiego myślenia.
     - Dobrze, rozumiem, nic jej nie powiem. Tylko niech mi pan coś obieca. - Wpadła na kolejny genialny pomysł. Snape przewrócił zmęczonymi oczami. - Przestanie pan w końcu utrudniać sytuacje!
     Jej były profesor znów parsknął po czym kiwnął leniwie głową. Hermiona skrzyżowała nogi i zaczęła wpatrywać się w jeden punkt. Jej myśli zaczęły krążyć wokół wszystkiego co wiedziała na temat duchów, zaklęć i samego Severusa Snape. Co jakiś czas zadawała pytania Severusowi, na co ten widocznie gryząć się w język odpowiadał zgodnie z prawdą. Mimo najszczerszych starań Hermiona nie była w stanie nic wymyślić, każda jej teoria została obalona. W pewnym momencie poczuła ogromne zmęczenie, wycieńczenie organizmu. Zaczęła przymykać oczy i zmieniać pozycje.
     - Granger, dobrze się czujesz? - Spytał nagle, jakby od niechcenia Snape.
     - Tak, wszystko jest w porządku. Tylko głowa mnie trochę boli, ale to nic... - Jej odpowiedź była powolna i senna.
     Po kolejnej chwili ciszy i łapania się przez Hermionę za brzuch i głowę mężczyzna westchnął ciężko.
     - Granger, idź do kuchni. - Rozkazał jej, a ona spojrzała na niego zdziwiona.
     - Po co?
     - Może po jedzenie. Chyba nie wiesz, że jest to konieczne do przeżycia. Won do kuchni! - Warknął na nią, ale ona wciąż patrzyła na niego otępiałym wzrokiem. - Cholera, dziewczyno, idź coś zjeść. Od śniadania nic nie jadłaś, a wczoraj też ledwo co.
     W końcu Hermiona podniosła się z łóżka i powoli przedostała się do kuchni, a Snape za nią. Dziewczyna chwyciła leniwie za drzwiczki lodówki, otworzyła je po czym wyjęła masło, jajka i olej. Z chlebaka wyjęła bułkę. Nastawiła w czajniku wodę i nasypała do ulubionego kubka kawy. Zrobiła sobie bułkę z pomidorem i bazylią, a po jednym gryzie poczuła prawdziwy głód i w tempie ekspresowym zjadła ją całą. Po zaspokojeniu tak prozaicznej potrzeby odwórciła się do znudzonego Snape bacznie obserwującego jej poczynania. Uśmiechnęła się pod nosem.
     - Miło z pana strony, że się pan martwi. - Postanowiła się z nim podroczyć wiedząc, że będzie wszystkiemu zaprzeczał.
     - Jesteś mi niestety potrzebna. Sam na pewno nie dowiem się jak wrócić przed wrota. - Odparsknął, ale i przez jego postawę przemawiało zmęczenie całą sytuacją.
      - Chwila, jakie wrota? - Hermiona wyłapała najważniejszy moment z wypowiedzi Snape.
     - No tak, żywi nie wiedzą prawie nic o zaświatach... - Parsknął.
     - Jak pan chce, bym panu pomogła, skoro pomija pan takie istotne rzeczy!? Niech mi pan natychmiast opowie wszystko co się tam działo. - Rozkazała podenerwowana.
     - Nie.
     - Słucham? - Dziewczynę bardzo zdziwiło zaoponowanie, sądziła, że po prostu mu to umknęło.
     - Nie dziś, Granger. Dziś już nie jesteś w stanie myśleć. - Odparł i wzruszył ramionami. - Nie jest mi potrzebny źle działający kujonek. Idź spać. - Rzucił cierpko.
     - Ale profesorze...
     - Nie dyskutuj ze mną dzieciaku. - Warknął przyjmując swoją nieznoszącą sprzeciwu minę.
     Hermiona zrozumiała, że po pierwsze nic nie zdziała dalszą dysputą, a po drugie Snape rzeczywiście miał racje. Dopiła kawę i podążyła do łazienki. Westchnęła ciężko widząc wciąż nie posprzątany bałagan i machnęła różdżką. Wszystko wróciło na swoje miejsce, a ona nalała do wanny wody. Rozebrała się i stanęła jeszcze przed lustrem. Skrzywiła się, ale nie wypowiedziała tym razem ani słowwa. Weszła do wanny napawając się ciepłą wodą. Przymknęła oczy i zaczęła się rozkoszować chwilą. Gdy znów je otwarła odruchowo spojrzała w bok. Przeraziła się uświadamiając sobie, że przecież Snape stoi pięć metrów dalej. Ale nie przyglądał jej się. Patrzył w lustro i widziała, że patrzył na siebie. Zaczęła się zastanawiać, czy o czymś rozmyśla, czy może po prostu nie chce być aż tak podły i patrzyć na nią. W momencie jego wzrok odbił się w lustrze i pojawił się kpiący uśmieszek.
     - Rozumiem, Granger, że jestem interesującym obiektem rozważań, ale nie musisz się tak na mnie patrzeć. - Odparł a ona się zarumieniła. Schowała się głębiej w wodę starając się zakryć wszystkie części ciała.
     - Póki co muszę nauczyć się żyć z panem pięć metrów obok...
     - Ja już się przyzwyczaiłem. - Jego lekko przeźroczyste ciało zasiadło na desce klozetowej. Patrzył na nią rozbawiony.
     - To naprawdę jest bezczelne. - Czuła palące policzki jak jeszcze nigdy w życiu.
     - Jak sama stwierdziłaś, musisz się nauczyć z tym żyć.