wtorek, 23 sierpnia 2016

Ważne Info dla stałych bywalców

     Hej!
     Wiem, że wiele osób może się denerwować, że nie wrzucam rozdziałów w określone dni itd, ale ja po prostu nie mogę tak robić. Życie mi na to nie pozwala... Tak więc jeśli ktoś chce dostawać powiadomienia o nowej notce, to proszę przesłać mi swój email na: xissart@gmail.com .
     Kolejny rozdział... Jak mi się w jednym miejscu umysł odwiesi, ale przeczuwam, że niebawem :)
     Pozdrawiam,
     B.

niedziela, 21 sierpnia 2016

Rozdział V cz. 2

     - Severusie! - powoli Minerva zaczynała się gorączkować.
     - Z przyjemnością - odwarknął Ron trzymając już różdżkę nad stołem.
     - Panowie, spokojnie - wtrącił się Daumi siedzący koło Weasleya i łapiący za ramię Rona. - Skoro jesteście tak wrogo do siebie nastawieni to po prostu się do siebie nie odzywajcie.
     Weasley opuścił różdżkę, a zamiast niej chwycił widelec i zaczął grzebać w swoim talerzu. W pomieszczeniu zapanowała niezręczna cisza. Każdy zajął się swoim talerzem. Severus był z tego zadowolony, cisza - to co kochał.
     Jesteś winny tej atmosfery.
     Nie odpowiadał, znowu nie mógł. Skrzywił się tylko, przewrócił oczami po czym postanowił naprawić błąd swój i Weasleya:
     - Trafiłeś z tą szatą, Lucjuszu. Gdzie ją znalazłeś? - rozpoczął rozmowę.
     - W Cavesoun - odpowiedział spojrzwszy na Severusa. - W sklepie "Sansil". Mają tam naprawde dobre szaty - dodał zauważywszy intencje przyjaciela.
     - Muszę tam zajrzeć - odparł Severus, ale nie wiedział co jeszcze może dodać.
     - A są tam może szaty dla kobiet? - podratowała go nagle Hermiona.
     - Są...
     - Ale dla kobiet, Granger, nie dla dziewczynek - kąśliwie zażartował Snape.
     Odbierze to na poważnie kretynie!
     - Bardzo śmieszne - odburknęła, ale natychmiast uśmiechnęła się.
     Zrozumiała.
     - Draco może Cię kiedyś tam zaprowadzić - wtrącił widocznie zadowolony Lucjusz popijając winko.
     - Nie może - Ron natychmiast się zbuntował.
     - Ron, przecież...
     - Ślizgon nie będzie się zadawał z moją dziewczyną - syknął przez zaciśnięte zęby.
     - Dość tego Ronaldzie, wychodzimy. - Hermiona nie pozwoliła mu dalej na bezczelne odzywki.
     - I bardzo dobrze.
     Hermiona pożegnała się uprzejmie ze wszystkimi, a Weasley jedynie burknął ciche "do widzenia" i wyszli.
     - Nie obraź się Minervo, ale TEN Weasley to się naprawdę nie udał - skomentował Lucjusz.
     - Bardzo się zmienił po wojnie - odpowiedziała mu Minerva.
     - Nawet nie wiesz jak bardzo - dodał Severus.
     Spokojnie zaczął jeść piernika, jednak od razu z pierwszym kęsem uświadomił sobie co teraz może się stać. Ron z pewnością będzie wściekły na Hermionę za to, że go hamowała. Zostali sami, a Weasley stał się straszliwym agresorem.
     Idź za nimi, bo ją pobije i pewnie zgwałci!
     Podpowiadało mu drugie "ja", ale tym razem nie zamierzał się kłócić. Zjadł najszybciej jak się dało i dopił swoją herbatę, po czym pożegnał się pod pretekstem zmęczenia kłótnią i wyszedł. Szybkim krokiem przemierzał korytarze w poszukiwaniu dwójki gryfonów. Przeszedł wszystkie miejsca, które uczeń może znać i te, które Weasley z Hermioną mogą znać. Skusił się nawet by zajrzeć do łazienki Jęczącej Marty, ale nigdzie ich nie znalazł. Zrezygnował więc z dalszych poszukiwań i zszedł do lochów.
     - Ah...ał..aa. - Niespodziewanie usłyszał pojękiwania przeplatające się z cichym łkaniem.
     Hermiona.
     Pognał za głosem, który z czasem robił się coraz głośniejszy, aż w końcu wychodząc z za zakrętu zobaczył to, czego pragnął już nigdy nie widzieć. Widok podrzędnego czarodzieja, śmierciorzerce gwałcącego Merlinowi winną kobietę. Jednak teraz widok zabolał go bardziej. Ron Weasley trzymający jedną ręką za nadgarstki, a drugą za niesfornie, kasztanowe włosy Hermionę, której twarz przyparta była do ściany, piersi wyciągnięte za sukienkę, która tak naprawdę okrywała jedynie brzuch dziewczyny, a chłopak energicznie poruszał biodrami przy jej pośladkach.
     Severus nie myślał co robi, nie był w stanie. Emocje nim targały jak wzburzone morze, które ma na celu jedynie zatopić statek, tak jak on miał na celu zatłuc Weasleya. Pobiegł w ich strone, odwrócił chłopaka, rzucił na przeciwną ścianę i zaczął uderzać pięściami po jego twarzy. Weasley nie był w stanie nic zrobić. Severus opanował się dopiero, gdy niechcący uderzył Hermionę, odciągającą go od Rona, z łokcia w ramię. W tedy dopiero odsunął się i spojrzał na dziewczynę.
     Była przestraszona, tylko czego: bójki, która między nimi wynikła, czy Rona gwałcącego ją?
     Wyglądała przerażająco, suknia potargana podobnie jak włosy. Posiniaczona i załzawiona.
     Zdarł z Weasleya, który właśnie wstawał z ziemi płaszcz i podał dziewczynie, jednak ta odtrąciła ubranie patrząc na nie z obrzydzieniem, więc Severus zdjął własnął kamizelkę i narzucił na Granger.
     - Musi ci to teraz wystarczyć - szepnął delikatnie obejmując ja ramieniem.
     - Pieprzony ślizgon - warknął Weasley ledwo stojąc oparty o ścianę. - To nie jest twoja sprawa co z nią robie.
      - Jest - uciął krótko Severus po czym zabrał Hermionę do swoich komnat. Nie chciał jej teraz zostawiać samej.
     Wpuścił dziewczynę, która niepewna wszystkiego stanęła na środku gabinetu. Snape natychmiast poleciał do swojej sypialni i przyniósł za mały na niego dres. Wrócił do Hermiony i powoli do niej podszedł.
     - Granger.. - zaczął podając jej ubranie, ale ona jedynie zadrżała na dzwięk swojego nazwiska. - Hermiono... - Zmienił swój ton dopasowując go do jej potrzeb, chociaż nie było to mu na rękę. - Idź się okąpać i przebrać. Później porozmawiamy - rozkazał, a dziewczyna niezwykle uległa zabrała ubranie i poszła w stronę łazienki.
     Severus w między czasie wezwał skrzata i polrosił o ciepły posiłek i herbatę w dwóch porcjach. Skrzat natychmiast zniknął, a Severus podszedł do swoim prywatnych zapasów eliksirów. Otwarł szafę i zaczął ją przeglądać. Dobrze wiedział gdzie leży jego poszukiwany eliksir, używał go prawie codziennie, ale zastanawiał się, czy nie znajdzie dla Granger czegoś lepszego niż tylko eliksir spokojnego snu. Czytał etykietki i przypominał sobie do czego służy eliksir, ale żaden nie był przydatny w danej chwili. Zabrał więc tylko fiolkę ze cieczą przynoszącą ulgę w nocy i zamknął szafę.
     W tym samym czasie drzwi od łazienki otworzyły się, a z nich wyszła zaczerwieniona, z mokrymi włosami i w samej bluzie Gryfonka.
     - Spodnie... Były za duże - oświadczyła powoli zbliżając się do kanapy, ale Severus zatrzymał ją łapiąc za ramię, a drugą ręką odkładając fiolkę z eliksirem na stolik. Lekko zadrżała, ale nie wyrwała ręki. Spojrzał na nią, a potem prosto w jej oczy. Była na tyle oszołomiona, że nawet zapomniała o zaklęciach do takich prostych rzeczy, jak zmniejszenie ubrań. Ale nie będzie jej upominał, przyniósł by jej jeszcze więcej wstydu.
     Puścił jej rękę i wskazał kanapę. Usiadła, a on na przeciwko w fotelu. Dzielił ich tylko stolik, na którym momentalnie pojawiło się jedzienie i herbata. Skrzat domowy ukłonił się szybko, spytał czy coś jeszcze, a nie słysząc więcej życzeń wrócił do swojej kuchni.
     - Jedź, dobrze ci to zrobi - odparł siląc się na zachęcający ton.
     Myślał, że go posłucha, że weźmie do ręki łyżkę i zje zupe dyniową, a potem widelcem będzie wkładać sobie do ust kawałki kurczaka z pestkami dyni popijając herbatką.
     Po tym wszystkim co się dzisiaj wydarzyło? Jakiś ty głupi...
     Drugie ja miało racje. Hermiona natychmiast zasłoniła twarz rękawami bluzy i zaczęła płakać. Severus się zmieszał, nie wiedział co ma teraz zrobić. Nie przytuli jej i nie powie, że wszystko będzie dobrze - nie byli sobie tacy bliscy. Więc co ma zrobić?
     - On mnie zabije... Ja... Czemu to zrobiłam? Zabije mnie, zabije! - wypowiedziała przez łzy.
     Nie pytał kto, bo wiedział. Weasley będzie na nią cholernie wściekły.
     - Czemu się nie bronisz? Przecież jesteś od niego silniejsza i mądrzejrza, z resztą jak od większości osób w tej szkole. Więc czemu mu się nie postawisz? - słowa odruchowo wypowiedziane przez Severusa zadziałały jak kubek zimnej wody. Nagle przestała płakać, wstała z kanapy i zaczęła bez słowa iść w stronę drzwi.
     Siedzieć i nic nie robić, patrzeć jak dziewczyna powoli jest wyniszczana przez otoczenie? Tak mu podpowiadał jego rozum, jego maska.
     Nie pozwól jej wyjść! Musicie to wytłumaczyć tu i teraz!
     To mu podpowiadało jego drugie ja, jego serce. I z tym też od jakiegoś czasu zaczynał się zgadzać, jemu ulegać. W momencie podniósł się z fotela, pokonał dzielący go dystans z Hermioną i nie pozwolił jej przejść.
     - Ta wasza cholerna, gryfońska duma - warknął, ale tym razem nic się nie stało - nie drgnęła, nie odskoczyła. - Wolisz cierpieć, wyniszczać się zamiast powiedzieć mi co sprawia, że wciąż przy nim jesteś?
     - Niech... Się... Pan... Nie wtrąca - odpowiedziała mu wyraźnie i zimno, tak jak on zawsze odpowiadał ucznią.
     Nagle lampa w jego głowie się zaświeciła - tak nie może być, nie pozwoli jej na to.
     - Gr... Hermiono, wiem jak to jest - zaczął sięgając ręką do głowy by pozbierać na tyle odwagi do kontynuacji. - Wiem jak to jest przechodzić tyle cierpienia i widzieć, że nie ma się nikogo na tym świecie. Wiem jak to jest, jak najbliżsi ludzie się od ciebie odwracają. Wiem też jak to jest, gdy osoba tak ci bliska, jak Weasley tobie staje za twoimi plecami ze sztyletem w ręku i wiem jakie to jest uczucie, gdy ci go wbija. I najważniejsze. - Zrobił krótką pauzę. - Wiem jak to jest nie potrafić komuś zaufać w jego szczerość, taką jaką ja teraz okazuje względem ciebie. Jestem z tobą całkowicie szczery i uwierz, że chce ci pomóc, bo jak widzę co się z tobą dzieje, to się we mnie gotuje. Niszczysz się tak samo, jak ja zniszczyłem samego siebie. - Kolejna chwila zawachania.
     Wal śmiało!
     - Hermiono, zaufaj mi
***         ***         ***
     Hej. Przepraszam, że tak późno... Ale... Nie, nie będę się tłumaczyć. Po prostu, za dużo życia poza literkami. Wybaczcie. Mam nadzieję, że trochę naprawiłam opo... A jak dobiłam, to przepraszam ;( Dziękuję za wszystko Pełni Księżyca :)
B.

wtorek, 16 sierpnia 2016

Rozdział V cz. 1

   Nadszedł dzień Bożego Narodzenia. Hermiona wstała z podkrążonymi oczami. Tej nocy do spokojnych nie można było zaliczyć. Od razu gdy usnęła przeniosła się w świat najgorszych wyobrażeń. Śniło jej się, że jej rodzice umarli, a Ron... Nie, nie zrobiłby tego, chociaż... Nie może być tego taka pewna.
     - Hermiono, Hermiono! Chodź szybko! - Usłyszała podekscytowane wołanie swojej przyjaciółki.
     Wstała z łóżka i nie dbając o swój wygląd poszurała do pokoju wspólnego.
     - Co się drzesz? Choinka się zapaliła? - odparła ziewając.
     - Nie, oh, Hermiono, prezenty! - Ginerva cieszyła się jakby miała wciąż jedenaście lat.
     - To świetnie... - odparła ironicznie Hermiona. Wiedziała, że jej przyjaciółka stara się nie myśleć o niedawnej wojnie, ale dla Hermiony już nic nie było takie wesołe.
     - Są od mojej mamy i od Harrego i Rona też!
     Giny, chociaż była przyjaciółką Hermiony nie wiedziała o drugiej stronie swojego brata. Granger nie chciała jej uświadamiać jakim zwyrodnialcem jest Ron, bała się jak zareaguje młodsza gryfonka: czy jej uwierzy, a jeśli tak to czy nie załamie się?
     Tak naprawdę tylko Snape był świadomy podłości Rona. Był w stanie sam się domyśleć czemu tak się zmieniła. Nawet profesor McGonagall nic nie podejrzewa.
     Swoją drogą zastanawiała się czy nie zaufać Snapeowi. Ostatnie rozmowy jakie odbyli wydawały się specyficzne. Tak, jakby Snape chciał jej pomóc. Z resztą ona też chciała pomóc jemu... Tylko co sprawiało, że chciała mu pomóc? Jej gryfońska natura, czy może...
     - Hermionio! Obejrzyj prezenty! - Z rozmyślan wyrwała ją na powrót Giny.
     Dziewczyna podeszła do choinki i chwyciła pierwszy lepszy prezent. Był opakowany w zielony papier, a należał do jej przyjaciółki. Podała jej pakunek i z zaciekawieniem patrzyła, jak go otwiera. W środku znajdował się naszyjnik w kształcie serca.
     - Od... Niego? - zapytała niepewnie Hermiona, a Ginny zaklęciem otworzyła serduszko. Uśmiechnęła się pod nosem i pokazała jej wnętrze serca. W środku ruszało się zdjęcie na którym tańczyli przy jeziorze Ginny wraz z blondynem o bladej cerze. Draco na drugiej połówce napisała jedno krótkie słowo "Always".
     - Słodkie - skomentowała starsza gryfonka. - Ginny, kiedy zamierzasz uświadomić Harrego?
     - Nie wiem... Ale jeszcze nie teraz.
     Hermiona nie kontynuowała tej rozmowy, widziała, że tego nie chce. Wprawdzie nic takiego z Draco nie robili, ale Granger widziała, że mają się ku sobie.
     Otworzyła resztę prezentów. Od Molly dostała sweter tym razem z naszytą książką, od Harrego poradnik do transmutacji, a od Rona książkę do gotowania.
     - To chyba coś znaczy - skomentowała rudowłosa na widok prezentu Rona.
     - Tak, że mam się nauczyć gotować - roześmiały się.
     Dostała jeszcze pare słodyczy od Hagrida oraz żonglera i dziwny wisiorek od Luny.
     Dziewczyna zabrała wszystkie prezenty do swojego pokoju prefekta i stwierdziła, że ogarnie się trochę i zejdzie na śniadanie świąteczne.

     Obudził się nadzwyczaj późno, a zdziwił się jeszcze bardziej, że pomimo koszmarów jakie go dręczyły nie wstał wcześniej. Ale z drugiej strony czy to na pewno były koszmary? Wizje śmierci jego ukochanej z pewnością były koszmarne, ale czy mglista kobieta pojawiająca się później z uśmiechem na ustach i wyciągająca ręce do niego z chęcią wypełnienia pustki były takie... Złe?
     Tylko kim ona była?
     - Dobre pytanie - odpowiedział swojemu drugiemu ja.
     Postanowił nie rozmyślać nad tym. Wstał ze swojego dębowego łoża i wyszedł z sypialni do salonu z zamiarem skierowania się od razu do łazienki jednak jego uwagę przykuło parę pakunków leżących na stoliku.
     - Coś mi się tu nie zgadza - mruknął do siebie.
     Policz głąbie.
     - Zamknij się debilu - warknął na samego siebie po czym stwierdził, że dla kogoś, kto go nie zna musiałoby to wyglądać komicznie.
     - Cztery pakunki. O jeden za dużo. - Podszedł do stolika i obejrzał prezenty.
     Czerwony - Minerva i kolejny szampon.
     Zielony ze srebrną wstążką - Draco i kolejny zestaw piór.
     Srebrny z zieloną wstążką - Lucjusz i nowa szata.
     Czarny... A to od kogo?
     Natychmiast otworzył nieznany mu prezent i przeraził się widząc pluszowego nietoperza ruszającego skrzydełkami. Do szyji pluszaka przyczepiona była karteczka, a na niej napis:
     Sevuś!
     Wesołych świąt! Mam nadzieję, że misiu Ci się spodoba, starałem się znaleźć takiego, jakiego lubisz. A to naprawdę nie było proste (no bo nie wiedziałem, że pracujesz w Hogwarcie i szukałem dopiero wczoraj).
     Daumiś T.
     W Severusie zawrzała krew. Cisnął nietoperzem w kąt pokoju po czym poszedł do łazienki wyzywając w myślach Therlanda za jego bezmyślność i Minerve za jej wredny charakter.
     Ubrał się w jedną ze starych szat, po czym zszedł na śniadanie tylko i wyłącznie po to, by powyzywać wścibskiego blondyna. Wszedł do Wielkiej Sali i ucieszył się widząc przy stole uradowanego Therlanda.
     Nie dasz mu żyć, prawda? Ale przecież to było miłe z jego strony! Ty nigdy nikomu nie...
     Już chciał odgryźć się swojemu sumieniu jednak szybko zorientował się, że w danej chwili to nie jest dobry pomysł: był w Wielkiej Sali gdzie było parę osób, które uznałyby go za wariata.
     Podszedł do Therlanda od tyłu, ale ten go bacznie obserwował i gdy Severus był już za nim wstał z krzesła i stanął do niego przodem z ogromnym uśmiechem na ustach.
     - Daumiś, dziękuje ci za ten cudowny prezent świąteczny! - odparł z uśmiechem Severus na co Therland zaczął się szczerzyć i podskakiwać.
     - Naprawdę ci się podobał?
     - Oczywiście, że nie ty kretynie! Jakim trzeba być idiotą, żeby wymyślić taki prezent dla dorosłego mężczyzny?! I co, może mam teraz spać z tym pluszakiem? Co ty sobie w ogóle myślisz? Tym bardziej, że to jest nietoperz! Sugerujesz mi coś?
     - Sevuś...
     - I do jasnej cholery, obiecuje ci, że jak nie przestaniesz mnie nazywać "Sev" a co gorsza " Sevuś" to jakaś z paskudnych klątw może niechcący ugodzić w jakąś część twojego ciała. - Wypowiedziawszy swoje " zabiję cię" w sposób jakże elokwentny natychmiast przedostał się już za drzwi Wielkiej Sali.
     - Nie denerwuj się tak! Złość piękności szkodzi! - Usłyszał jeszcze za sobą, a potem natychmiast obok siebie:
     - Sevusiowi to już nic nie zaszkodzi.
     Przystanął i miał się odezwać do - cholera Merlinie, czemu znowu one - gryfonek dreptających w stronę Wielkiej Sali. Nie zauważyły go więc tym lepiej będzie je zaskoczyć swoją złością. Już otworzył usta i nabrał powietrza, ale natychmiast też je zamknął i nosem ulotnił zdziwiony powietrze.
     - Przestań. To, że tobie się nie podoba nie znaczy, że komuś innemu też nie.
     Granger go broniła... Czemu to robiła, przecież jeszcze parę dni wcześniej potraktował ją okropnie.
     Nim zdążył cokolwiek zrobić obie dziewczyny zniknęły za wrotami Wielkiej Sali.
     - Gryfońska litość... - mruknął do swojego drugiego ja mając nadzieję tym razem na potwierdzenie.
     A może to nie litość?
     - A teraz zmieniasz zdanie co do niej?
   
      Wieczorami Severus przesiadywał przed kominkiem wraz ze wspaniałą oazą spokoju - książką. Tym razem, w Boże Narodzenie nie było inaczej. Mógł porobić coś innego, mógł pójść do Minervy na "maleńskie" przyjęcie świąteczne. Jak co roku dostał zaproszenie wraz z prezentem, ale na przyjęciu był tylko raz - za pierwszym razem.
     A może byś tak poszedł znowu.
     - A po co? Nie dręcz mnie i daj mi czytać - mruknął do siebie i kontynuował czytanie.
     Książka zajmowała go dziś jakoś mniej niż zwykle. Wydawała się nie przyciągać zbytniej uwagi. Za to przyciągało ją co innego. Co chwile zerkał na zegar, a następnie na stolik gdzie wciąż leżały pakunki, tym razem już otwarte.
     Sev...
     - Oh, no już dobrze! Pójde na to głupie przyjęcie.
     Narzucił na siebie nową szatę od Lucjusza, która swoją drogą bardzo mu się podobała. Czarna do kostek, a na niej szmaragdowa, równie długa kamizelka. Rękawy były większe niż normalnie, a guziki koloru kamizelki. Szata była prosta, ale bardzo ładna.
     Spojrzał na zegarek - przyjęcie trwa już od dziesięciu minut. I tak nikt z pewnością nie zwróci na spóźni uwagi ze względu na sam fakt jego przyjścia.
     Przeciął Hogwart i już stał przy komnatach Minervy. Zapukał delikatnie, ale stanowczo po czym otworzył drzwi, a wszystkie pary oczu zwróciły się w jego stronę.
     - Sevuś! Jak miło... - Przywitał go obrzydliwie radosny głod Daumiego.
     - Therland... Nie będę na ciebie wrzeszczał pod warunkiem, że przestaniesz mnie nazywać w ten obleśny sposób - odrzekł szorstko.
     - Jak miło, że wpadłeś Severusie - odparła Minerva wyczarowując krzesło pomiędzy Lucjuszem i Draconem, którzy przywitali go widocznie zadowoleni.
     - Od kiedy to gościsz u siebie innych ślizgonów oprócz mnie? - zadał pytanie witając się z gospodynią.
     - Pierwszy raz jesteśmy tutaj Severusie - odpowiedział mu Lucjusz.
     Spojrzał po reszcie gości i aż się zmroził. Naprzeciw niego siedziały dwie osoby: Hermiona Granger i Ron Weasley, który łypał na Severusa złowrogo, a Hermiona była przestraszon. Zauważył, że na szyje ma nałożoną warstwe mugolskiego podkładu.
     Znów jej coś zrobił?
     Usiadł na wyczarowanym krześle i nalał sobie kawy.
    - Widze, że zaczynamy kulturalnie - usłyszał komentarz z naprzeciwka.
     - Coż, panie Weasley, starsi mężczyźni ją chociaż mają - odgryzł się widząc jak czerwienieją Ronowi uszy.
     - Młodzi mężczyźni natomiast są przystojni - odparł uśmiechając się wrednie.
     - Tak przystojni, że aż się zastanawiam co płeć piękna widzi w takich chłystkach.
     Nie wiedział co w niego wstąpiło, ale w Severusie się gotowało. Wiedział, że w tej chwili są atrakcją całego przyjęcia, ale nie obchodziło go to. Był wściekły na tego rudzielca za to co robił Hermionie.
     - Z pewnością nie widzą starego, tłustego nietoperza z lochów - Ron wciąż mu odpowiadał, ale Severus widział, że pomysły mu się kończą.
     - Z pewnością nie, natomiast widzą za pewne obrzydliwe świnie, prawda panno Granger? - odparł spokojnie nakładając sobie ciasto orzechowe. Jego "rozmówca" widocznie nie wytrzymał i sięgał już po różdżkę.
     - Ron! Uspokój się! - Hermiona krzyknęła na niego lekko rozbawiona.
     - Znów chcesz powtarzać ten schemat? - Severus jednak nie przestawał.
     - Wszystkich was proszę o spokój. Nawet w święta będziecie się kłócić? - wtrąciła się Minerva.
     - Nawet pojedynkować jeśli to będzie konieczne.

piątek, 5 sierpnia 2016

Rozdział IV cz. 2

     Zastanów się czy chcesz stać przy nim tak jak ja i Malfoy...
     Zastanów się czy chcesz stać przy nim...
     Zastanów się czy chcesz...
     Zastanów się... 
     Słowa opiekunki Domu Lwa odbijały się echem w głowie jej podopiecznej gdy wracała do swojego dormitorium, pod prysznicem i przed zaśnięciem. Odtwarzała w głowie cały dzień zaraz po zakończeniu lekcji. Wyraz jej twarzy machinalnie zmieniał się wraz z przebiegiem wspomnień. Gdy przed oczami miała obrazy Rona śliniącego się na widok jej ubioru, a potem jego dłoni szarpiących ją, drapiących... Molestujących o mało co się nie rozpłakała. Przecież nie protestowała, nie uciekała... Więc czemu on wciąż tak ją traktuje? Boji się, że go zostawi? Siłą chce ją zatrzymać? Kiedyś powiedziałaby, że zostanie, że go kocha... Ale Ron się zmienił. To już nie był ten sam rudzielec. Ona też już nie była taka sama. Była silniejsza, ale wciąż była tylko kobietą, która nie ma gdzie się podziać, która nie ma nikogo na tym świecie. Dlatego zostanie z nim... Z Ronem.
     Nagle wspomnienia zamieniły się jak klatki w filmie i ukazały butelke whisky łącznie z mężczyzną, który butelkę przelewał do szklanek. Uśmiechał się... Dopiero teraz to zauważyła. Delikatnie, ale uroczo. To nie był wredny uśmiech. Hermiona przejęła widok z obrazu i sama się do siebie uśmiechnęła.
     Scena trzecie miała miejsce w gabinecie dyrektora, gdy panna Granger opowiedziała swojej przyjaciół o całym dniu. Przypomniała sobie, jak Minerva tłumaczyła jej czemu ma wybrać czego chce od profesora Snape. Delikatny smutek i współczucie wpłynęło na jej twarz.
     Nie! Dość! Ona już nie chce o tym rozmyślać, chce spać!
     Natychmiast po tym jak się zbuntowała wszelkie emocje odpłynęły wraz z jej wszelaką świadomością.

     Ostrożnie ale z gracją zapakowywał gruby tomisz w zielonkawy papier ze srebrnymi pasami. Widząc to opakowanie przypomniał mu się jej strój, taki młodzieżowy, ale taki kuszący...
     Dureń. I po co się tak starasz? - przemawiał głosik w jego głowie.
     - A czemu nie? Chce jej sprawić przyjemność - odpowiedział samemu sobie.
     Przyjemność? Głupcze, a co jak skrzywdzisz tą dziewczynę? A co jak ona skrzywdzi ciebie? Nie chcesz znów tego przeżywać, prawda?
     - Nie chce i nie będę - odparł ściągając brwi. Ale po chwili je rozluźnił i przestał pakować. - Ryzyko... Takie wielkie ryzyko... Nie... Nie! - krzyknął targany cierpieniem i rzucił prawie skończony pakunek w stronę rozpalonego kominka.
     - Znów ze sobą rozmawiasz? - Natychmiast odwrócił się na pięcie by spojrzeć na kolejną wścibską gryfonkę, ale tym razem starą.
     - Czego chcesz? Nie mam nastroju do rozmów - warknął na swoją pracodawczynie po czy odwrócił się do kominka.
     - Hermiona u mnie była.
     - I co ja mam do tego?
     - To, że to właśnie o tobie rozmawiałyśmy. - Spojrzał na pakunek przy kominku. Ogień nie dorwał go.
     - Gratuleje marnotractwa czasu - burknął poirytowany, podczas gdy Minerva podeszła do zapakowanej książki.
     - Sądzisz, że każda chwila poświęcona twojej osobie jest marnotractwem? - Podniosła prezent i obejrzała dookoła. - Dla Hermiony chwile dzisiaj spędzone z tobą były najmilszymi tego dnia.
     - To jest niemożliwe - odpowiedział tym razem po prostu oschle.
     - Możliwe Severusie. Zdejmij przed nią maskę, naprawde jest tego warta. Nie zawiedziesz się. - Odłożyła książkę na biurku przed nim i skierowała się do wyjścia.
     - Nie baw się w Dumbledora - znów warkną czując, jak niszczy go irytacja pouczania go.
     - Nie bawię. Nie chcę, by mój przyjaciel stracił drugą szansę.
     Wyszła.
     Przyszła na pięć minut, zrobiła zamęt w jego głowie i tak po prostu go zostawiła. Gryfonki, najgorsze i najcudowniejsze kobiety jakie znał.

     Święta, czas radości, prezentów i spędzania czasu z rodziną. Tak biało na dworze, a tak kolorowo w sercach. Najcudowniejszy czas w ca....
     STOP
     To nie bajka, nie przedstawiamy schematów dla dzieci z wesołymi świętami. Tutaj czas rzucić okiem na tych, którzy w ten radosny czas pozostają sami. Bez rodziny, przyjaciół, domu, uśmiechu na ustach i radości w sercach.
     Severus wstał jak zwykle jeszcze przed szóstą. Na pierwszą myśl ucieszył się. Nie musiał iść na lekcje i pilnować szczeniaków. Święta, spokój dla uszu...
     Ale smutek w sercu.
     - Zamknij się już! - warknął do swojego wnętrza, chociaż wiedział, że ma racje.
    Jeszcze niedawno nie okłamywałbyś mnie i...
    - Nie okłamuje. Po prostu chce chciaż czasem nie myśleć co jest prawdą a co fałszem. - Był wściekły, sam na siebie, że pozwala sobie na taką nienormalność.
     Wykąpał się i zszedł na śniadanie do Wielkiej Sali. Spodziewał się ujrzeć Minervę łącznie z paroma innymi nauczycielami przy stole nauczycielskim oraz z pięciu do dziesięciu uczniów, a tymczasem ujrzał Granger, Malfoya, pannę Weasley, dwóch krukonów i jednego puchona. A przy stole nauczycielskim Minervę, Pamonę Spraut, Hagrida oraz mężczyznę z pewnością młodszego od niego z bląd włosami postawionymi na żel. Nosił na sobie granatową szatę.
     Severus z dziwną niechęcią zaczął kierować się do stołu nauczycielskiego. Przybysz nagle spojrzał w jego stronę i uśmiechnął się do niego.
     Skądś znam ten krzywy ryj ... - rozmyślał, ale nie długo musiał czekać na odpowiedź.
     - Sev! - wrzasnął blondyn wstając od stoły i ruszając w stronę Severusa.
     - Nie... Mów... Do... Mnie... Sev! - warknął na całą salę co było łatwe ze względu na małą ilość osób.
     - Spokojnie, kolego nie poznajesz mnie? - czrodziej chciał przytulić Severusa, jednak ten mu na to nie pozwolił i uderzył go centralnie w sam środek głowy. - Ałć!
     - Poznaje bezmózgi cepie. Daumi Therland. Cholerny bałwan, który nie odstępował mnie na krok... - odrzekł z niechęcią, po czym wyminął rzekomego bałwana i podszedł do stołu nauczycielskiego. Usiadł koło Minervy i spojrzał zabójczo na dyrektorkę.
     - Co on tu robi? - syknął.
     - Nie bądź taki szorstki. - Śmiała się połykając mięso z kurczaka. - Potrzebowałam nowego nauczyciela od Obrony Przed Czarną Magią i Daumiś się nawinął.
     - Daumiś... Co to za zdrobnienie?
     - A bo on taki zawsze wesoły i słodki. Takie dziecko, taki Daumiś.
     - Na Merlina... - Severus skwitował to przeciągnięciem ręki po twarzy. - Nie chce mieć z nim noc do czynienia, niech trzyma się ode mnie... Co? - przerwał poirytowany minął Minervy.
     - Spójrz za siebie. - Postąpił zgodnie z instrukcją, jednak pożałował tego.
     - Sevuś, czemu nic nie jesz? I tak już za chudy jesteśm zero mięśni, nic!
     - Pójdę zjeść u siebie... - odparł Severus wstają i nie zwracając uwagi na protesty Therlanda.
     Pokonał Wielką Salę w mgnieniu oka, lecz przy samym wyjściu coś go zatrzymało. Odwrócił się na pięcie i skrzywił widząc Granger i pannę Weasley chichoczącą.
     - Co was tak bawi smarkule? - warknął na nie, aż panna Weasley wystraszyła się.
     - Z niczego panie pro... - zaczęła tłumaczyć, ale jego bardziej Granger interesowała. Nie przestawał chichotać, aż omało co nie wybuchnął wściekłością.
     - Ależ z niczego - odparła teatralnie podnosząc mu ciśnienie. Jednak najgorszy był jej szept: - Profesorze Sev.
     Weasley spojrzała na nią w niemym "żegnaj na zawsze". Po części miała racje.
     - Granger, za mną, ale już! - rozkazał, a ona już bardziej poważna usłuchała.
     Czuł jak w drodzę z Wielkiej Sali do Lochów jego złość niknie, a zamiast niej pojawia się smutek, żal i... Wspomnienia. Cudne, ale jakże bolesne.
     Weszli do jego gabinetu, a on stanął opierając się o biurko. Poczuł nagły przypływ bezradność przez który zacisnął zęby. Wiedział, że nie będzie w stanie na nią nawrzeszczeć.
     To nie jej wina, ona nic nie wie. Nie bądź na nią zły, przecież nawet nie chcesz być zły. - Wewnętrzne "Sev" pomagało Severusowi podjąć decyzje.
     - Proszę Granger... - wydusił z siebie czując jak do oczu powoli napływają mu łzy.
     - Profesorze? - Hermiona powoli podeszła do Snape.
     - Proszę nie mów do mnie Sev. - Po policzkach spłynęła mu słona ciecz.
     Zaczął czuć wstyd i obawe przez to, że rozpłakał się przy uczennicy i do tego przy Granger.
     Nagle poczuł na policzkach ręce ocierające jego "wstyd". Spojrzał zdziwiony na dziewczynę, która niepewna swoich czynów uśmiechnęła się do niego.
     - Dobrze, już nie powiem tak, ale proszę, niech pan nie płacze - szepnęła tak delikatnie i tak... Smutno.
     - Nie płaczę durna. - Zasłonił oczy rękawem znów starając ukryć swoje uczucia.
     - Czemu tak pan reaguje na to przezwisko? Przecież to urocze. - Musiała go o to spytać? To nie takie proste. Chwila...
     - Co takiego jest uroczego w moim imieniu a co gorsza przezwisku?
     - A pan znowu swoje. Pan też jest człowiekiem i ma prawo do radości i szczęścia...
     - Już dawno zapomniałem co to znaczy być szczęśliwym... - Mówiąc to podszedł do kominka mając nadzieję, że wysuszy on smutek w sercu Severusa.
     - Może czas, żeby sobie pan przypomniał.
     - Cholera, Granger zajmij się lepiej swoim szczęściem, bo z tego co zauważyłem dość szybko je tracisz. Nie chcesz porozmawiać ze mną na ten temat, a chcesz pouczać mnie jak mam żyć.
     - Przepraszam... Ja... To nie tak miało wyjść.
     - Ale wyszło - uciął krótko opanowując się.
     - Ma pan racje, ale ja po prostu chce panu pomóc, bo sama sobie nie mam jak.
     - Skoro sama sobie nie potrafisz pomóc, to jak niby miałabyś pomóc mi?
     Miał racje, wiedział, że właśnie tak to odbierze. Obrazi się, być może rozpłacze i wyjdzie. Wiedział, że tak będzie, zawsze tak jest nie tylko z Granger. Tylko jedna osoba jest w stanie nie zwracać na fo uwagi, tylko Miner...
     - Może właśnie mogę pomóc panu, a nie sobie samej. - Nie uciekła, nie wkurzyła się, nie posmutniała... Wręcz przeciwnie.
     - Od kiedy to tak trudno cię zniechęcić?
     - Odkąd przyjaźnie się z profesor McGonagall - odparła z widomym zadowoleniem. - Powie mi pan w końcu czemu tak bardzo pan nie lubi tego przezwiska?
     - Czemu miałbym się zwierzać komuś takiemu jak ty?
     - I znowu się zaczyna... - Hermiona załamywała powoli ręce.
     - Nie będę cię dręczył swoją przeszłością, nie jest ona tego warta. Idź już Granger.
     Posłusznie wyszła, ale on niechętnie ją wypraszał.
     Dobrze zrobiłeś, zniszczyłbyś jej życie.
     - Wiem... Daj mi spokój... Mam dość... Chce ją dotknąć, chce ją pocałować, pieścić ją i wprawiać ją w...
     Tyle pragniesz, a tak naprawdę nic o niej nie wiesz.

   
    

wtorek, 2 sierpnia 2016

Rozdział IV cz.1

     Minęły niecałe trzy tygodnie roku szkolnego. Dla Severusa były to trzy tygodnie nowego statusu profesorskiego w Hogwarcie. Trudno było mu się przyzwyczaić do roli vicedyrektora. Nie pragnął jej nigdy, jednak sam fakt, że dostał tą posadę był przyjemny. Mimo to zaraz po ceremoni rozpoczęcia wparował do gabinetu McGonagall i zaczął ją wyzywać, wytykać jej błędy i przeklinać za jej "niespodzianki". Przecież bardzo dobrze wiedziała, że nienawidzi niespodzianek.
     Granger również nie dawała mu spokoju. Codziennie wieczorem przychodziła do niego, a z racji roku szkolnego pukała, a nie "wparowywała" jak śmiała to robić podczas wakacji, by następnie podać profesorowi eliksir Czeluści i raz na jakiś czas sprawdzić szramę na plecach.
     Dziewiętnastego września również "zaszczyciła" go swoją obecnością. Tym samym miał ochotę cofnąć swoje przemyślenia o dzięki Merlinowi poprawie szacunku względem jego osoby. Jak nigdy wleciała przez drzwi jego gabinetu natychmiast zamykając je z trzaskiem.
     - Granger... Do jasnej... - Od razu nadarzyła mu się okazja na zbesztanie piekielnej gryfonki.
     - Przepraszam! - Wpadła mu w pół zdania cała rozdygotana.
     - ... Cholera. - Zlustrował ją od ostatniej wystającej słomy, aż po białe obicia szmaragdowych tenisówek. Wyglądałaby naprawdę ślicznie w swojej szarej bluzce na ramiączkach i narzuconym na to bolerko pod kolor tenisówek, a wyzywająco w czarnej bąbce i szarych zakolanówkach gdyby nie potargane włosy, rozmazana, czerwona szminka, jedna, wielka dziura na prawym ramieniu bolerka i w jej miejscu ogromny siniak. Ponadto Severus zauwarzył zadrapania w okolicach ud i malinki na szyji.
     - Co ci się stało? - Natychmiast zamknął czytaną, jak codziennie wieczorem, książkę i podszedł do dziewczyny by przyjrzeć się bliżej ranom. Najpierw zaczął oglądać szyję, a potem ramię z siniakiem. Mimo wszystko nie odważył się spojrzeć na inne rany, nie chciał aż tak naruszać jej przestrzeni.
     - Nie ważne. - odburkła leciutko wyrywając rękę. Nie odważyła się spojrzeć mu w oczy.
     - Ktoś ze ślizgonów postanowił podnieść rękę na pannę prefekt naczelną? - spytał pół żartem pół poważnie.
     - Nie. Proszę się nie wtrącać w moje sprawy prywatne. - Jej odpowiedzieć była oschła jednak nadziana cierpieniem i wstydem.
     Zdecydował się więcej nie pytać. To było jej życie, nie miał prawa pouczać jej w tej kwestii. To samo było gdy spytał się o Weasleya, nie chciała odpowiedzieć...
     - Weasley... - Odruchowo wypowiedział na głos swoje przemyślenia. Spojrzała na niego zdziwiona. Natychmiast odchrząknął i dodał: - Idź się doprowadź do porządku, bo patrzenie na ciebie jest jeszcze mniej przyjemne niż zazwyczaj, a myślałem, że gorzej być nie może. Jazda.
     Machnął ręką odpędzając ją w stronę łazienki. Sam usiadł w swoim fotelu, jednak nie wziął do ręki książki. Zaczął rozmyślać. Trudno mu było uwierzyć w jego własną teorie. Ron Weasley... Zawsze był lekkomyślny, ale żeby agresywny?
     Granger wyszła z toalety Severusa opatulając się swoim bolerko i siadając na kanapie naprzeciw Severusa. Musiało jej być naprawdę zimno w lochach w tak cienkim ubiorze. Powoli robiło mu się jej żal więc wstał ze swojego fotela i podszedł do niej od tyłu. Zdjął swoją pelerynę i narzucił na jej ramiona. Spojrzała na niedo zszokowana tym aktem dobroci. Dopiero teraz zauważył przecięte w paru miejscach wargi. Skrzywił się na automatyczną wizję Weasleya dobierającego się do Granger całkowicie nie z jej woli.
   - Następnym razem weź coś cieplejszego jak będziesz do mnie przychodzić idiotko - wyszeptał próbując udawać obojętnego, jednak tym razem, jak już dawno mu się nie zdarzyło nie zapanował nad głosem i nie ukrył w oczach zdenerwowania i współczucia.
     - Właśnie! Eliksir, zapomniałam panu przynieś eliksir - dosłownie "palnęła" się w łeb.
     - Nic nie szkodzi.  Jeden dzień bez niego przeżyję. A poza tym i tak już kończę z zarzywaniem go - odparł usadawiając się z powrotem w fotelu. - Granger, co tak właściwie robił tu Weasley? Przecież od tak nie mógłby wejść za bramy Hogwartu.
     - Profesor McGonagall dzisiaj zezwoliła mu na odwiedziny - odparła jakby z niechcenia, bo tym samym potwierdzała teorię Snapea.
     - Z jakiej to okazji?
     - No bo dzisiaj obchodzę dwudzieste urodziny - zdanie wpowiedziała cichutko.
     - Fatalnie - burknął znów głośno myśląc.
     - Czemu? - Zauważył, że powoli powraca Panna-Wiem-To-Wszystko. Granger ściągnęła brwi i zacisnęła usta.
     - Urodziny w towarzystwie kogoś, kto cię nie szanuje i dobrze wiesz, że nie kocha. Ja bym takich nie chciał. - Już miała mu odpowiedzieć, jednak szybko stopniał jej zapał do bronienia i kłamania. Spuściła wzrok, a Severus zauważył jak okropnie się z tym wszystkim czuje.
     Nie zasłużyła na to.
     - Dwadzieścia powiadasz? - odparł, a ona jedynie kiwnęła głową. - To nie złamę żadnego prawa, a stara prukwa przymknie oko na ten wybryk. - Widział jej zdezorientowanie. Nie pohamował się z podstępnym uśmieszkiem. - Accio Ognista - rzucił machając różdzką w kierunku barku. Przywołał jeszcze dwie szklanki. Polał kulturalnie po maleńkiej ilości Whisky.
     - Zmieszać ci z colą? - zapytał, a ona zrobiła jeszcze większe oczy.
     - Przecież to mugolski...
     - A to znaczy, że nie mogę go znać?
     - Nie wiedziałam, że wie pan coś o mugolach.
     - Granger, nawet nie jesteś świadoma jak mało o mnie wiesz. To jak, cola? - przekręciła głowę.
     A więc pije na czysto. Ciekawe czy mi dorówna - nasunęł mu się na myśl.
     - Granger, najlepszego - rzucił podnosząc szklaneczkę do góry i upijając sporawy łyk. Spojrzał na szklankę Granger. Również była upita prawie identycznie.
     - Wybacz, ale nie mam dla ciebie prezentu - odparł teatralnie podnosząc ręce w geście bezradności. W tedy pierwszy raz zobaczył jej delikatny, ale szczery uśmiech. Więcej! Roześmiała się. Prawdziwie, sympatycznie. Nawet gdy rozmawiała z Ginny nie była taka... Prawdziwie wesoła.
     - Nic nie szkodzi. Przynajmniej... - Widział jak zastanawia się nad prawidłowością dalszych słów, więc cierpliwie czekał. - Przynajmniej spędzam ten wieczór z kimś, kto chociaż trochę okazał mi dzisiaj szacunku.
     Nie przypuszczał, że będzie dane mu przerzyć coś takiego. Znał uczucie satysfakcji, jednak nie z takiego powodu. Nie wiedział co to znaczy, a dzisiaj, po trzydziestu dziewięciu latach jego życia Granger pokazała mu co to znaczy wdzięczność drugiego człowieka. Uśmiechała się do niego, patrzyła prosto w oczy swoimi czekoladowymi, w których widział ciepło, widział wdzięczność.
     Co ma teraz zrobić? Jak zareagować? Skłamać i powiedzieć, że jedynie spłaca swój dług? Ale nie chciał by to uczucie zniknęło, nie chciał jej sprawiać więcej przykrości i nie z jego powodu.
     Chyba zauważyła jego wojne, a przynajmniej zdawała się zauważyć, gdyż odezwała się chcąc ułatwić mu podjęcie decyzji:
     - Mimo, że pewnie robi pan to z litości albo po prostu w taki sposób chce podziękować za pomoc to jednak cieszę się, że jest jak jest dzisiaj i w tej chwili.
     - Granger... Nie lituję się nad tobą ani też nie dziękuję ci - warknął po czym wytłumaczył łagodnie: - Szanuje każdego człowieka dopóki on sam bezwzględnie nie przestanie szanować innych - zrobił krótką pauzę. - I dopóki nie podnosi ręki na kobietę i dzieci. - Czuł jak wracają wspomnienia i czuł jak Granger świdruje go swoim wzrokiem Panny-Wiem-To-Wszystko chcąc poznać te wspomnienia.
     - A mimo to wciąż jest pan taki oziębły? - czuł się ugodzony, ale wiedział, że dziewczyna ma racje.
     - Taka moja natura. Nie otwieram się na każdego. - Wzruszył ramionami wypijając resztę szklaneczki Ognistej.
     - Mam się czuć wyróżniona? - Zaczerwieniła się, ale nie zawahała się zapytać.
     - Możesz, jeśli sprawi ci to przyjemność. - Znów zapanowała między nimi cisza. - Powiesz mi w końcu czemu nadal jesteś z Weasleyem? - palnął nim zdążył się zastanowić.
     - Wie pan... To niestosowne by uczennica tak długo siedziała u profesora. Powinnam już iść, dobranoc profesorze. I dziękuję za płaszcz, następnym razem będę pamiętać by wziąć coś ciepłego. - Położyła płaszcz na oparcie fotela i ruszyła w stronę wyjścia. Patrzył jak odchodzi, chociaż była to tylko chwila dla niego zdawała się jakby wiecznością. Poczuł, jak z każdym jej krokiem oddech przyśpiesza jakby łaknął szybko niknącego tlenu. Miał wrażenie, że gdy... Hermiona wyjdzie to on nie będzie miał już czym oddychać. Ale nie mógł zatrzymać powietrza, które Bóg stworzył by miliony ludzi mogło żyć, a nie tylko jeden.
     Wyszła.
     Zostawiła go samego z całą butelką whisky i rozmyślaniem nad tym co się właśnie stało. A co się stało? Czyżby po wielu latach znów zaczęła mu doskwierać samotność? Być może...
     Oh, ty stary kretynie! Zaraz będziesz miał czterdziestkę, a ona dopiero skończył dwadzieścia! Jest za młoda, by dotrzymywać...
     - Właśnie, urodziny. - Zignorował głos besztający go w jego własnym wnętrzu i podszedł do biblioteczki. Przesortował wzrokiem tytuły książek i stwierdził, że większość z nich Granger już zna na pamięć, a druga połowa by się jej nie spodobała.
     Chociaż... Jest jedna...
     - Co ty opowiadasz moja droga?! Trudo uwierzyć - lekko podniosła ton nauczycielka i zarazem przyjaciółka Hermiony, Minerva McGonagall.
     - Co ja mam o tym wszystkim myśleć, pani profesor? Czemu nagle taki stał się miły i troskliwy? Przecież to do niego niepodobne! - skomentowała uczennica siedząca w gabinecie dyrektora przebrana w zwyczajny sweter i dzinsy.
     - A ja bym się spytała co sprawiło, że jego maska zaczyna się kruszyć. Kochanie, Severus nigdy od tak nie okazywał swoich uczuć. Jeśli się o kogoś martwił robił to z daleka, ale za to zrobi wszystko dla ważnych mu osób. Natomiast miał i z resztą ma trójkę najbliższych mu osób, dla których zachowuje się trochę inaczej niż do uczniów.
     - Kogo takiego? - Granger przerwała swojej opiekunce.
     - Nie przerywaj - zdegustowana łypnęła na nią wzrokiem. - Ja i Lucjusz w najgorszych chwilach pomagaliśmy Severusowi. Potem, gdy Draco dorósł Severus mógł liczyć na młodego Malfoya. Ale nie sądziłam, że zacznie przełamywać się w stosunku do kolejnej Gryfonki... - Zapanowała między nimi cisza, w której czuć było nutkę tajemniczości i niewiedzy. - Hermiono... Proszę, zastanów się czego chcesz od Severusa
     - Przepraszam, ale nie rozumiem
     - Zastanów się, czy chcesz go wyleczyć i zając się własnym życiem, czy może stać przy swoim nauczycielu eliksirów tak jak ja i Malfoy.

niedziela, 31 lipca 2016

Rozdział III cz. 2

     - Takie masz zdanie o mnie i Slughornie? - Łypnął na nią kpiąco.
     - N... No i co z tego? - odburknęła odwracają wzrok i rumieniąc się. Miał ochotę się roześmiać, jednak jedynie blado się uśmiechnął.
     - Granger... Nie powiedziałaś mi jeszcze jednego... Czemu tak NAPRAWDĘ mnie ratowałaś? Nikt tak naprawdę po śmierci Dumbledora nie wiedział po której stronie jestem. Wię co cię pchnęło do takiego czynu? - Przez moment po jego pytaniu lustrował gryfonkę chcąc odczytać jak najwięcej, ale nie dużo mu było trzeba by zauważyć, że dziewczyna waży każde słowo, układa wypowiedz w swojej głowie, albo w swoim gnieździe. Jak dla niego to bez różnicy.
     - Cóż... Gdy profesor Dumbledore umarł... I Harry zaczął nam wszystko tłumaczyć, to coś mi się w tym wszystkim nie zgadzało. Przez te wszystkie lata Harry i Ron podejrzewali pana o różne rzeczy, po czym wyciekało, że jest wręcz przeciwnie. Trudno mi było uwierzyć, że to co pan zrobił... Że go pan zabił... - Zrobiła chwilę przerwy, by obmyśleć kolejne słowa. - Czułam, że musiał mieć pan dobry powód do tego, by zabić dyrektora.
     - To dlatego mnie uratowałaś? Bo... Czułaś, że walczę wciąż za was? - nie dowierzał jej słową, ale na wielu płaszczyznach. Nie dowierzał, że się od niego nie odwróciła, że przemyślała wszystko, ale nie wierzył też, że mogła przez zwykłe "czuje" zaryzykować.
     - Nie daje mi pan dokończyć. - Spojrzała na niego z dezaprobatą, aż parsknął śmiechem.
     - A więc słucham, panno Granger
     - Wracając, czułam podskórnie, że to nie tak jak przestawia nam Harry, że czegoś nie wiemy, a osądzamy. Postanowiłam więc trochę popytać nabliższe panu osoby. Od dłuższego czasu miałam już dobry kontakt z profesor McGonagall więc wiedziałam, że byliście znajomymi, bardzo dobrymi. Zapytałam się jej o te podejrzenia. Powiedziała mi, że chodź nie ma z panem kontaktu teraz, to wciąż ufa pany bezgraniczie. Wytłumaczyła mi, że po tym jak raz nas pan zdradzi, to więcej tego nie zrobi. Nie dużo mi to dało, wię udałam się dalej. Posłuchałam jeszcze raz opowieści Harrego dopytując przy okazji o takie najdrobniejsze szczegóły. Dzięki temu dowiedziałam się, że profesor Dumbledore przed śmiercią wypowiedział dwa słowa...
     - "Severusie proszę..." - zacytował cicho, do siebie Snape przypominając sobie scenę okrutną scenę.
     - Dokładnie. Harry twierdził, chociaż nieprzekonany, że to były słowa niedowierzania albo błagania. Ale mi się zdaje, że to było zaplanlwane. Profesor Dumbledore zawsze był w stanie przewidzieć najbliższe pare dni, bo w końcu był bardzo dobrym obserwatorę. Biorąc pod uwagę fakt, że pan był jego prawą ręką fakty łączyły się w całoś. Śmierć dyrektora z pańskiej ręki była zaplanowana i miała swój powód by chronić Hogwart. Potem po prostu postanowiłam zaryzykować i panu pomóc. Kiedyś trzeba się za wszystko odwdzięczyć w końcu. - Ostatnie zdanie pośpiesznie wypowiedziała, jakby nie chciała pokazać swojej wdzięczności. - Gdy ujrzeliśmy pana wspomnienia moja teoria się potwierdziła. W tedy tylko Ron miał wątpliwości co do pomocy panu.
     Gdy skończyła czekała na reakcje Severusa, jednal on nie był teraz w stanie od razu jej odpowiedzieć. Musiał sobie wszystko przemyśleć. Był pod wrażeniem jej umiejętności analitycznych. Jednak bardzo dużo ryzykowała wierząc w swoją suchą teorię. Przecież zaraz po wybudzeniu mógł ich wszystkich pozabijać, gdyby prawdą było, że jest po stronie Czarnego Pana.
     - Profesorze, wróci pan ze mną do Nory? - najwidoczniej zniecierpliwił się czekaniem na jego odpowiedź, więc zmieniła temat
     - Nie. - Uciął krótko nie mając ochoty na powród do Weasleyów i dalszego wysłuchowania oskarżeń. Zastanawiał się czemu musiało się ułożyć akurat tak, że tylko kanapa u Granger była wolna. Ginny spała z matką, Artur z Percym, a Ronald z bliźniakiem.
     - Nalegam by pan wrócił! Musi pan zarzy...
     - Granger, nie i koniec. A teraz do widzenia - syknął, a ona nzburmuszona wyszła zostawiając profesora z milionem myśli krążączych, o Merlinie, wokół wścibskiej Gryfonki.
     - Co teraz chcesz ode mnie, Boże?

     Minęły dwa tygodnie odkąd Severus wysłuchał długiej opowieści Granger. Miał nadzieję przez ten czas jej nie ujrzeć, więc był niewiarygodnie poirytowany gdy zobaczył następnego i kolejnego i jeszcze jednego dnia cholerną szope w swoim gabinecie. Przychodziła do niego z eliksirem. Dogryzał jej ile tylko zdołał, jednak ona i tak nie odchodziła pomimo irytacji jaką miała wymalowaną na twarzy. W pewnym momencie po prostu przestał na to zwracać uwagę.
     W końcu Hogwart wyglądał jak Szkoła Magii i Czarodziejstwa. Jedynie w mniej istotnym miejscach był wciąż zniszczony, jednak Minerva ułożyła plan lekcyjny tak, by nie przeszkadzał on w budowie.
     Nadszedł pierwszy wsześnia, dzień w krórym wszystko miało się zacząć od nowa, życie miało wrócić do normalności. Severus miał nadzieję poczuć tą normalność. Trudno mu się było przyznać, że dla niego tą normalnością mają być uczniowie, których będzie mógł dręczyć przez najbliższy rok.
     Wieczór nadszedł bardzo szybko. Wielka Sala powoli zaczęła się zapełniać. Mistrz Eliksirów zasiadł koło Minervy, gdyż ta go o to poprosiła. Rozejrzał się po uczniach i wyłapywał tych uczniów, którzy powrócili do Hogwartu na dalszą naukę pomimo możliwości zrezygnowania z egzaminów końcowych i zdobycia świetnej pracy. Wpierw zauważył Granger. Śmiała się z panną Weasley. Odwróciła się do stołu nauczycielskiego i spojrzała mu prosto w oczy tak jakby czuła, że się jej przypatruje.
     Nie przyglądał jej się długo. Ponownie zaczął lustrować stoły. Zauważył z Gryfindoru jeszcze Nevila, z Krukonów Lune, a z Puchonów i Ślizgonów nikogo. Jednak do sali weszła jeszcze jedna osoba, której nie spodziewał się zobaczyć.
     Draco Malfoy spojrzał na swojego wuja zdziwiony, ale jakby zadowolony. Severus skrzywił się, chodź w sercu był zdumiony, że Lucjusz pozwolił mu dokończyć naukę.
     Gdy sala się zapełniła Minerva schyliła się w stronę Severusa.
     - Mógłbyś dzisiaj TY zająć się pierwszoroczniakami?
     - Co? Kobieto, przecież vicedyrektor... - Chciał się zbuntować, jednak mu przerwała.
     - Proszę, zrób to dla mnie. - Powachlowała swoimi rzadkimi rzęsami.
     - Mogłaś chociaż wcześniej mnie o tym poinformować - burknął pod nosem wstając z krzesła.
     - Dziękuję! - posłała za nim chichocząc.
     Prześlizgnął się przez Wielką Salę, by znaleźć się natychmiast przy pierwszorocznych rozmawiających między sobą o różnych bzdurach. Gdy chrząknął wszyscy zwrócili się w jego kierunku naychmiast cichnąc.
     - Witam was w szkole Magii i Czarodziejstwa, gdzie za chwile dołączycie do reszty uczniów w Wielkiej Sali. Jednak za nim to się stanie dołączycie do któregoś Z domów. Zwą się one...
     Wytłumaczył wszystko nowym uczniom po czym wprowadził ich do Wielkiej Sali. Przechodząc przez środek zauważył zdziwione miny starszaków, które go poirytowały, jednak natychmiast się uspokoił i rozpoczął ceremonie przydziału. Skończyła się ona nadzwyczaj szybko, gdyż uczniów była zaledwie garstka. Następnie Minerva by rozpocząć ogłoszenia parafialne.
     - Rozpoczynamy nowu rok w Hogwarcie, który mam nadzieję będzie owocnym rokiem. Jednak wszyscy wiemy, jakie ciężkie przeszliśmy ostatnio chwile. Wojna dla każdego była ciężka. Jednak widząc wasze radosne twarze i słysząc wasz śmiech jestem spokojna, że niedawne wydarzenia nie zamącą waszych serc i umysłów.
     Minerva przemawiała dłuższą chwilę. Wspomniała o poległych, o miejscach, w których panował jeszcze remont i były one zakazane, przedstawiła również nowych nauczycieli. Gdy Severus myślał, że kończy swoją przemowę kobieta odezwała się ponownie wprawiając Mistrza Eliksirów w osłupienie:
     - Na koniec chciałabym przedstawić wam nowego vicedyrektora, Severusa Snape!
***           ***           ***
     Hej hej hej!
     Nigdy nie pisze posłowia czy tego typu rzeczy, ale uznałam, że czas by jednak takowe napisać.
     Dostałam ostatnio pare bardzo miłych komentarzy. Były w nich zawarte pochwały jak i spostrzeżone błędy, za które serdecznie dziękuję.
     Najbardziej dziękuję Pełni Księżyca oraz jej dedykuje ten rozdział, gdyż bez niej dalej bym nie wyjaśniła paru spraw w opowiadaniu, a potem byłoby najzwyczajniej za późno. Dziękuję za spostrzegawczość ;)
Pozdrawiam
B.

wtorek, 26 lipca 2016

Rozdział III cz. 1

     Nie długo borykał się z pieczącymi plecami. Maść, którą dwa razy dziennie smarowała go Granger szybko uporała się z bólem, ale ślad pozostał i jak zwiastowała gryfonka nie zniknie. Dla niego była to tylko jedna więcej blizna do kolekcji.
     Nocował u swojej byłej uczennicy, gdyż salon Weasleyów był w "lekkiej" rozsypce. Trochę brzydził się tym faktem, ale z czasem oswoił się do tego. Zauważył, że Granger coraz częściej chodzi przy nim bez koszulki, a jemu coraz mniej to przeszkadza. Mało tego, zaczyna mu się to podobać. Nie mógł zaprzeczyć, że dziewczyna była bardzo ładna. Zgrabna, z dużymi piersiami. Jednak i ona nie wyszła z wojny bez blizn. Najbardziej niepodobała mu się blizna na jednej z rąk, która obwieszczała całemu światu, że Granger jest... Nie, nie jest w stanie nawet w swojej głowie wymówić tej nazwy. Nienawidził, jak ktoś nazywał czarodzieji z niemagicznych rodzin w ten sposób.
     Gdy ostatnim razem tak rozmyślał wchodził właśnie do Nory, by zjeść coś na śniadanie. Postawił jedynie krok w budynku, a usłyszał głosy z kuchni należące do Rona i Molly Weasley.
     - Ale mamo! Mi nie pozwalasz spać u Mionki, a temu staremu nietoperzowi tak? A co, jeśli coś zrobi Mionce?! - Zdanie wypowiedziane przez Ronalda zabolało Severusa, jak żadne od zakończenia Hogwartu.
     - Ronald! Co ty wygadujesz!? Wy jesteście młodzi, nie wiadomo co wam do głowy przyjdzie! A profesor Snape to dojrzały i rozsądny człowiek! A co ważniejsze, nie zrobiłby nic tak okropnego, jak to, co siedzi w twojej głowie dziecku! W życiu! - protestowała wściekła, zapewne do czerwoności, Molly. Severus zaczął się zastanawiać, czy Granger to na pewno takie dziecko o jakim mówi Molly.
     - Mamo, ale to jest były śmierciorzerca! Dobrze wiem, co tacy jak on, a już dopiero tak postawieni wysoko u Sama Wiesz Kogo robili.
     - To nic nie zmienia!
     - Nie? A ilu znasz śmierciorzerców, którzy przestali nimi być na dobre. Przecież śmierciorzercą jest się do końca życia. - Tym razem Ron był spokojny. Severusowi śmiać się chciało, gdy usłyszał jego argumenty, ale bardzo zabolała go reakcja Molly.
     - No... Severusa... - Jej głos był niepewny.
     - A no właśnie.
     Uwierzyła mu... Naprawdę uwierzyła Ronowi. W takim razie zaczyna brakować w Norze miejsca dla Postrachu Hogwartu.
     Chodź zachowanie Molly było przykre, to tak naprawdę Severus już się do tego przyzwyczaił. Zawsze traktowano go z największą ostrożnością. Czuł się jak lis, którego wszyscy omijają, bo boją się, że urzyje jakiegoś podstępu. Dla niego to nie było nic nowego. Ale nie chciał sprawiać, by ta rodzina dłużej się go obawiała. Zamiast wejść do środka Nory wrócił do przybudówki, w której buszowała półnaga Granger i nałożył na siebie swój płaszcz.
     - Gdzie się pan wybiera? Przecież jeszcze pan nie jest w pełni sił do dalszej podróży - zagadała ciekawska gryfonka.
     - Zimno jest na dworze - odburknął nie mając ochoty jej się tłumaczyć.
     Wyszedł z chatki i przeszedł na przód Nory, po czym skupił się tyle ile zdołał, a następnie aportował.
     Chciałby powiedzieć, że momentalnie stanął przed murami Hogwartu, ale dwie rzeczy by się nie zgadzały. Budynek, przed który się aportował nie przypominał jeszcze Hogwartu, a ruiny. I nie stanął, a wywrócił się i poturlał po spalonych błoniach. Nie mógł uwierzyć w to, jak osłabiony był przez jad Nagini. Zaczęła go rwać szyja, jednak wstał z ziemi i otrzepał się. Nie zamierzał dłużej być utrapieniem dla nikogo.
     Przeszedł przez błonia i wszedł do ruin. Obejrzał Wielką Salę, która wyglądała prawie tak samo... Nie licząc tych wszystkich łóżek pełnych rannych osób. Zauważył krążącą Poppy i opatryjącą poszczególnych pacjentów. Nie zamierzał jej przeszkadzać, więc od razu skierował się do swoich lochów. Zszedł po schodach i przywitał się z zimnym pomieszczeniem. Jego komnaty był prawie nietknięte. Jedynie fiolki czy lampy pospadały i porozbijały się, lecz poza tym pomieszczenie wyglądało identycznie jak je zostawił.
     Machnął różdżką, by posprzątać bałagan i znów poczuł pieczenie, ale tym razem w okolicach płuc.
     - Cholerna Nagini... - warknął i doszedł do wniosku, że potrzebuje jeszcze trochę eliksiru. Przejrzał całą swoją biblioteczkę i wyciągnął jedynie pięć książek, w których mógłby znajdować się eliksir Czeluści. Siadł w swoim ukochanym, zielonym fotelu i rozpoczął czytanie.
     Czytał przez pół nocy, jednak nie znalazł przepisu w żadnej z pięciu ksiąg. Postanowił więc wyspać się, a następnego dnia zajrzeć do Minervy, która zapewne siedzi w gabinecie dyrektora. Musi się z nią rozmówić co do nauczania w nadchodzącym roku szkolnym.
     Następnego dnia postąpił tak, jak zaplanował. Zaraz po tym jak wstał, okąpał się i zjadł podane przez skrzaty ( nieliczną ich ilość) śniadanie ubrał się i poszedł do dyrektora. Zdziwił się, gdy zobaczył nienaruszony posąg, ale po chwili zauważył, że się pomylił. Posąg był posklejany zaklęciem. Nie znał hasła, więc wysłał patronusa do Minervy, po czym posąg natychmiast zamienił się w schody, po których wszedł na szczyt. Bez pukania wszedł spokojnie do pomieszczenia, w którym czekała zadowolona dyrektor.
     - Severusie! Jak dobrze cię widzieć! Jak się czujesz? - Przywitała swojego przyjaciela promiennym uśmiechem.
     - Czy ja ci wyglądam na bachora, który myśli, że umiera bo mu się zabawka zepsuła? - odparł kąśliwie, na co szanowna pani dyrektor roześmiała się.
     - Widzę, że wróciłeś do siebie. Jak to dobrze.
     - Tak tak, świetnie. Ja jednak przychodzę do ciebie w innej sprawie. Słyszałem, że chcesz już wznowić Hogwart.
     - Dokładnie, a ty zapewne chcesz powrócić do nauczania?
     - Zgadza się
     - Jesteś pewny, że będziedz w stanie?
     - Za kogo ty mnie masz? Oczywiście, że dam radę! - Znów chciał udowodnić, że jego nie można lekceważyć.
     - No dobrze, skoro tak uważasz - odparła jednocześnie wzdychając. - W takim razie staw się u mnie za jakiś tydzień, to podam ci plan i zakres wiadomości na następny rok.
     Severus jedynie pokiwał głową i natychmist wyszedł z gabinetu. Uznał, że dobrze będzie obejrzeć prace prowadzone nad odbudową Hogwartu, więc zaczął obchód szkoły.  Wpierw zwiedził wszystkie sale, gdzie w większości kończono już prace remontowe. Potem zajrzał do komnat nauczycielskich. Około połoeybrobut było skończone. Jednak najgorzej wyglądały korytarze i wieże. Wieży Gryfindoru praktycznie nie było podobnie jak wieży astronomicznej. Snape zastanawiał się jakim cudem Minerva chce to wszystko naprawić w dwa tygodnie.
     Spojrzał na pracujących przy odbudowie wieży ludzi. Było ich tylko pięciu. Postanowił z jednym z nich, pracującym najbliżej porozmawiać. Podszedł do niego i chrząknął.
     - Przepraszam, czy to jest cała ekipa remontowa? - spytał, na co mężczyzna popatrzył na niego zdziwiony.
     - Zgadza się, a kim pan jest? - odpowiedział mu przerywając swoją pracę.
     - Severus Snape, nauczyciel w tej szkole. Nie zamierzają państwo zatrudnić więcej ludzi?
     - P-profesor Snape? Ale przecież... - Czarodziej cofnął się do tyłu ukazując swój strach.
     - Żyję i nie, nie jestem waszym wrogiem - warknął odruchowo poirytowany. - Pomogę wam. Nie uśmiecha mi się pracować, gdy wieża jest w rozsypce - odparł po czym wyjął różdżkę, zamachnął się i podniósł kamień leżący przy pracowniku. Był on ogromny więc wymagał ogromnego wysiłku. Zdenerwował sie gdy znów odczuł dwukrotnie większy ból niż zazwyczaj przy przenoszeniu ciężkich rzeczy. Ze zdenerwowania łupnął kamieniem mocniej niż zamierzał. Na szczęście nic przy tym nie zniszczył. Natychmiast wyczarował zaprawę i skleił kamień z resztą wieży. Robotnik jedynie pokiwał niepewnie głową po czym wrócił do swojej roboty.
     Wieczorem po paru godzinach denwrwującej "współpracy" z robotnikami nareszcie mógł odpocząć w swoich ukochanych lochach. Przynajmniej tak mu się zdawała do czasu, gdy po kąpieli spokojnie usiadł sobie w fotelu z zamiarem poczytania jednej z ksiąg. Nie usłyszał pukania ano też wybuchu w kominku. Zamiast tego ujrzał burze włsów siedzącą na JEGO krześ przy JEGO biurku z kwaśną miną, której sam by nie pożałował.
     - Co pan sobie wyobraża?! Mówiłam, że nie może pan jeszcze przestać zarzywać leku i podróżować na dalekie podróże, a dalekie podróże oznaczają aportowanie! A pan jakby nigdy nic mnie okłamał! - Granger nie posiadał jedynie burzy włosów, ale i burze nerwów.
    - Granger, nie tym tonem - odparł zimno, ale stanowczo.
    - Czy pan do reszty zdurniał? Tak bardzo chce pan...
    - Granger, do jasnej cholery, jestem dorosłym chłopczykiem i potrafię o siebie zadbać! Jakaś smarkula nie będzie mi rozkazywać, a w szególności nie ty! I co ty robisz w moich komnatach!? Jak tu weszłaś? - wybuchnął niekontrolowanie, jednak w połowie się opamiętał.
    - Ta smarkula się o pana martwi i wie, że pana " potrafi o siebie dbać" już nie raz doprowadziłoby do pana śmierci. I właśnie taka smarkula jak jak ja była w stanie złamać pańskie zaklęcia ochronne. - Przy swoim wywodzie założyła ręce na piersiach.
     - C...co... - Przech chwile był oszołomiony, że Granger była w stanie złamać jego zaklęcia. - W każdym razie, wy gryfoni i wasza cholerna dobroć...
     - Wy ślizgoni i wasza cholerna skrytość. Nie może pan pozwolić sobie pomóc?
     - Granger, stałaś się jeszcze bardziej pyskata niż byłaś. Trochę więcej szacunku dla starszych
     - A może by tak pan sam w końcu okazał trochę szacunku?
     - Mam cię już po prostu dość...
     - Bo natknął się pan na kogoś kto jest w stanie pana pokonać w przepychance słownej?
     Zapanowała między nimi cisza, ale Severus miał wrażenie, że przy ostatniej wypowiedzi dziewczyna spojrzała na niego figlarnie i wyzywająco. Postanowił to kontynuować, skoro rzeczywiście jest taka trudna do pokonania w sposób w miarę przyzwoity.
     - Dobra... To powiedz mi, Granger, dlaczego aż tak chcesz mi pomóc? Co ci to da? - Tym razem to on spojrzał się identycznie, jak ona przed chwilą.
     - Satysfakcje, że mogłam komuś pomóc. - Widział jej skołowanie jego zachowaniem.
     - Nawet z pomocy komuś tak okropnemu jak ja?
     - Nie jest pan okropny...
     - Jak to nie? Przez tyle lat dręczyłem ciebie i resztę Złotej Trójcy, utrudniałem wam życie, a gdy pojawił się Slughorn to odetchnęliście z ulgą. - Był świadom faktu, że odrobinę jej się otwiera, ale przy tym robił minę podstępnego szczura, za którego z resztą wszyscy go mieli.
     - Wypraszam sobie! Profesor Slughorn w przeciwieństwie do pana z pewnością nie potrafił nic nauczyć!

wtorek, 12 lipca 2016

Rozdział II cz. 2

     - Plecy? - skomentowała Granger widząc skrzywioną twarz swojego profesora.
     - Nic mi nie jest Granger. Wytłumacz mi lepiej...
     - Ale...
     - Granger! Nie znaczy nie! - po jego wybuchowej reakcji zamknęła buzie. - Lucjusz wytłumaczysz mi co się stało z tamtą piątką?
     - Zniknęli. Aportowali się - odpowiedział.
     - Tylko zastanawia mnie jak... Musiałam niedopracować eliksir skoro im się to udało... - Granger rozmyślała na głos.
     - Wybaczcie nam, ale musimy już iść. Artur chciał jeszcze porozmawiać - wtrącił Lucjusz.
     - A na ciebie chyba Potter czeka - dodał młody Malfoy spoglądając na Ginny. Ta jedynie skinęła głową i cała trójka opuściła pomieszczenie.
     - A teraz niech pan rozbierze się do pasa - usłyszał udawany pewny głos gryfonki aż spojrzał na nią zdziwiony. Była obrucona do niego profilem, ale zdołał ujrzeć rumieniec zawstydzenia na jej twarzy. Postanowił to skomentować:
     - Czyżbyś zamierzała mi się odpłacić za, jak się nie mylę, wczorajszą wpadkę? - zapytał z cwanym uśmieszkiem.
     - Cicho już siedź - usłyszał jak mruknęła do siebie. Nie zamierzał jej tego komentować. - Po prostu niech pan to zrobi. - Prychnął pod nosem, ale wykonał polecenie. Zdjał koszulę, a ona, wciąż zarumieniona podeszła do niego z jakimś pudełkiem i stanęła za nim. Słyszał, jak otwiera pudełko i poczuł nagły przypływ mrozu. Zaczęła go smarować jakimś kremem, prawdopodobnie na oparzenie jakie miał na plecach. Po chwili przymknął oczy czujac kojący chłód. Musiał przyznać, że dziewczyna ma wyczucie lekarstw.
     - Boli? - spytała nagle otrzepując go z transu.
     - Nie. Jak długa jest ta szrama?
     - Od barków aż do... - Dokończyła przejeżdzając palcem po ranie i kończąc prawie na jego tyłku. Podniósł niepewnie brew i spojrzał pytająco na Granger. Ta zaczerwieniła się jeszcze bardziej i zabrała palec.
     - Mocny masz ten eliksir. - O mało co nie zachichotał na widok czerwonej twarzy dziewczyny i wymijającego wzroku. - A tak w ogóle... To co to za eliksir? Jeszcze takiego efektu nie znałem.
     Gryfonka zakręciła maść i odłożyła ją na półkę z innymi eliksirami, której Severus wcześniej nie widział. W między czasie Snape zapiął swoją czarną koszulę, ale nie dopinając dwóch ostatnich guzików. Granger chwyciła inną fiolkę i podeszła do swojego profesora.
     - Mój własny wynalazek. Tylko nie wiem jak go nazwać...
     - Twój... Własny wynalazek? - Tym razem nie wytrzymał i roześmiał się jak nigdy przy uczniach teraźniejszych czy dawnych.
     - Co jest w tym takiego śmiesznego? - spytała lekko oburzona Hermiona starając się ukryć swoje zdumienie śmiechem profesora Snape.
     - Granger... Jesteś beznadziejna w ukrywaniu emocji. Tak, ja też potrafię się śmiać - odparł nadal wesoły, jednak momentalnie spoważniał. - A spróbuj komukowielk o tym powiedzieć.
     - J...jasne - odparła przestraszona.
     - Dobra, a teraz pokaż przepis tego wynalazku - rozkazał, a ona posłusznie przyniosła mu kartkę, którą w mgnieniu oka przeczytał. - Chciałaś, by ta klatka zabraniała aportowaniu?
     - Zgadza się. Myślałam, że skóra megalona będzie w stanie temu podołać, ale wychodzi na to...
     - I nie pomysliłaś się. Tylko po pierwsze dałaś o jedną dawkę za mało, a po drugie zamiast wrzucać całe kawałki, to je pokrusz. Lepiej się przyjmą - główkował, aż zdał sobie sprawę, że jest zbyt miły dla tej dziewuchy. Z drugiej strony... Już drugi raz mu pomogła. Był jej to winien.
     - Spróbuj uważyć jeszcze raz...
     - Ale nie mam już skróry megalona.
     - A Malfoy nie jest w stanie Ci jej załatwić?
     - Teraz, gdy nam pomógł pewnie nie będzie miał tak łatwo.
     - No to trudno. Popraw przepis, a gdy będzie taka możliwość uważysz go na nowo... Pod moim okiem, bo znów coś zniszczysz.
     - Dziękuję... Profesorze Snape. - Spuściła oczy i znów dostała wypieków.
     - Nic dla Ciebie nie robię głupia dziewucho. Eliksir może się przydać w łapaniu resztek śmierciorzerców i to tyle - warknął, ale wiedział że to kłamstwo. Nie przyzna jej tego przecież, za bardzo miły już był dla niej.
     - Ale i tak dziękuję. - Tym razem uśmiechnęła się do niego i zazwyczaj obrzydziłoby go to, ale tym razem nie poczuł wstrętu. Raczej... Zażenowanie. Nikt oprócz Minervy i Albusa się do niego nie uśmiechał. Nie był więc do tego przyzwyczajony.
     - Co się szczerzysz? Idź lepiej do Weasleya bo mu żyłka zaraz pęknie, że ze mną tu siedzisz, a nie z nim. - Mina od razu jej zrzedła, ale nie powiedziała ani słowa tylko wyszła pozostawiając go samego z jego myślami.
***            ***            ***
I kolejny rozdzialik w pełni się pojawił :D Mam małą nadzieję, że się podoba :d
Dziękuję
B.

niedziela, 10 lipca 2016

Rozdział II cz. 1

    Minęło już parę dobrych dni odkąd Severus znalazł się pod opieką Weasleyów oraz panny Granger. Przyłapywał się na tym, że specjalnie sam chodził po eliksir do jej pokoiku, by podpatrzeć jakie dziewczyna ma składniki i książki. Zauważył też, że w kociołku obok, na tym samym stole "pichci" jakiś inny eliksi, ale jakoś nie miał ochoty pytać dziewczyny czym on jest.
     W sobotę Severus znowu poszedł do "chatki" Granger i wparował bez pukania. Stanął w progu oniemiały widokiem. Panna-Wiem-To-Wszystko stała nad kociołkiem w czerwonych, dresowych spodniach i samym biustonoszu wesoło podśpiewując sobie. Nie zwróciła uwagi na swojego profesora, tylko dalej robiła eliksir. Severus nie wiedział co ma teraz zrobić, jednak postanowił dostarczyć jej odrobiny wstydu. Chrząknął więc zamykając za sobą drzwi, a dziewczyna odskoczyła przestraszona.
     - Rozumiem panno Granger, że mamy lato i skwar naprawde doskwiera, jednak może trochę więcej przyzwoitości - odparł zawstydzając ją jeszcze bardziej. Ona już wyciągała różdżke, by się ubrać, gdy nagle jej wyraz twarzy zmienił się w chytry uśmieszek.
     - Może i ma pan racje, jednak właśnie jestem w moim pokoju i mam prawo chodzić ubrana tak jak chce, a nawet i w ogóle bez ubrań. - Rzuciła w niego wyzywającym spojrzeniem, a po jego myślach zaczęły skakać opinie na temat jej nagłej śmiałości.
     - Mówisz? Z przyjemnością bym to zobaczył - odparł z zamiarem zakończenia rozmowy i wygrania poprzez całkowite zawstydzenie jej. Ale nie wyszło mu, dziewczyna pokazała, że to ona ma zamiar skończyć:
     - Ah tak? Myślałam, że nie lubi pan gryfonek
     - Nienawidzę - rzechnął zanim się zastanowił.
     - A więc bardzo mi miło, że jednak dla mnie robi pan wyjątek. - Zaciągnęła go w kozi róg, aż zazgrzytał zębami. Już miał zaprzeczyć, gdy przyjrzał się jej zgrabnemu, półnagiemu ciału. Nie długo błądził myślami po jej ciele, bo stwierdził, że chodź ładne, to wciąż tej małolaty. Gdy tylko przestał o tym myśleć do głowy wpadła mu riposta, której Granger nie będzie mogła znieść.
     - Nawet jeśli, panno Granger, to wydaje mi się, że masz chłopaka, który nie byłby zadowolony z tej propozycji - odparł a dziewczyna natychmiast nałożyła bluzkę na siebie.
     - Eliksir jest tam gdzie zwykle. Proszę go zabrać i wyjść - burknęła i wróciła do robienia eliksiru. On jak zwykle zabrał fiolkę i wyszedł.
     Gdy wchodził do Nory wypijając Czeluście Piekielne doznał kolejnego szoku. W środku następną niespodzianką była dwójka blondwłosych mężczyzn wlatująca przez frontowe drzwi.
     - Uciekajcie! Natychmiast!
     Lucjusz jedynie zdążył krzyknąć, gdy za nim i jego synem leciały ogromne płomienie ognia. Severus zdążył jedynie złapać za kołniesz młodą Weasley i wybiec na ogród, gdy przez salon przeleciał płomień. Milimetry przed płomieniem wypadli jeszcze Malfoyowie.
     - Co do... - chciał zapytać Severus, jednak wszystko było jasne, gdy zobaczył piątkę śmierciorzerców lądujących przed nimi.
     - Witam,  Malfoyowie, Severusie - usłyszeli głos czarnoksiężnika dawniej służącego Czarzarnemu Panu.
     - Co ty tu robisz Camel? - warknął na niego Severus stając na równe nogi. Spojrzał na Ginny, nie miała większego problemu wstać, jednak natychmiast pobiegła do Malfoyów, którzy leżeli na ziemi ledwo mogąc poruszać głową. Wrócił wzrokiem na śmierciożerce, który na nowo założył na swoją zdeformowaną twarz maskę. Koło niego teraz stały jeszcze cztery inne zamaskowane postacie.
     - Kochani, pokażmy temu zdrajcy jak karzemy konfidentów - krzyknął z radością Camel po czym cała piątka wzbiła się w powietrze i ruszyła na Norę Weasleyów.  Nie zdążyli nic z nią zrobić. Wystarczyło, że ledwo się do niej zbliżyli a nagle poraził ich prąd i upadli na ziemie.
     - Co to, to nie! - Usłyszeli wrzask pewnej dziewczyny z dobudówki koło Nory. Severus spojrzał na Granger i na jej zaciętą twarz. W jednej ręce trzymała różdżkę,  a w drugiej fiolkę z jakimś eliksirem. Podbiegła do Severusa i rzuciła zaklęcie rozbrajające na jednego z przeciwników,  który pozwolił się zaskoczyć.
     - Profesorze, będzie pan w stanie utrzymać całą piątkę w jednym miejscu? - szepnęła do Snape.
     - Niedoceniasz mnie Granger - warknął po czym wyjął różdżkę.
     - No to teraz proszę to zrobić - zdziwił się gdy po jej słowach natychmiast skoczył do walki. Skakał od jednego do drugiego przeciwnika i rzucał zaklęcia odpychające, co sprawiało, że zostawali w kole.
     - Profesorze, proszę wracać! - krzyknęła Granger,  a gdy spojrzał na nią widział przerażenie w jej oczach. Obejrzał się dokoła i sam się przeraził. Dziewczyna narysowała krąg, a w nim umieściła powoli stający w płomieniach eliksir. Spróbował wyjść z kręgu, jednak gdy tylko chciał postawić krok za krąg słupy ognia zmieniły się w łuk i połączyły tworząc klatkę nad śmierciorzercami i w tym nad Severusem. Klatka zaczęła się zaciskać, aż poczuł, że zacyna się smażyć na ramionach. By chronić twarz odwrócił się do klatki plecami. Ból był niemiłosierny, jednak po paru minutach przestał go czuć, przestał czuć cokolwiek, upadł nieprzytomny na ziemię.
     Świadomość wróciła mu z muśnięciem pierwszych promyków słońca. Zanim otworzył oczy przypomniał sobie wszystkie wydarzenia i poirytowany stwierdził, że ostatnimi czasy za często traci przytomność. Otworzył oczy i zauważył, że tym razem nie jesteś w salonie Nory, ale w małej chatce, którą dążył już ponać.
     - Co ja do cholery robię u Granger? - warknął do siebie, jednak nie spodziewał się, że nie jest sam.
     - Sam chciałbym wiedzieć Nietoperzu - odpowiedział mu naburmuszony głos, którego właścicielem była ruda czupryna.
     - Najpierw Granger teraz ty... Kto następny? Potter? - użalal się i w tym momencie zauważył, że drzwi do chatki się otwierają. Weasly nie zwrócił na to uwagi, bo kontynuował:
     - Nalepiej by było, jakbyś już nikogo nie ujżał
     - Ron! Po to się tak staram żeby teraz słyszeć i to od ciebie takie rzeczy? - Panna-Wiem-To-Wszystko wtrąciła swoją opinie.
     - Mionka, no weź. Od samego początku ci mówiłem że to niepotrzebne...
     - Niepotrzebne, to twoje gadanie!
     - Czasami mi się wydaje, że za dużo...
     - Starczy. Czy wam się wydaje, że naprawde mnie obchodzi ta kłótnia? - Severus, chodź rozbawiony sytuacją nie miał zamiaru słuchać, jak ich ochydny związek się rozpada. Tym bardziej nie chciał być tego przyczyną. - Weasly, bądź tak łaskaw i zawołaj mi tu Malfoyów.
     - Nie jestem s... - starał się znów zbuntować.
     - Ron... Nie wywołój kolejnej kłótni - znów Granger wtrąciła swoje trzy grosze.
     Weasly naburmuszony wyszedł z pomieszczenia, a Granger pokiwała głową z dezaprobatą tym samym sprawiając, że Snapeowi nasunęło się pewne pytanie:
     - Granger.. Powiedz mi jedno... Czemu jesteś z tym debilem? - Gdy tylko zadał to pytanie spojrzała się na niego oburzona, jednak nie potrafiła ukryć swojego własnego powątpiewania.
     - Zdaje mi się, że to nie pańska sprawa - odparła podchodząc do biblioteczki.
     Zapanowała cisza. Severus wiedział, że dziewczyna ma racje, więc nie chciał się już odzywać. Słusznie zrobił, bo po chwili w chatce zrobiło się tłoczniej. Malfoyowie wpadli do środka, a zaraz za nimi pannienka Weasley.
     - Zdaje mi się, że ciebie nie zapraszałem Weasley. - Dziewczyna na słowa profesora zaczerwieniła się, a on na nowo poczuł satysfakcje.
     - Owszem, ale ja tak. I o ile się nie mylę, to wciąż jest mój pokój. - Znów usłyszał wścibską gryfonkę.
     - Granger... - już miał jej wypomnieć jej postawe, ale stwierdził, że nie będzie znów wszczynać kłótni.
     - Co jest wójku? - odezwał się Draco podchodząc i siadając na kanapie obok Severusa, który w między czasie zdjął z siebie koc, którym go okryto.
     - Czy któryś z was może mi powiedzieć, co to było? Skąd oni wiedzieli gdzie jesteśmy? I czemu na merlina wiedzieli, że żyje!? - wrzasnął dając do zrozumienia, że to bardzo poważna sprawa.
     - Spokojnie Sev... - tym razem odezwał się starszy Malfoy.
     - Nie... Nazywaj... Mnie... Sev! - tym razem to on poczerwieniał ze złości.
     - No już już, spokojnie. Nie mam bladego pojęcia skąd wiedzieli, że żyjesz, ale przypuszczam, że znaleźli cię z mojej winy. Przyszli do nas, przystawili różdżkę do głowy i zaczęli wypytywać gdzie się podziewasz.
     - To nie twoja wina ojcze... To matka go wydała - dokończył Draco zaciskając pięści. - A potem... Ją zabili.
     Kolejna chwila ciszy. Severus nie wiedział czy ma współczuć, czy się cieszyć, że nareszcie któś pozbył się tej kobiety. Nigdy za nią nie przepadał. Miał duże szczęście, że Lucjusz również nigdy jej nie lubił i był wściekły, że ich rodzice zadecydowali o małżeństwie z rozsądku. Nigdy nie powiedział tego Draconowi, gdyż ten kochał swoją matkę.
    - Ja... Nie sądziłem, że ona jest w stanie zdracić rodzine... - Draco miał minę, jakby sam chciał zabić swoją matkę.
     - Nie myśl o mnie źle, ale zdolna była do gorszych rzeczy. - Z pewnością Lucjusz nie pocieszył tym swojego syna, ale Severus widział, że ma po prostu już dość tych tajemnic. - Wracając do tematu, coś mi tu nie gra. Nie szukaliby cię, gdyby chodziło tylko i wyłącznie o zdradę.
     - Popieram. Poza tym, kim jest ten Camel i czemu... Miał taką twarz? - znów odezwała się Granger.
     - Panna-Wiem-To-Wszystko powróciła? - odrzekł kpiąco Severus, na co już dziewczyna chciała odpowiedzieć, ale przerwał jej uniesioną dłonią. - Chris Camel był śmierciorzercą, który nigdy nie otrzymał Mrocznego Znaku. Miał ustalone dni i godziny kiedy się stawiał przed Voldemortem i dostawał zadania i instrukcje. To nietypowy śmierciorzerca, bo ani nie posiadał tytułu szlacheckiego, ani też nie był niezwykłym czarodziejem. Ale miał jedną, ważną cechcę dla Voldemorta: nie było lepszej osoby, która zdobywałaby infomacje na tematy najbardziej skryte. A jego twarz... Z taką się urodził - wytłumaczył profesor i był zdziwiony, że Granger ani razu mu nie przerwała.
     - Tak właściwie, to również był jego atut. Ludzie nie chcieli go zbytnio oglądać, a on nigdy nie odpuszczał, więc żeby mieć go już z głowy dostawał wszystko, czego chciał - wtrącił Lucjusz.
     - Tylko czego może chcieć od profesora Snape... I to z czterema innymi śmierciożercami? - kolejne pytanie Panny-Nie-Przestaje-Zadawać-Pytań.
     - Granger, tego właśnie chcemy się dowiedzieć. A tak właściwie... Czy ktoś mi powie co się z nimi stało po tym jak zemdlałem? - Zaraz po tym jak to powiedział zaczęły go piec plecy, aż prawie krzyknął.