niedziela, 31 lipca 2016

Rozdział III cz. 2

     - Takie masz zdanie o mnie i Slughornie? - Łypnął na nią kpiąco.
     - N... No i co z tego? - odburknęła odwracają wzrok i rumieniąc się. Miał ochotę się roześmiać, jednak jedynie blado się uśmiechnął.
     - Granger... Nie powiedziałaś mi jeszcze jednego... Czemu tak NAPRAWDĘ mnie ratowałaś? Nikt tak naprawdę po śmierci Dumbledora nie wiedział po której stronie jestem. Wię co cię pchnęło do takiego czynu? - Przez moment po jego pytaniu lustrował gryfonkę chcąc odczytać jak najwięcej, ale nie dużo mu było trzeba by zauważyć, że dziewczyna waży każde słowo, układa wypowiedz w swojej głowie, albo w swoim gnieździe. Jak dla niego to bez różnicy.
     - Cóż... Gdy profesor Dumbledore umarł... I Harry zaczął nam wszystko tłumaczyć, to coś mi się w tym wszystkim nie zgadzało. Przez te wszystkie lata Harry i Ron podejrzewali pana o różne rzeczy, po czym wyciekało, że jest wręcz przeciwnie. Trudno mi było uwierzyć, że to co pan zrobił... Że go pan zabił... - Zrobiła chwilę przerwy, by obmyśleć kolejne słowa. - Czułam, że musiał mieć pan dobry powód do tego, by zabić dyrektora.
     - To dlatego mnie uratowałaś? Bo... Czułaś, że walczę wciąż za was? - nie dowierzał jej słową, ale na wielu płaszczyznach. Nie dowierzał, że się od niego nie odwróciła, że przemyślała wszystko, ale nie wierzył też, że mogła przez zwykłe "czuje" zaryzykować.
     - Nie daje mi pan dokończyć. - Spojrzała na niego z dezaprobatą, aż parsknął śmiechem.
     - A więc słucham, panno Granger
     - Wracając, czułam podskórnie, że to nie tak jak przestawia nam Harry, że czegoś nie wiemy, a osądzamy. Postanowiłam więc trochę popytać nabliższe panu osoby. Od dłuższego czasu miałam już dobry kontakt z profesor McGonagall więc wiedziałam, że byliście znajomymi, bardzo dobrymi. Zapytałam się jej o te podejrzenia. Powiedziała mi, że chodź nie ma z panem kontaktu teraz, to wciąż ufa pany bezgraniczie. Wytłumaczyła mi, że po tym jak raz nas pan zdradzi, to więcej tego nie zrobi. Nie dużo mi to dało, wię udałam się dalej. Posłuchałam jeszcze raz opowieści Harrego dopytując przy okazji o takie najdrobniejsze szczegóły. Dzięki temu dowiedziałam się, że profesor Dumbledore przed śmiercią wypowiedział dwa słowa...
     - "Severusie proszę..." - zacytował cicho, do siebie Snape przypominając sobie scenę okrutną scenę.
     - Dokładnie. Harry twierdził, chociaż nieprzekonany, że to były słowa niedowierzania albo błagania. Ale mi się zdaje, że to było zaplanlwane. Profesor Dumbledore zawsze był w stanie przewidzieć najbliższe pare dni, bo w końcu był bardzo dobrym obserwatorę. Biorąc pod uwagę fakt, że pan był jego prawą ręką fakty łączyły się w całoś. Śmierć dyrektora z pańskiej ręki była zaplanowana i miała swój powód by chronić Hogwart. Potem po prostu postanowiłam zaryzykować i panu pomóc. Kiedyś trzeba się za wszystko odwdzięczyć w końcu. - Ostatnie zdanie pośpiesznie wypowiedziała, jakby nie chciała pokazać swojej wdzięczności. - Gdy ujrzeliśmy pana wspomnienia moja teoria się potwierdziła. W tedy tylko Ron miał wątpliwości co do pomocy panu.
     Gdy skończyła czekała na reakcje Severusa, jednal on nie był teraz w stanie od razu jej odpowiedzieć. Musiał sobie wszystko przemyśleć. Był pod wrażeniem jej umiejętności analitycznych. Jednak bardzo dużo ryzykowała wierząc w swoją suchą teorię. Przecież zaraz po wybudzeniu mógł ich wszystkich pozabijać, gdyby prawdą było, że jest po stronie Czarnego Pana.
     - Profesorze, wróci pan ze mną do Nory? - najwidoczniej zniecierpliwił się czekaniem na jego odpowiedź, więc zmieniła temat
     - Nie. - Uciął krótko nie mając ochoty na powród do Weasleyów i dalszego wysłuchowania oskarżeń. Zastanawiał się czemu musiało się ułożyć akurat tak, że tylko kanapa u Granger była wolna. Ginny spała z matką, Artur z Percym, a Ronald z bliźniakiem.
     - Nalegam by pan wrócił! Musi pan zarzy...
     - Granger, nie i koniec. A teraz do widzenia - syknął, a ona nzburmuszona wyszła zostawiając profesora z milionem myśli krążączych, o Merlinie, wokół wścibskiej Gryfonki.
     - Co teraz chcesz ode mnie, Boże?

     Minęły dwa tygodnie odkąd Severus wysłuchał długiej opowieści Granger. Miał nadzieję przez ten czas jej nie ujrzeć, więc był niewiarygodnie poirytowany gdy zobaczył następnego i kolejnego i jeszcze jednego dnia cholerną szope w swoim gabinecie. Przychodziła do niego z eliksirem. Dogryzał jej ile tylko zdołał, jednak ona i tak nie odchodziła pomimo irytacji jaką miała wymalowaną na twarzy. W pewnym momencie po prostu przestał na to zwracać uwagę.
     W końcu Hogwart wyglądał jak Szkoła Magii i Czarodziejstwa. Jedynie w mniej istotnym miejscach był wciąż zniszczony, jednak Minerva ułożyła plan lekcyjny tak, by nie przeszkadzał on w budowie.
     Nadszedł pierwszy wsześnia, dzień w krórym wszystko miało się zacząć od nowa, życie miało wrócić do normalności. Severus miał nadzieję poczuć tą normalność. Trudno mu się było przyznać, że dla niego tą normalnością mają być uczniowie, których będzie mógł dręczyć przez najbliższy rok.
     Wieczór nadszedł bardzo szybko. Wielka Sala powoli zaczęła się zapełniać. Mistrz Eliksirów zasiadł koło Minervy, gdyż ta go o to poprosiła. Rozejrzał się po uczniach i wyłapywał tych uczniów, którzy powrócili do Hogwartu na dalszą naukę pomimo możliwości zrezygnowania z egzaminów końcowych i zdobycia świetnej pracy. Wpierw zauważył Granger. Śmiała się z panną Weasley. Odwróciła się do stołu nauczycielskiego i spojrzała mu prosto w oczy tak jakby czuła, że się jej przypatruje.
     Nie przyglądał jej się długo. Ponownie zaczął lustrować stoły. Zauważył z Gryfindoru jeszcze Nevila, z Krukonów Lune, a z Puchonów i Ślizgonów nikogo. Jednak do sali weszła jeszcze jedna osoba, której nie spodziewał się zobaczyć.
     Draco Malfoy spojrzał na swojego wuja zdziwiony, ale jakby zadowolony. Severus skrzywił się, chodź w sercu był zdumiony, że Lucjusz pozwolił mu dokończyć naukę.
     Gdy sala się zapełniła Minerva schyliła się w stronę Severusa.
     - Mógłbyś dzisiaj TY zająć się pierwszoroczniakami?
     - Co? Kobieto, przecież vicedyrektor... - Chciał się zbuntować, jednak mu przerwała.
     - Proszę, zrób to dla mnie. - Powachlowała swoimi rzadkimi rzęsami.
     - Mogłaś chociaż wcześniej mnie o tym poinformować - burknął pod nosem wstając z krzesła.
     - Dziękuję! - posłała za nim chichocząc.
     Prześlizgnął się przez Wielką Salę, by znaleźć się natychmiast przy pierwszorocznych rozmawiających między sobą o różnych bzdurach. Gdy chrząknął wszyscy zwrócili się w jego kierunku naychmiast cichnąc.
     - Witam was w szkole Magii i Czarodziejstwa, gdzie za chwile dołączycie do reszty uczniów w Wielkiej Sali. Jednak za nim to się stanie dołączycie do któregoś Z domów. Zwą się one...
     Wytłumaczył wszystko nowym uczniom po czym wprowadził ich do Wielkiej Sali. Przechodząc przez środek zauważył zdziwione miny starszaków, które go poirytowały, jednak natychmiast się uspokoił i rozpoczął ceremonie przydziału. Skończyła się ona nadzwyczaj szybko, gdyż uczniów była zaledwie garstka. Następnie Minerva by rozpocząć ogłoszenia parafialne.
     - Rozpoczynamy nowu rok w Hogwarcie, który mam nadzieję będzie owocnym rokiem. Jednak wszyscy wiemy, jakie ciężkie przeszliśmy ostatnio chwile. Wojna dla każdego była ciężka. Jednak widząc wasze radosne twarze i słysząc wasz śmiech jestem spokojna, że niedawne wydarzenia nie zamącą waszych serc i umysłów.
     Minerva przemawiała dłuższą chwilę. Wspomniała o poległych, o miejscach, w których panował jeszcze remont i były one zakazane, przedstawiła również nowych nauczycieli. Gdy Severus myślał, że kończy swoją przemowę kobieta odezwała się ponownie wprawiając Mistrza Eliksirów w osłupienie:
     - Na koniec chciałabym przedstawić wam nowego vicedyrektora, Severusa Snape!
***           ***           ***
     Hej hej hej!
     Nigdy nie pisze posłowia czy tego typu rzeczy, ale uznałam, że czas by jednak takowe napisać.
     Dostałam ostatnio pare bardzo miłych komentarzy. Były w nich zawarte pochwały jak i spostrzeżone błędy, za które serdecznie dziękuję.
     Najbardziej dziękuję Pełni Księżyca oraz jej dedykuje ten rozdział, gdyż bez niej dalej bym nie wyjaśniła paru spraw w opowiadaniu, a potem byłoby najzwyczajniej za późno. Dziękuję za spostrzegawczość ;)
Pozdrawiam
B.

wtorek, 26 lipca 2016

Rozdział III cz. 1

     Nie długo borykał się z pieczącymi plecami. Maść, którą dwa razy dziennie smarowała go Granger szybko uporała się z bólem, ale ślad pozostał i jak zwiastowała gryfonka nie zniknie. Dla niego była to tylko jedna więcej blizna do kolekcji.
     Nocował u swojej byłej uczennicy, gdyż salon Weasleyów był w "lekkiej" rozsypce. Trochę brzydził się tym faktem, ale z czasem oswoił się do tego. Zauważył, że Granger coraz częściej chodzi przy nim bez koszulki, a jemu coraz mniej to przeszkadza. Mało tego, zaczyna mu się to podobać. Nie mógł zaprzeczyć, że dziewczyna była bardzo ładna. Zgrabna, z dużymi piersiami. Jednak i ona nie wyszła z wojny bez blizn. Najbardziej niepodobała mu się blizna na jednej z rąk, która obwieszczała całemu światu, że Granger jest... Nie, nie jest w stanie nawet w swojej głowie wymówić tej nazwy. Nienawidził, jak ktoś nazywał czarodzieji z niemagicznych rodzin w ten sposób.
     Gdy ostatnim razem tak rozmyślał wchodził właśnie do Nory, by zjeść coś na śniadanie. Postawił jedynie krok w budynku, a usłyszał głosy z kuchni należące do Rona i Molly Weasley.
     - Ale mamo! Mi nie pozwalasz spać u Mionki, a temu staremu nietoperzowi tak? A co, jeśli coś zrobi Mionce?! - Zdanie wypowiedziane przez Ronalda zabolało Severusa, jak żadne od zakończenia Hogwartu.
     - Ronald! Co ty wygadujesz!? Wy jesteście młodzi, nie wiadomo co wam do głowy przyjdzie! A profesor Snape to dojrzały i rozsądny człowiek! A co ważniejsze, nie zrobiłby nic tak okropnego, jak to, co siedzi w twojej głowie dziecku! W życiu! - protestowała wściekła, zapewne do czerwoności, Molly. Severus zaczął się zastanawiać, czy Granger to na pewno takie dziecko o jakim mówi Molly.
     - Mamo, ale to jest były śmierciorzerca! Dobrze wiem, co tacy jak on, a już dopiero tak postawieni wysoko u Sama Wiesz Kogo robili.
     - To nic nie zmienia!
     - Nie? A ilu znasz śmierciorzerców, którzy przestali nimi być na dobre. Przecież śmierciorzercą jest się do końca życia. - Tym razem Ron był spokojny. Severusowi śmiać się chciało, gdy usłyszał jego argumenty, ale bardzo zabolała go reakcja Molly.
     - No... Severusa... - Jej głos był niepewny.
     - A no właśnie.
     Uwierzyła mu... Naprawdę uwierzyła Ronowi. W takim razie zaczyna brakować w Norze miejsca dla Postrachu Hogwartu.
     Chodź zachowanie Molly było przykre, to tak naprawdę Severus już się do tego przyzwyczaił. Zawsze traktowano go z największą ostrożnością. Czuł się jak lis, którego wszyscy omijają, bo boją się, że urzyje jakiegoś podstępu. Dla niego to nie było nic nowego. Ale nie chciał sprawiać, by ta rodzina dłużej się go obawiała. Zamiast wejść do środka Nory wrócił do przybudówki, w której buszowała półnaga Granger i nałożył na siebie swój płaszcz.
     - Gdzie się pan wybiera? Przecież jeszcze pan nie jest w pełni sił do dalszej podróży - zagadała ciekawska gryfonka.
     - Zimno jest na dworze - odburknął nie mając ochoty jej się tłumaczyć.
     Wyszedł z chatki i przeszedł na przód Nory, po czym skupił się tyle ile zdołał, a następnie aportował.
     Chciałby powiedzieć, że momentalnie stanął przed murami Hogwartu, ale dwie rzeczy by się nie zgadzały. Budynek, przed który się aportował nie przypominał jeszcze Hogwartu, a ruiny. I nie stanął, a wywrócił się i poturlał po spalonych błoniach. Nie mógł uwierzyć w to, jak osłabiony był przez jad Nagini. Zaczęła go rwać szyja, jednak wstał z ziemi i otrzepał się. Nie zamierzał dłużej być utrapieniem dla nikogo.
     Przeszedł przez błonia i wszedł do ruin. Obejrzał Wielką Salę, która wyglądała prawie tak samo... Nie licząc tych wszystkich łóżek pełnych rannych osób. Zauważył krążącą Poppy i opatryjącą poszczególnych pacjentów. Nie zamierzał jej przeszkadzać, więc od razu skierował się do swoich lochów. Zszedł po schodach i przywitał się z zimnym pomieszczeniem. Jego komnaty był prawie nietknięte. Jedynie fiolki czy lampy pospadały i porozbijały się, lecz poza tym pomieszczenie wyglądało identycznie jak je zostawił.
     Machnął różdżką, by posprzątać bałagan i znów poczuł pieczenie, ale tym razem w okolicach płuc.
     - Cholerna Nagini... - warknął i doszedł do wniosku, że potrzebuje jeszcze trochę eliksiru. Przejrzał całą swoją biblioteczkę i wyciągnął jedynie pięć książek, w których mógłby znajdować się eliksir Czeluści. Siadł w swoim ukochanym, zielonym fotelu i rozpoczął czytanie.
     Czytał przez pół nocy, jednak nie znalazł przepisu w żadnej z pięciu ksiąg. Postanowił więc wyspać się, a następnego dnia zajrzeć do Minervy, która zapewne siedzi w gabinecie dyrektora. Musi się z nią rozmówić co do nauczania w nadchodzącym roku szkolnym.
     Następnego dnia postąpił tak, jak zaplanował. Zaraz po tym jak wstał, okąpał się i zjadł podane przez skrzaty ( nieliczną ich ilość) śniadanie ubrał się i poszedł do dyrektora. Zdziwił się, gdy zobaczył nienaruszony posąg, ale po chwili zauważył, że się pomylił. Posąg był posklejany zaklęciem. Nie znał hasła, więc wysłał patronusa do Minervy, po czym posąg natychmiast zamienił się w schody, po których wszedł na szczyt. Bez pukania wszedł spokojnie do pomieszczenia, w którym czekała zadowolona dyrektor.
     - Severusie! Jak dobrze cię widzieć! Jak się czujesz? - Przywitała swojego przyjaciela promiennym uśmiechem.
     - Czy ja ci wyglądam na bachora, który myśli, że umiera bo mu się zabawka zepsuła? - odparł kąśliwie, na co szanowna pani dyrektor roześmiała się.
     - Widzę, że wróciłeś do siebie. Jak to dobrze.
     - Tak tak, świetnie. Ja jednak przychodzę do ciebie w innej sprawie. Słyszałem, że chcesz już wznowić Hogwart.
     - Dokładnie, a ty zapewne chcesz powrócić do nauczania?
     - Zgadza się
     - Jesteś pewny, że będziedz w stanie?
     - Za kogo ty mnie masz? Oczywiście, że dam radę! - Znów chciał udowodnić, że jego nie można lekceważyć.
     - No dobrze, skoro tak uważasz - odparła jednocześnie wzdychając. - W takim razie staw się u mnie za jakiś tydzień, to podam ci plan i zakres wiadomości na następny rok.
     Severus jedynie pokiwał głową i natychmist wyszedł z gabinetu. Uznał, że dobrze będzie obejrzeć prace prowadzone nad odbudową Hogwartu, więc zaczął obchód szkoły.  Wpierw zwiedził wszystkie sale, gdzie w większości kończono już prace remontowe. Potem zajrzał do komnat nauczycielskich. Około połoeybrobut było skończone. Jednak najgorzej wyglądały korytarze i wieże. Wieży Gryfindoru praktycznie nie było podobnie jak wieży astronomicznej. Snape zastanawiał się jakim cudem Minerva chce to wszystko naprawić w dwa tygodnie.
     Spojrzał na pracujących przy odbudowie wieży ludzi. Było ich tylko pięciu. Postanowił z jednym z nich, pracującym najbliżej porozmawiać. Podszedł do niego i chrząknął.
     - Przepraszam, czy to jest cała ekipa remontowa? - spytał, na co mężczyzna popatrzył na niego zdziwiony.
     - Zgadza się, a kim pan jest? - odpowiedział mu przerywając swoją pracę.
     - Severus Snape, nauczyciel w tej szkole. Nie zamierzają państwo zatrudnić więcej ludzi?
     - P-profesor Snape? Ale przecież... - Czarodziej cofnął się do tyłu ukazując swój strach.
     - Żyję i nie, nie jestem waszym wrogiem - warknął odruchowo poirytowany. - Pomogę wam. Nie uśmiecha mi się pracować, gdy wieża jest w rozsypce - odparł po czym wyjął różdżkę, zamachnął się i podniósł kamień leżący przy pracowniku. Był on ogromny więc wymagał ogromnego wysiłku. Zdenerwował sie gdy znów odczuł dwukrotnie większy ból niż zazwyczaj przy przenoszeniu ciężkich rzeczy. Ze zdenerwowania łupnął kamieniem mocniej niż zamierzał. Na szczęście nic przy tym nie zniszczył. Natychmiast wyczarował zaprawę i skleił kamień z resztą wieży. Robotnik jedynie pokiwał niepewnie głową po czym wrócił do swojej roboty.
     Wieczorem po paru godzinach denwrwującej "współpracy" z robotnikami nareszcie mógł odpocząć w swoich ukochanych lochach. Przynajmniej tak mu się zdawała do czasu, gdy po kąpieli spokojnie usiadł sobie w fotelu z zamiarem poczytania jednej z ksiąg. Nie usłyszał pukania ano też wybuchu w kominku. Zamiast tego ujrzał burze włsów siedzącą na JEGO krześ przy JEGO biurku z kwaśną miną, której sam by nie pożałował.
     - Co pan sobie wyobraża?! Mówiłam, że nie może pan jeszcze przestać zarzywać leku i podróżować na dalekie podróże, a dalekie podróże oznaczają aportowanie! A pan jakby nigdy nic mnie okłamał! - Granger nie posiadał jedynie burzy włosów, ale i burze nerwów.
    - Granger, nie tym tonem - odparł zimno, ale stanowczo.
    - Czy pan do reszty zdurniał? Tak bardzo chce pan...
    - Granger, do jasnej cholery, jestem dorosłym chłopczykiem i potrafię o siebie zadbać! Jakaś smarkula nie będzie mi rozkazywać, a w szególności nie ty! I co ty robisz w moich komnatach!? Jak tu weszłaś? - wybuchnął niekontrolowanie, jednak w połowie się opamiętał.
    - Ta smarkula się o pana martwi i wie, że pana " potrafi o siebie dbać" już nie raz doprowadziłoby do pana śmierci. I właśnie taka smarkula jak jak ja była w stanie złamać pańskie zaklęcia ochronne. - Przy swoim wywodzie założyła ręce na piersiach.
     - C...co... - Przech chwile był oszołomiony, że Granger była w stanie złamać jego zaklęcia. - W każdym razie, wy gryfoni i wasza cholerna dobroć...
     - Wy ślizgoni i wasza cholerna skrytość. Nie może pan pozwolić sobie pomóc?
     - Granger, stałaś się jeszcze bardziej pyskata niż byłaś. Trochę więcej szacunku dla starszych
     - A może by tak pan sam w końcu okazał trochę szacunku?
     - Mam cię już po prostu dość...
     - Bo natknął się pan na kogoś kto jest w stanie pana pokonać w przepychance słownej?
     Zapanowała między nimi cisza, ale Severus miał wrażenie, że przy ostatniej wypowiedzi dziewczyna spojrzała na niego figlarnie i wyzywająco. Postanowił to kontynuować, skoro rzeczywiście jest taka trudna do pokonania w sposób w miarę przyzwoity.
     - Dobra... To powiedz mi, Granger, dlaczego aż tak chcesz mi pomóc? Co ci to da? - Tym razem to on spojrzał się identycznie, jak ona przed chwilą.
     - Satysfakcje, że mogłam komuś pomóc. - Widział jej skołowanie jego zachowaniem.
     - Nawet z pomocy komuś tak okropnemu jak ja?
     - Nie jest pan okropny...
     - Jak to nie? Przez tyle lat dręczyłem ciebie i resztę Złotej Trójcy, utrudniałem wam życie, a gdy pojawił się Slughorn to odetchnęliście z ulgą. - Był świadom faktu, że odrobinę jej się otwiera, ale przy tym robił minę podstępnego szczura, za którego z resztą wszyscy go mieli.
     - Wypraszam sobie! Profesor Slughorn w przeciwieństwie do pana z pewnością nie potrafił nic nauczyć!

wtorek, 12 lipca 2016

Rozdział II cz. 2

     - Plecy? - skomentowała Granger widząc skrzywioną twarz swojego profesora.
     - Nic mi nie jest Granger. Wytłumacz mi lepiej...
     - Ale...
     - Granger! Nie znaczy nie! - po jego wybuchowej reakcji zamknęła buzie. - Lucjusz wytłumaczysz mi co się stało z tamtą piątką?
     - Zniknęli. Aportowali się - odpowiedział.
     - Tylko zastanawia mnie jak... Musiałam niedopracować eliksir skoro im się to udało... - Granger rozmyślała na głos.
     - Wybaczcie nam, ale musimy już iść. Artur chciał jeszcze porozmawiać - wtrącił Lucjusz.
     - A na ciebie chyba Potter czeka - dodał młody Malfoy spoglądając na Ginny. Ta jedynie skinęła głową i cała trójka opuściła pomieszczenie.
     - A teraz niech pan rozbierze się do pasa - usłyszał udawany pewny głos gryfonki aż spojrzał na nią zdziwiony. Była obrucona do niego profilem, ale zdołał ujrzeć rumieniec zawstydzenia na jej twarzy. Postanowił to skomentować:
     - Czyżbyś zamierzała mi się odpłacić za, jak się nie mylę, wczorajszą wpadkę? - zapytał z cwanym uśmieszkiem.
     - Cicho już siedź - usłyszał jak mruknęła do siebie. Nie zamierzał jej tego komentować. - Po prostu niech pan to zrobi. - Prychnął pod nosem, ale wykonał polecenie. Zdjał koszulę, a ona, wciąż zarumieniona podeszła do niego z jakimś pudełkiem i stanęła za nim. Słyszał, jak otwiera pudełko i poczuł nagły przypływ mrozu. Zaczęła go smarować jakimś kremem, prawdopodobnie na oparzenie jakie miał na plecach. Po chwili przymknął oczy czujac kojący chłód. Musiał przyznać, że dziewczyna ma wyczucie lekarstw.
     - Boli? - spytała nagle otrzepując go z transu.
     - Nie. Jak długa jest ta szrama?
     - Od barków aż do... - Dokończyła przejeżdzając palcem po ranie i kończąc prawie na jego tyłku. Podniósł niepewnie brew i spojrzał pytająco na Granger. Ta zaczerwieniła się jeszcze bardziej i zabrała palec.
     - Mocny masz ten eliksir. - O mało co nie zachichotał na widok czerwonej twarzy dziewczyny i wymijającego wzroku. - A tak w ogóle... To co to za eliksir? Jeszcze takiego efektu nie znałem.
     Gryfonka zakręciła maść i odłożyła ją na półkę z innymi eliksirami, której Severus wcześniej nie widział. W między czasie Snape zapiął swoją czarną koszulę, ale nie dopinając dwóch ostatnich guzików. Granger chwyciła inną fiolkę i podeszła do swojego profesora.
     - Mój własny wynalazek. Tylko nie wiem jak go nazwać...
     - Twój... Własny wynalazek? - Tym razem nie wytrzymał i roześmiał się jak nigdy przy uczniach teraźniejszych czy dawnych.
     - Co jest w tym takiego śmiesznego? - spytała lekko oburzona Hermiona starając się ukryć swoje zdumienie śmiechem profesora Snape.
     - Granger... Jesteś beznadziejna w ukrywaniu emocji. Tak, ja też potrafię się śmiać - odparł nadal wesoły, jednak momentalnie spoważniał. - A spróbuj komukowielk o tym powiedzieć.
     - J...jasne - odparła przestraszona.
     - Dobra, a teraz pokaż przepis tego wynalazku - rozkazał, a ona posłusznie przyniosła mu kartkę, którą w mgnieniu oka przeczytał. - Chciałaś, by ta klatka zabraniała aportowaniu?
     - Zgadza się. Myślałam, że skóra megalona będzie w stanie temu podołać, ale wychodzi na to...
     - I nie pomysliłaś się. Tylko po pierwsze dałaś o jedną dawkę za mało, a po drugie zamiast wrzucać całe kawałki, to je pokrusz. Lepiej się przyjmą - główkował, aż zdał sobie sprawę, że jest zbyt miły dla tej dziewuchy. Z drugiej strony... Już drugi raz mu pomogła. Był jej to winien.
     - Spróbuj uważyć jeszcze raz...
     - Ale nie mam już skróry megalona.
     - A Malfoy nie jest w stanie Ci jej załatwić?
     - Teraz, gdy nam pomógł pewnie nie będzie miał tak łatwo.
     - No to trudno. Popraw przepis, a gdy będzie taka możliwość uważysz go na nowo... Pod moim okiem, bo znów coś zniszczysz.
     - Dziękuję... Profesorze Snape. - Spuściła oczy i znów dostała wypieków.
     - Nic dla Ciebie nie robię głupia dziewucho. Eliksir może się przydać w łapaniu resztek śmierciorzerców i to tyle - warknął, ale wiedział że to kłamstwo. Nie przyzna jej tego przecież, za bardzo miły już był dla niej.
     - Ale i tak dziękuję. - Tym razem uśmiechnęła się do niego i zazwyczaj obrzydziłoby go to, ale tym razem nie poczuł wstrętu. Raczej... Zażenowanie. Nikt oprócz Minervy i Albusa się do niego nie uśmiechał. Nie był więc do tego przyzwyczajony.
     - Co się szczerzysz? Idź lepiej do Weasleya bo mu żyłka zaraz pęknie, że ze mną tu siedzisz, a nie z nim. - Mina od razu jej zrzedła, ale nie powiedziała ani słowa tylko wyszła pozostawiając go samego z jego myślami.
***            ***            ***
I kolejny rozdzialik w pełni się pojawił :D Mam małą nadzieję, że się podoba :d
Dziękuję
B.

niedziela, 10 lipca 2016

Rozdział II cz. 1

    Minęło już parę dobrych dni odkąd Severus znalazł się pod opieką Weasleyów oraz panny Granger. Przyłapywał się na tym, że specjalnie sam chodził po eliksir do jej pokoiku, by podpatrzeć jakie dziewczyna ma składniki i książki. Zauważył też, że w kociołku obok, na tym samym stole "pichci" jakiś inny eliksi, ale jakoś nie miał ochoty pytać dziewczyny czym on jest.
     W sobotę Severus znowu poszedł do "chatki" Granger i wparował bez pukania. Stanął w progu oniemiały widokiem. Panna-Wiem-To-Wszystko stała nad kociołkiem w czerwonych, dresowych spodniach i samym biustonoszu wesoło podśpiewując sobie. Nie zwróciła uwagi na swojego profesora, tylko dalej robiła eliksir. Severus nie wiedział co ma teraz zrobić, jednak postanowił dostarczyć jej odrobiny wstydu. Chrząknął więc zamykając za sobą drzwi, a dziewczyna odskoczyła przestraszona.
     - Rozumiem panno Granger, że mamy lato i skwar naprawde doskwiera, jednak może trochę więcej przyzwoitości - odparł zawstydzając ją jeszcze bardziej. Ona już wyciągała różdżke, by się ubrać, gdy nagle jej wyraz twarzy zmienił się w chytry uśmieszek.
     - Może i ma pan racje, jednak właśnie jestem w moim pokoju i mam prawo chodzić ubrana tak jak chce, a nawet i w ogóle bez ubrań. - Rzuciła w niego wyzywającym spojrzeniem, a po jego myślach zaczęły skakać opinie na temat jej nagłej śmiałości.
     - Mówisz? Z przyjemnością bym to zobaczył - odparł z zamiarem zakończenia rozmowy i wygrania poprzez całkowite zawstydzenie jej. Ale nie wyszło mu, dziewczyna pokazała, że to ona ma zamiar skończyć:
     - Ah tak? Myślałam, że nie lubi pan gryfonek
     - Nienawidzę - rzechnął zanim się zastanowił.
     - A więc bardzo mi miło, że jednak dla mnie robi pan wyjątek. - Zaciągnęła go w kozi róg, aż zazgrzytał zębami. Już miał zaprzeczyć, gdy przyjrzał się jej zgrabnemu, półnagiemu ciału. Nie długo błądził myślami po jej ciele, bo stwierdził, że chodź ładne, to wciąż tej małolaty. Gdy tylko przestał o tym myśleć do głowy wpadła mu riposta, której Granger nie będzie mogła znieść.
     - Nawet jeśli, panno Granger, to wydaje mi się, że masz chłopaka, który nie byłby zadowolony z tej propozycji - odparł a dziewczyna natychmiast nałożyła bluzkę na siebie.
     - Eliksir jest tam gdzie zwykle. Proszę go zabrać i wyjść - burknęła i wróciła do robienia eliksiru. On jak zwykle zabrał fiolkę i wyszedł.
     Gdy wchodził do Nory wypijając Czeluście Piekielne doznał kolejnego szoku. W środku następną niespodzianką była dwójka blondwłosych mężczyzn wlatująca przez frontowe drzwi.
     - Uciekajcie! Natychmiast!
     Lucjusz jedynie zdążył krzyknąć, gdy za nim i jego synem leciały ogromne płomienie ognia. Severus zdążył jedynie złapać za kołniesz młodą Weasley i wybiec na ogród, gdy przez salon przeleciał płomień. Milimetry przed płomieniem wypadli jeszcze Malfoyowie.
     - Co do... - chciał zapytać Severus, jednak wszystko było jasne, gdy zobaczył piątkę śmierciorzerców lądujących przed nimi.
     - Witam,  Malfoyowie, Severusie - usłyszeli głos czarnoksiężnika dawniej służącego Czarzarnemu Panu.
     - Co ty tu robisz Camel? - warknął na niego Severus stając na równe nogi. Spojrzał na Ginny, nie miała większego problemu wstać, jednak natychmiast pobiegła do Malfoyów, którzy leżeli na ziemi ledwo mogąc poruszać głową. Wrócił wzrokiem na śmierciożerce, który na nowo założył na swoją zdeformowaną twarz maskę. Koło niego teraz stały jeszcze cztery inne zamaskowane postacie.
     - Kochani, pokażmy temu zdrajcy jak karzemy konfidentów - krzyknął z radością Camel po czym cała piątka wzbiła się w powietrze i ruszyła na Norę Weasleyów.  Nie zdążyli nic z nią zrobić. Wystarczyło, że ledwo się do niej zbliżyli a nagle poraził ich prąd i upadli na ziemie.
     - Co to, to nie! - Usłyszeli wrzask pewnej dziewczyny z dobudówki koło Nory. Severus spojrzał na Granger i na jej zaciętą twarz. W jednej ręce trzymała różdżkę,  a w drugiej fiolkę z jakimś eliksirem. Podbiegła do Severusa i rzuciła zaklęcie rozbrajające na jednego z przeciwników,  który pozwolił się zaskoczyć.
     - Profesorze, będzie pan w stanie utrzymać całą piątkę w jednym miejscu? - szepnęła do Snape.
     - Niedoceniasz mnie Granger - warknął po czym wyjął różdżkę.
     - No to teraz proszę to zrobić - zdziwił się gdy po jej słowach natychmiast skoczył do walki. Skakał od jednego do drugiego przeciwnika i rzucał zaklęcia odpychające, co sprawiało, że zostawali w kole.
     - Profesorze, proszę wracać! - krzyknęła Granger,  a gdy spojrzał na nią widział przerażenie w jej oczach. Obejrzał się dokoła i sam się przeraził. Dziewczyna narysowała krąg, a w nim umieściła powoli stający w płomieniach eliksir. Spróbował wyjść z kręgu, jednak gdy tylko chciał postawić krok za krąg słupy ognia zmieniły się w łuk i połączyły tworząc klatkę nad śmierciorzercami i w tym nad Severusem. Klatka zaczęła się zaciskać, aż poczuł, że zacyna się smażyć na ramionach. By chronić twarz odwrócił się do klatki plecami. Ból był niemiłosierny, jednak po paru minutach przestał go czuć, przestał czuć cokolwiek, upadł nieprzytomny na ziemię.
     Świadomość wróciła mu z muśnięciem pierwszych promyków słońca. Zanim otworzył oczy przypomniał sobie wszystkie wydarzenia i poirytowany stwierdził, że ostatnimi czasy za często traci przytomność. Otworzył oczy i zauważył, że tym razem nie jesteś w salonie Nory, ale w małej chatce, którą dążył już ponać.
     - Co ja do cholery robię u Granger? - warknął do siebie, jednak nie spodziewał się, że nie jest sam.
     - Sam chciałbym wiedzieć Nietoperzu - odpowiedział mu naburmuszony głos, którego właścicielem była ruda czupryna.
     - Najpierw Granger teraz ty... Kto następny? Potter? - użalal się i w tym momencie zauważył, że drzwi do chatki się otwierają. Weasly nie zwrócił na to uwagi, bo kontynuował:
     - Nalepiej by było, jakbyś już nikogo nie ujżał
     - Ron! Po to się tak staram żeby teraz słyszeć i to od ciebie takie rzeczy? - Panna-Wiem-To-Wszystko wtrąciła swoją opinie.
     - Mionka, no weź. Od samego początku ci mówiłem że to niepotrzebne...
     - Niepotrzebne, to twoje gadanie!
     - Czasami mi się wydaje, że za dużo...
     - Starczy. Czy wam się wydaje, że naprawde mnie obchodzi ta kłótnia? - Severus, chodź rozbawiony sytuacją nie miał zamiaru słuchać, jak ich ochydny związek się rozpada. Tym bardziej nie chciał być tego przyczyną. - Weasly, bądź tak łaskaw i zawołaj mi tu Malfoyów.
     - Nie jestem s... - starał się znów zbuntować.
     - Ron... Nie wywołój kolejnej kłótni - znów Granger wtrąciła swoje trzy grosze.
     Weasly naburmuszony wyszedł z pomieszczenia, a Granger pokiwała głową z dezaprobatą tym samym sprawiając, że Snapeowi nasunęło się pewne pytanie:
     - Granger.. Powiedz mi jedno... Czemu jesteś z tym debilem? - Gdy tylko zadał to pytanie spojrzała się na niego oburzona, jednak nie potrafiła ukryć swojego własnego powątpiewania.
     - Zdaje mi się, że to nie pańska sprawa - odparła podchodząc do biblioteczki.
     Zapanowała cisza. Severus wiedział, że dziewczyna ma racje, więc nie chciał się już odzywać. Słusznie zrobił, bo po chwili w chatce zrobiło się tłoczniej. Malfoyowie wpadli do środka, a zaraz za nimi pannienka Weasley.
     - Zdaje mi się, że ciebie nie zapraszałem Weasley. - Dziewczyna na słowa profesora zaczerwieniła się, a on na nowo poczuł satysfakcje.
     - Owszem, ale ja tak. I o ile się nie mylę, to wciąż jest mój pokój. - Znów usłyszał wścibską gryfonkę.
     - Granger... - już miał jej wypomnieć jej postawe, ale stwierdził, że nie będzie znów wszczynać kłótni.
     - Co jest wójku? - odezwał się Draco podchodząc i siadając na kanapie obok Severusa, który w między czasie zdjął z siebie koc, którym go okryto.
     - Czy któryś z was może mi powiedzieć, co to było? Skąd oni wiedzieli gdzie jesteśmy? I czemu na merlina wiedzieli, że żyje!? - wrzasnął dając do zrozumienia, że to bardzo poważna sprawa.
     - Spokojnie Sev... - tym razem odezwał się starszy Malfoy.
     - Nie... Nazywaj... Mnie... Sev! - tym razem to on poczerwieniał ze złości.
     - No już już, spokojnie. Nie mam bladego pojęcia skąd wiedzieli, że żyjesz, ale przypuszczam, że znaleźli cię z mojej winy. Przyszli do nas, przystawili różdżkę do głowy i zaczęli wypytywać gdzie się podziewasz.
     - To nie twoja wina ojcze... To matka go wydała - dokończył Draco zaciskając pięści. - A potem... Ją zabili.
     Kolejna chwila ciszy. Severus nie wiedział czy ma współczuć, czy się cieszyć, że nareszcie któś pozbył się tej kobiety. Nigdy za nią nie przepadał. Miał duże szczęście, że Lucjusz również nigdy jej nie lubił i był wściekły, że ich rodzice zadecydowali o małżeństwie z rozsądku. Nigdy nie powiedział tego Draconowi, gdyż ten kochał swoją matkę.
    - Ja... Nie sądziłem, że ona jest w stanie zdracić rodzine... - Draco miał minę, jakby sam chciał zabić swoją matkę.
     - Nie myśl o mnie źle, ale zdolna była do gorszych rzeczy. - Z pewnością Lucjusz nie pocieszył tym swojego syna, ale Severus widział, że ma po prostu już dość tych tajemnic. - Wracając do tematu, coś mi tu nie gra. Nie szukaliby cię, gdyby chodziło tylko i wyłącznie o zdradę.
     - Popieram. Poza tym, kim jest ten Camel i czemu... Miał taką twarz? - znów odezwała się Granger.
     - Panna-Wiem-To-Wszystko powróciła? - odrzekł kpiąco Severus, na co już dziewczyna chciała odpowiedzieć, ale przerwał jej uniesioną dłonią. - Chris Camel był śmierciorzercą, który nigdy nie otrzymał Mrocznego Znaku. Miał ustalone dni i godziny kiedy się stawiał przed Voldemortem i dostawał zadania i instrukcje. To nietypowy śmierciorzerca, bo ani nie posiadał tytułu szlacheckiego, ani też nie był niezwykłym czarodziejem. Ale miał jedną, ważną cechcę dla Voldemorta: nie było lepszej osoby, która zdobywałaby infomacje na tematy najbardziej skryte. A jego twarz... Z taką się urodził - wytłumaczył profesor i był zdziwiony, że Granger ani razu mu nie przerwała.
     - Tak właściwie, to również był jego atut. Ludzie nie chcieli go zbytnio oglądać, a on nigdy nie odpuszczał, więc żeby mieć go już z głowy dostawał wszystko, czego chciał - wtrącił Lucjusz.
     - Tylko czego może chcieć od profesora Snape... I to z czterema innymi śmierciożercami? - kolejne pytanie Panny-Nie-Przestaje-Zadawać-Pytań.
     - Granger, tego właśnie chcemy się dowiedzieć. A tak właściwie... Czy ktoś mi powie co się z nimi stało po tym jak zemdlałem? - Zaraz po tym jak to powiedział zaczęły go piec plecy, aż prawie krzyknął.