- Takie masz zdanie o mnie i Slughornie? - Łypnął na nią kpiąco.
- N... No i co z tego? - odburknęła odwracają wzrok i rumieniąc się. Miał ochotę się roześmiać, jednak jedynie blado się uśmiechnął.
- Granger... Nie powiedziałaś mi jeszcze jednego... Czemu tak NAPRAWDĘ mnie ratowałaś? Nikt tak naprawdę po śmierci Dumbledora nie wiedział po której stronie jestem. Wię co cię pchnęło do takiego czynu? - Przez moment po jego pytaniu lustrował gryfonkę chcąc odczytać jak najwięcej, ale nie dużo mu było trzeba by zauważyć, że dziewczyna waży każde słowo, układa wypowiedz w swojej głowie, albo w swoim gnieździe. Jak dla niego to bez różnicy.
- Cóż... Gdy profesor Dumbledore umarł... I Harry zaczął nam wszystko tłumaczyć, to coś mi się w tym wszystkim nie zgadzało. Przez te wszystkie lata Harry i Ron podejrzewali pana o różne rzeczy, po czym wyciekało, że jest wręcz przeciwnie. Trudno mi było uwierzyć, że to co pan zrobił... Że go pan zabił... - Zrobiła chwilę przerwy, by obmyśleć kolejne słowa. - Czułam, że musiał mieć pan dobry powód do tego, by zabić dyrektora.
- To dlatego mnie uratowałaś? Bo... Czułaś, że walczę wciąż za was? - nie dowierzał jej słową, ale na wielu płaszczyznach. Nie dowierzał, że się od niego nie odwróciła, że przemyślała wszystko, ale nie wierzył też, że mogła przez zwykłe "czuje" zaryzykować.
- Nie daje mi pan dokończyć. - Spojrzała na niego z dezaprobatą, aż parsknął śmiechem.
- A więc słucham, panno Granger
- Wracając, czułam podskórnie, że to nie tak jak przestawia nam Harry, że czegoś nie wiemy, a osądzamy. Postanowiłam więc trochę popytać nabliższe panu osoby. Od dłuższego czasu miałam już dobry kontakt z profesor McGonagall więc wiedziałam, że byliście znajomymi, bardzo dobrymi. Zapytałam się jej o te podejrzenia. Powiedziała mi, że chodź nie ma z panem kontaktu teraz, to wciąż ufa pany bezgraniczie. Wytłumaczyła mi, że po tym jak raz nas pan zdradzi, to więcej tego nie zrobi. Nie dużo mi to dało, wię udałam się dalej. Posłuchałam jeszcze raz opowieści Harrego dopytując przy okazji o takie najdrobniejsze szczegóły. Dzięki temu dowiedziałam się, że profesor Dumbledore przed śmiercią wypowiedział dwa słowa...
- "Severusie proszę..." - zacytował cicho, do siebie Snape przypominając sobie scenę okrutną scenę.
- Dokładnie. Harry twierdził, chociaż nieprzekonany, że to były słowa niedowierzania albo błagania. Ale mi się zdaje, że to było zaplanlwane. Profesor Dumbledore zawsze był w stanie przewidzieć najbliższe pare dni, bo w końcu był bardzo dobrym obserwatorę. Biorąc pod uwagę fakt, że pan był jego prawą ręką fakty łączyły się w całoś. Śmierć dyrektora z pańskiej ręki była zaplanowana i miała swój powód by chronić Hogwart. Potem po prostu postanowiłam zaryzykować i panu pomóc. Kiedyś trzeba się za wszystko odwdzięczyć w końcu. - Ostatnie zdanie pośpiesznie wypowiedziała, jakby nie chciała pokazać swojej wdzięczności. - Gdy ujrzeliśmy pana wspomnienia moja teoria się potwierdziła. W tedy tylko Ron miał wątpliwości co do pomocy panu.
Gdy skończyła czekała na reakcje Severusa, jednal on nie był teraz w stanie od razu jej odpowiedzieć. Musiał sobie wszystko przemyśleć. Był pod wrażeniem jej umiejętności analitycznych. Jednak bardzo dużo ryzykowała wierząc w swoją suchą teorię. Przecież zaraz po wybudzeniu mógł ich wszystkich pozabijać, gdyby prawdą było, że jest po stronie Czarnego Pana.
- Profesorze, wróci pan ze mną do Nory? - najwidoczniej zniecierpliwił się czekaniem na jego odpowiedź, więc zmieniła temat
- Nie. - Uciął krótko nie mając ochoty na powród do Weasleyów i dalszego wysłuchowania oskarżeń. Zastanawiał się czemu musiało się ułożyć akurat tak, że tylko kanapa u Granger była wolna. Ginny spała z matką, Artur z Percym, a Ronald z bliźniakiem.
- Nalegam by pan wrócił! Musi pan zarzy...
- Granger, nie i koniec. A teraz do widzenia - syknął, a ona nzburmuszona wyszła zostawiając profesora z milionem myśli krążączych, o Merlinie, wokół wścibskiej Gryfonki.
- Co teraz chcesz ode mnie, Boże?
Minęły dwa tygodnie odkąd Severus wysłuchał długiej opowieści Granger. Miał nadzieję przez ten czas jej nie ujrzeć, więc był niewiarygodnie poirytowany gdy zobaczył następnego i kolejnego i jeszcze jednego dnia cholerną szope w swoim gabinecie. Przychodziła do niego z eliksirem. Dogryzał jej ile tylko zdołał, jednak ona i tak nie odchodziła pomimo irytacji jaką miała wymalowaną na twarzy. W pewnym momencie po prostu przestał na to zwracać uwagę.
W końcu Hogwart wyglądał jak Szkoła Magii i Czarodziejstwa. Jedynie w mniej istotnym miejscach był wciąż zniszczony, jednak Minerva ułożyła plan lekcyjny tak, by nie przeszkadzał on w budowie.
Nadszedł pierwszy wsześnia, dzień w krórym wszystko miało się zacząć od nowa, życie miało wrócić do normalności. Severus miał nadzieję poczuć tą normalność. Trudno mu się było przyznać, że dla niego tą normalnością mają być uczniowie, których będzie mógł dręczyć przez najbliższy rok.
Wieczór nadszedł bardzo szybko. Wielka Sala powoli zaczęła się zapełniać. Mistrz Eliksirów zasiadł koło Minervy, gdyż ta go o to poprosiła. Rozejrzał się po uczniach i wyłapywał tych uczniów, którzy powrócili do Hogwartu na dalszą naukę pomimo możliwości zrezygnowania z egzaminów końcowych i zdobycia świetnej pracy. Wpierw zauważył Granger. Śmiała się z panną Weasley. Odwróciła się do stołu nauczycielskiego i spojrzała mu prosto w oczy tak jakby czuła, że się jej przypatruje.
Nie przyglądał jej się długo. Ponownie zaczął lustrować stoły. Zauważył z Gryfindoru jeszcze Nevila, z Krukonów Lune, a z Puchonów i Ślizgonów nikogo. Jednak do sali weszła jeszcze jedna osoba, której nie spodziewał się zobaczyć.
Draco Malfoy spojrzał na swojego wuja zdziwiony, ale jakby zadowolony. Severus skrzywił się, chodź w sercu był zdumiony, że Lucjusz pozwolił mu dokończyć naukę.
Gdy sala się zapełniła Minerva schyliła się w stronę Severusa.
- Mógłbyś dzisiaj TY zająć się pierwszoroczniakami?
- Co? Kobieto, przecież vicedyrektor... - Chciał się zbuntować, jednak mu przerwała.
- Proszę, zrób to dla mnie. - Powachlowała swoimi rzadkimi rzęsami.
- Mogłaś chociaż wcześniej mnie o tym poinformować - burknął pod nosem wstając z krzesła.
- Dziękuję! - posłała za nim chichocząc.
Prześlizgnął się przez Wielką Salę, by znaleźć się natychmiast przy pierwszorocznych rozmawiających między sobą o różnych bzdurach. Gdy chrząknął wszyscy zwrócili się w jego kierunku naychmiast cichnąc.
- Witam was w szkole Magii i Czarodziejstwa, gdzie za chwile dołączycie do reszty uczniów w Wielkiej Sali. Jednak za nim to się stanie dołączycie do któregoś Z domów. Zwą się one...
Wytłumaczył wszystko nowym uczniom po czym wprowadził ich do Wielkiej Sali. Przechodząc przez środek zauważył zdziwione miny starszaków, które go poirytowały, jednak natychmiast się uspokoił i rozpoczął ceremonie przydziału. Skończyła się ona nadzwyczaj szybko, gdyż uczniów była zaledwie garstka. Następnie Minerva by rozpocząć ogłoszenia parafialne.
- Rozpoczynamy nowu rok w Hogwarcie, który mam nadzieję będzie owocnym rokiem. Jednak wszyscy wiemy, jakie ciężkie przeszliśmy ostatnio chwile. Wojna dla każdego była ciężka. Jednak widząc wasze radosne twarze i słysząc wasz śmiech jestem spokojna, że niedawne wydarzenia nie zamącą waszych serc i umysłów.
Minerva przemawiała dłuższą chwilę. Wspomniała o poległych, o miejscach, w których panował jeszcze remont i były one zakazane, przedstawiła również nowych nauczycieli. Gdy Severus myślał, że kończy swoją przemowę kobieta odezwała się ponownie wprawiając Mistrza Eliksirów w osłupienie:
- Na koniec chciałabym przedstawić wam nowego vicedyrektora, Severusa Snape!
*** *** ***
Hej hej hej!
Nigdy nie pisze posłowia czy tego typu rzeczy, ale uznałam, że czas by jednak takowe napisać.
Dostałam ostatnio pare bardzo miłych komentarzy. Były w nich zawarte pochwały jak i spostrzeżone błędy, za które serdecznie dziękuję.
Najbardziej dziękuję Pełni Księżyca oraz jej dedykuje ten rozdział, gdyż bez niej dalej bym nie wyjaśniła paru spraw w opowiadaniu, a potem byłoby najzwyczajniej za późno. Dziękuję za spostrzegawczość ;)
Pozdrawiam
B.