Dni
mijały, a Severusa ani trochę nie trawiło poczucie winy wobec
Granger. Nie myślał już o tym, jak ona się czuje i nie wyrzucał
sobie swojego zachowania. Był winny, już to wiedział. Minerva jak
i Draco dostali jednak swoje wybłagane – albo raczej
zaszantażowane – wyjaśnienia i wybaczyli mu całe zajście. Ale
na głowie miał ważniejszą sprawę – zdobył informacje dotyczące
Maski. Stary znajomy Lucjusza, którego Severus znał jako taka,
Kurro Cerow, irlandzki Sabatonista spotkał się z Lucjuszem i
przekazał mu zwój, który następnie dotarł w ręce Dracona,
Hermiony i dopiero Severusa. Ale Mistrz Eliksirów nie przejmował
się tym zbytnio. Ważniejsza dla niego byłą treść, która
pchnęła całą sprawę diametralnie do przodu. Otóż, pewien
człowiek w masce przebywał często w miejscowości Kurrora. Z tego,
co pisze Sabatonik, Severus zrozumiał, iż człowiek ten szukał
towarzyszy do jakiegoś wielkiego dzieła, ale pierwszą jej częścią
miała być właśnie zemsta. Nie bardzo mu się to udawało, gdyż
był za słaby. Aczkolwiek gdy pojął ten fakt wyjechał i wrócił
parę lat później, po wojnie o Hogwart. W tedy też pokazał swoje
umiejętności, które wielu Sabatoników skłoniło do przyłączenia
się do niego. Jednakże Kurro szczerze wątpi, by był on wielkim
zagrożeniem dla świata, a tym bardziej dla Severusa. Prosił, by
pomimo to Severus uważał na siebie i swoje otoczenie. Cerow zdążył
zaobserwować, że człowiek ten celuje w najsłabszy punkt – w
zależności od człowieka. Jednakże jedno zdanie zaciekawiło
Mistrza najbardziej: Podobno chce się zemścić za życie w
cieniu i zniszczenie jego świata.
Severus
nie był wstanie sam pojąć tego zdania. Poprosił więc Minervę,
by zajrzała do niego i pomogła mu w wyjaśnieniu tych słów. O
dwudziestej drugiej dziesiątego kwietnia próbował przypomnieć
sobie, kto żył w jego cieniu i komu zniszczył świat, gdy do jego
komnat wparowała McGonagall. Spojrzał na nią znad papierów, a ona
szybko do niego podeszła i usiadła obok.
-
Co tam masz? - Wyrwała mu z rąk list od Cerowa, jednak Sev pomimo
irytacji nie zbeształ jej. Odrobinę się jednak zmienił.
-
Kurro Cerow. Widział często Maskę w Irlandii. - Wytłumaczył, a
Minerva szybko przeczytała tekst.
-
A komu ty życie zniszczyłeś? Znaczy, nie jednej osoba, ale komu na
tyle by chciał się mścić? - Kobietę zaciekawił identyczny
moment w liście, co Severusa.
-
Mnie też to zastanawia. Spróbuj sobie przypomnieć, czy nie
widziałaś, by ktoś kiedykolwiek w szkole krzywo się na mnie
patrzył. - Spytała, ale widząc minę McGonagall westchnął ciężko
i dodał: - Pomijając fakt, że każdy z Gryffindoru. Mam na myśli
kogoś, kto chciał być ode mnie lepszy, ale mu nie wychodziło, a
potem coś mu zrobiłem.
-
Sev, wybacz, ale nie pamiętam, byś z kimkolwiek takim miał
do czynienia. Z Gryffindorem się nie lubiłeś, śmierciożercy to
twoi wspaniali kumple, a i tak odpadają. I nikt inny nie pozostaje.
Znaczy, jest jeszcze....
I
w tym momencie oboje zastygli w przerażeniu Minerva jednak szybko
zaczęła się śmiać, a Severus bladł z każdą chwilą coraz
bardziej.
-
Daj spokój Severusie, nie ma mowy! Sam wiesz jaki on jest. Wesoły,
zabawny. Taka maskotka szkoły. - Mówiła z uśmiechem.
-
Mylisz się. Nie widziałaś tego... Nie wiesz... - Jąkał się, bo
zrozumiał już wszystko.
-
Czego niby? - Kobieta spojrzała na niego z pobłażaniem.
-
Nie wiesz, że próbował podrywać Hermionę. Nie wiesz, że zawsze
podsłuchiwał moje rozmowy z Hermioną. Nie widziałaś tej chęci
mordu, gdy dałem Hermionie szlaban na jedną sobotę... - Mówił
cicho, ale było słychać strach w jego głosie.
-
Przesadzasz!
-
Nie. Jestem już teraz pewny. Bo wiem, że zniszczyłem jego świat.
Severus
wraz z Minervą przemierzali najszybciej jak potrafili korytarze
szkoły w poszukiwaniu dwóch osób – Hermiony Granger i Daumiego
Therlanda. Jednakże dokładnie przeszukali cały budynek, a tamtej
dwójki nie było. Panika w Severusie osiągnęła swój limit, gdy
odkryli, że ani Hermiony, ani Therlanda nie ma w swoich pokojach.
Severus wybiegł na błonia, ale tam również ich nie znalazł. Miał
już się zabrać za przeszukiwanie Zakazanego Lasu, gdy nagle
usłyszał przerażony krzyk Minervy. Zaczął biec na nowo do
szkoły, a serce zabiło mu mocniej.
Tylko
nie to...
Ciało
brunetki leżało z martwymi oczami wpatrującymi się w rozgwieżdżone niebo na zimnej posadzce tuż przy wrotach. Rzucił
się by sprawdzić jej puls.
Nie
wyczuł go.
Z
przyspieszonym oddechem rzucił zaklęcie sprawdzające na ciało
dziewczyny. Gdy wyniki wróciły upuścił różdżkę.
Była
martwa.
-
Severusie, Minervo, co się stało? Usłyszałem.... - Daumie
Therland był zmuszony przerwać w pół słowa, gdyż ledwo
przyszedł, a już został przyparty do ściany przez silne dłonie
Mistrza Eliksirów. Kierowała nim furia, wściekłość godna samego
diabła. Ściskał gardło Therlanda coraz to mocniej.
-
Ty... Ty... - rozpoczął Severus, ale wzrok Therlanda zmienił się
na wzrok Maski.
-
Nie radzę ci mnie zabijać – odparł chłodnym tonem, jakby
Severus wcale nie zgniatał mu krtani. - Jeśli umrę ja, umrze i
ona.
Ona
żyje, Sev, żyje!
-
Skąd mamy pewność, że nie kłamiesz? - Odparła równie wściekła,
ale jednak opanowana Minerva.
-
Nie ma w niej życia, bo mam je ja. Wierzcie, bądź nie, ale jestem
waszą jedyną szansą na odzyskanie waszej ulubionej dziewczynki. -
Wyrechotał psychopatycznie rozweselony Daumie.
-
Czego chcesz w zamian? - Spytał Snape bez najmniejszego namysłu.
-
Twojego cierpienia. Cierpienia równego mojego. Pamiętasz? Nie? To
ci przypomnę.
Ciemna
mgła, wirowanie jak w trąbie powietrznej i Severus nagle znalazł
się prawie dwadzieścia lat wcześniej przed murami Hogwartu.
Przyglądał się młodszej wersji siebie i Daumiego, który jak
zawsze skakał zadowolony wokół Mistrza Eliksirów.
-
Sev, Sev! Koniec szkoły, nareszcie! Co teraz zamierzasz? Bo ja chyba
chce zostać aurorem. Idziesz ze mną? Nadał byś się! - Młody
blondyn trajkotał przyprawiając Severusa o ból głowy.
-
Ty? Aurorem? Daruj sobie, za słaby jesteś w walce. Po za tym po co
ci to- Sucha odpowiedź nie zniechęciła blondyna.
-
No jak to po co? Żeby chronić moją rodzinę! Mamę i tatę,
siostrę, brata, jego żonę i dzieci i wszystkich! - Therland
zamachnął się rękami nakreślając wielkość swojego celu.
-
Żałosne. Po co ma żyć ktoś, kto nie wie co to cierpienie.
Nagle
obraz się zmienił. Teraz stał w zniszczonym, ale pięknym domu.
Stało w nim pięć zakapturzonych postać nad sylwetkami
przestraszonych ludzi. Severus bardzo dobrze wiedział jaka to jest
sytuacja, bo to było jego własne wspomnienie, a jednym z tych
zakapturzonych postaci był on sam. Blondwłosy mężczyzna,
posiniaczony i trzymający żonę i córkę wtulone i płaczące
otworzył usta z przerażenia.
-
Błagam... Odejdźcie... Zostawcie nas...
Kolejne
zawirowanie. Ten sam dom, równie zniszczony, ale tym razem tylko
jeden, blondwłosy mężczyzna, młody otumaniony stał nad siedmioma
ciałami swojej rodziny. Nagle padł na podłogę i zaczął
histerycznie płakać. Severus nie chciał, nie mógł na to patrzeć.
Chciał odwrócić się, ale ktoś złapał go za głowę i kazał
patrzeć.
-
Zadowolony jesteś z siebie? Tak, Sev, to twoja sprawka. I myślałeś,
że się o tym nie dowiem? Tamci nie żyją, zostałeś już tylko
ty. Ale TY nie umrzesz. Bo TY mnie zdradziłeś, swojego przyjaciela,
jedynego, który w tamtym czasie, czasie szkoły cię nie odrzucił.
- To nie był głos Daumiego. To był głos potwora. Severus
wiedział, że jest temu winny. - Teraz ci zdradzę jak zamierzam cię
ukarać. Spójrz pod nogi.
Bał
się, nie ruszył głowy. Ale Therland zmusił go do tego. Severus
zagryzł do krwi dolną wargę i rozszerzył oczy. Pod nogami miał
martwe ciała. Minervę, Dracona, Ginny, Lucjusza i... Hermionę.
-
Proszę... Nie. - Zaczął błagać, ale Daumie jedynie się zaśmiał.
Nagle
wrócili do rzeczywistości. Severus nie trzymał już Daumiego, a
leżał na ziemi podtrzymywany przez Minervę. Nad nim stał Therland
z poważną miną.
-
Nie wygrasz ze mną. Jestem dla ciebie za silny, uświadom to sobie.
- Zaczął, ale na chwilę przymknął oczy. - O, no proszę. Pierwsza
ofiara właśnie została zaatakowana. Nie, nie chodzi mi tu o pannę
Granger. Ją pozostawię na koniec, będzie twoim najgorszym
koszmarem. Pewien starszy arystokrata stara się nieudolnie ratować
swoje życie.
-
Lucjusz...
-
Dokładnie, Severusie. Ten pajac, Camel już ładnie się nim
zajmuje. - Znów zarechotał.
-
Nie pozwolę... - Snape zacisną pięści i powoli wstawał z
posadzki.
-
A co może mi zrobić taki nieudacznik jak TY?
Już
rozumiem na czym to polega!
-
Minervo, teleportuj się do Lucjusza. - Wydał rozkaz swojej
przyjaciółce, która zdezorientowana zaczęła cofać się do bramy
spoglądając to na Severusa, to na Hermionę. Była niepewna czy
powinna odchodzić.
-
Ani mi się waż dalej ruszyć kochana. - Daumie zagroził swoje
byłej przełożonej różdżką, jednak Severus stanął pomiędzy
nimi. - I sądzisz, że mnie zatrzymasz?
Therland
zmienił się w mgiełkę i chciał przejść przez Severusa z
wyciągniętą różdżką, ale ten nagle uderzył go zaciśniętą
pięścią w twarz. Daumie upadł zszokowany na posadzkę i spojrzał
na Severusa, albo raczej różdżkę, którą Snape celował w
Therlanda.
-
Żegnaj. - Odparł, a po jego policzku pociekła samotna łza pełna
goryczy i złości na samego siebie. - Avada Kadavra.
Przed
Severusem znów leżał trup z niedowierzającymi, szeroko otwartymi
oczami.
-
Severusie, a Hermiona?! Przecież on...
-
Uspokój się. Nic jej nie jest. - Przerwał jej w pół słowa.
Otarł łzę i ostatni raz spojrzał na martwe ciało.
Nie
ważne jakim gnojem się stał. Ważne, że nim się nie urodził.
Więc i jemu należy się chociaż jedna łza pożałowania.
-
Jak to... - Minerva jednak drążyła temat.
-
Później. Teraz idź do Lucjusza. Ja poślę po Dracona i zaraz do
was dołączę.
Wbiegł
szybko do budynku, w którym szalała już bitwa. Widział, jak
poraniony Lucjusz wytrwale zmaga się z Camelem i drugim, wciąż
zamaskowanym śmierciożercą. Identyczną sytuację miała Minerva.
Na ziemi leżał jeden ze śmierciożerców, jak Severus
przypuszczał, martwy. Zbliżył się jak najszybciej do Minervy i z
odległości pięciu metrów wycelował w jednego ze śmierciożerców.
-
Avada Kadavra.
Wiedział,
że jest to zabronione. Ale nie mógł się powstrzymać. Był
zdecydowany zabić wszystkich, którzy chcieli mu odebrać
przyjaciół. Może to hipokryzja, może postępuje niesłusznie. Ale
każdy walczy o swoje, skoro już do tej walki doszło, a Severus
nauczył się zabijać z zimną krwią już dawno.
Drugi
ze śmierciożerców odwrócił się w jego stronę, a Minerva
postąpiła... Identycznie. Zabiła tego człowieka Avadą nie dając
mu najmniejszych szans na przeżycie.
-
Snape! - Usłyszał warknięcie od strony Camela, który właśnie
uderzył z łokcia Lucjusza.
Nie
rozmyślał długo. Wycelował, ale chcąc uważać na przyjaciela
krzyknął jedynie "Impedimento", które uniknęło celu i
trafiło w obraz wiszący na ścianie. Camel próbował teraz uciec w stronę kuchni, ale Severus mu na to nie pozwolił.
-
Ava....
-
Avada Kadavra! - Usłyszał za plecami i zobaczył, jak Camel upada
na ziemię martwy. Spojrzał na sprawcę tego zajścia i ujrzał
czerwonego ze złości Dracona.
-
Ładnie. - Skomentował, ale tamten wycelował kolejny raz. Tym razem
na ostatniego ze śmierciożerców, który jednak padł zanim
ktokolwiek zdążył wypowiedzieć zaklęcie. Lucjusz przeszył go na
wylot ukrytym w swojej lasce sztyletem.
-
Lucjusz, wszystko w porządku? - Podbiegła do niego Minerva i
złapała za twarz, a potem rękę z której wściekle ciekła krew.
-
To nic. Nie przejmuj się. - Delikatnie się do niej uśmiechnął. -
Co się stało, co oni tu robili?
-
Wróćmy do Hogwartu, opatrzmy cię i wszystko wytłumaczę.
*** *** ***
Hejoh.
Tak wiem, ten też nie dorównuje poprzednim i w ogóle zły i nie dobry....
Eh, no życie no.
Liczę na komentarz :*
Pozdrawiam
B.