Draco
był całkowicie zdezorientowany. Z jednej strony wiedział, że jest
to możliwe, by jego ojciec chrzestny zakochał się w gryfonce. Ba!
Nawet podejrzewał, że tak się stanie. Ale nie sądził, że
nastanie to tak szybko. Dodatkowo Hermiona zażarcie spierała się z
nim, że są jedynie znajomymi, bo pomogli sobie i znaleźli jako
taki wspólny język. Ale nie spodziewał się, że ten język będzie
dosłownie JĘZYKIEM.
-
Ale... Jak?! Kiedy wy się zeszliście?! - Zapytał lekko
pokrzykując.
-
Przyhamuj chłopcze, nie zeszliśmy się. - Severus powrócił do
swojej skwaszonej miny i zasiadł przy biurku.
-
Jak to nie? Przecież przed chwilą pocałowałeś Hermionę! -
Oskarżycielsko wskazał palcem na dziewczynę, w której oczach
nagle zobaczył smutek przeplatany ze zrozumieniem.
-
Spokojnie, Draco. To co jest między mną, a profesorem... Chyba nie
można tego nazwać związkiem. Raczej... - Rozpoczęła, ale nie
skończyła. Wyglądała, jakby bała się określić ich relacje.
-
Romans. - Dokończył za nią z ogromną ilością negatywnych uczuć
Severus. Mieszała się w nim złość, irytacja, wstyd i zawód. Nie
chciał, by tak to ujmowali, a z drugiej strony sam do tego
doprowadził.
-
Romans? Wujek, czyś ty zwariował? Masz ROMANS z uczennicą? Z
Hermioną?! Przecież o to cię posądzał Weasley, a czego ty się
mocno wypierałeś. A teraz co? Jeszcze bym zrozumiał, że się
zakochałeś i wielka miłość, ale romans? A
co na to powie McGonagall?
-
Tym piernikiem się nie przejmuje. Ja się bardziej o Lucjusza
martwię. - Ciężko wypuścił powietrze.
-
Ojcem? Przecież to Minerwa może cię wylać z roboty. - Wciąż
patrzył na chrzestnego gniewnie. Zaraz po swojej wypowiedzi Hermiona
się delikatnie roześmiała i podeszła do biurka. Usiadła na nim i
zaczęła machać nogami.
-
Dyrektorka akurat święta sama nie jest, zrozumie. - Obawy Dracona
rozbawiły dziewczynę.
-
Chwila, moment, co ma znaczyć, że święta nie jest? - Wtrącił
się Severus.
-
Oh, to pan nic nie wie? Myślałam, że jesteście najlepszymi
przyjaciółmi. - Znów się roześmiała.
-
Ja też tak myślałem, więc gadaj mi tu zaraz o co chodzi.
-
Nie mogę profesorze. - Uśmiechnęła się do niego podstępnie.
-
Granger! - Rozpoczął groźnie.
-
Nie odbiegajcie od tematu! -
Tą jakże uroczą wymianę
zdań przerwał im nie kto inny jak Dracon. - To
wy mi wytłumaczcie co ma znaczyć wasz romans! Nie mam nic
przeciwko, bądźcie szczęśliwi i tak dalej, ale...
-
Draco, jakby cię to naprawdę denerwowało. Co, czyżby wiewiórka
się piekliła, bo coś podejrzewa? Bo mnie nie lubi? - Snape powoli
zaczął się irytować przez zachowanie swojego chrześniaka.
-
Bo boi się, że skrzywdzisz Hermione. Nie obraź się, wuju, ale ja
również się o to boję. Mów sobie co chcesz, ale znam cię tak
samo dobrze jak McGonagall. Chociażbyś nie wiem jak kochał to
potrafisz zranić jak nikt inny. Najlepszym przykładem jest Lili.
-
Wynocha! Nie chce cię widzieć na oczy! - Snape gwałtownie wstał
przewracając przy tym krzesło. Cały był czerwony i szczerzył
niebezpiecznie zęby.
-
Widzisz? Niby Hermiona, przekonałeś się do niej, pociąga cię,
ale nie potrafisz zapomnieć o Evans. I nic tu nie da gadanie o tym,
że stara miłość nie rdzewieje, jak to mawiają mugole. Jakbyś
chciał, to byś naprawdę zapomniał o Potterowej. Ale nie, ty
uparcie się męczysz!
-
Nie masz o niczym pojęcia! Jesteś dzieciakiem, nie wiesz jak to
jest...
- Nie wiem. Ale wiem, co bym zrobił, gdybym był na twoim miejscu. Kim
jest dla ciebie Hermiona, skoro wciąż kochasz Lili? - Draco był
spokojny w przeciwieństwie do Snape, który ciskał pioruny w stronę
chrześniaka.
-
A kim może być dla takiego starucha jak ja młoda dziewucha!NIKIM
więcej jak tylko kochanką! - Severus wycedził przez zęby słowa
tak wyraźnie i głośno, że zawisły one na dłuższą chwilę w
pomieszczeniu.
Draco
stał z obwiniającą miną nie mogąc uwierzyć, że jego ojciec
chrzestny mógł powiedzieć coś tak przykrego przy Hermionie. Ta
zaś, chodź była świadomo podejścia swojego Mistrza Eliksirów do
ich relacji nie mogła powstrzymać gromadzących się pod powiekami
łez. Bolała ją myśl, że Ginny mogła mieć rację, że dnem jest
on, Severus. Natomiast winny tej atmosfery wciąż w ogromnym gniewie
nie potrafił sobie uświadomić, co właśnie powiedział i kogo
skrzywdził najbardziej.
W
pomieszczeniu znajdowała się jeszcze jedna osoba, stojąca tuż
przy drzwiach. Przysłuchiwała się i przyglądała całej scenie ze
smutkiem i lekkim niedowierzaniem. Kręciła głową ze
zrezygnowaniem i gdy emocje nie opadły z Severusa, a nikt nie raczył
się odezwać postanowiła uświadomić przyjaciela o jego błędzie.
-
Jesteś skończonym idiotą Severusie. - Odezwała się
niespodziewanie, co zdezorientowało pozostałych, którzy
natychmiast spojrzeli na nią.
-
Minerva? Co ty tu... - Rozpoczął Severus, do którego powoli
dochodziły fakty.
-
Wiem, że jesteś trudnym człowiekiem. Ostrzegałam Hermionę przed
twoim naprawdę skomplikowanym charakterem. Ale sądziłam, że
potrafisz uczyć się na błędach. Pomyliłam się, jak widzać.
Cisza
była tak nieprzejemna, że Draco wraz Hermioną wyszli z gabinetu
Severusa beznajmniejszego słowa. Mężczyzna nie zatrzymywał ich, a
kobieta stwierdziła, że tak będzie lepiej.
-
Szkoda mi cię Severusie.
-
To nie jest moja wina! - Krzyknął na swoją pracodawczynie
podnosząc krzesło i siadając na nim, po czym zakrył twarz w
dłoniach.
-
A czyja? Nie potrafisz uwierzyć we własne szczęscie. Chciałabym
cię teraz wesprzeć, bo jesteś moim przyjacielem. Ale na własne
życzenie sprawiasz sobie krzywdę i nie chcesz przyznać się jak
bardzo cię to boli. Nie mówię, byś się zmienił Severusie, ale
mógłbyś rozumieć to co dobre, nie tylko to co złe.
Nie
wiedział co ma myśleć. Stał na Wieży Astronomicznej przyglądając
się ledwo emanującym gwiazdą. Minerva miała całkowitą racje -
krzywdzi siebie. Ale najbardziej bolał go fakt, że krzywdzi
Hermionę. Z resztą, to nie tak miało być. Nie chciał jej
krzywdzić. Po prostu nie chciał się spieszyć. Tak, to wszystko
było winą Dracona, który musiał wszystko postawić na cienkim
włosku. Wszystko było dobrze dopóki ten mały blondyn nie wtrącił
się między nich. Nawet nie minął tydzień, a on musiał wszystko
zepsuć!
Przestań
obwiniać innych, to przecież tylko i wyłącznie twoja wina Sev.
-
To nie moja wina! - krzyczał na swoje Serce.
Twoja
głąbie! Nie umiesz docenić...
-
Nic nie umiem docenić! Jestem złem, czystym złem!
Gdybyś
nim był, to nie miałbyś wyrzutów sumienia względem Lili.
-
To co innego!
Czyżby?
Po prostu boisz się, że Lili będzie ci miała to za złe, to, że
chcesz o niej zapomnieć.
-
No i co z tego!? Daj mi święty spokój! - wykłócał się, miał
dość swojego serca, chciał je wyszarpać z ciała i zniszczyć.
Ona
nie żyje! Nawet, jak ją Tam spotkasz, to będzie na ciebie zła, że
nie pozwoliłeś sobie na szczęście!
-
Odwal się!
Ty
debilu! Wyrzucasz wszystkich, którzy chcą dla ciebie dobrze, bo
osiągnięcie szczęścia jest tudne. Jesteś tchórzem!
-
Nie jestem tchórzem!
-
Jesteś.
Spojrzał
w stronę schodów przestraszony, iż znów zaatakuje go Maska. Lekki
wiatr owiewał jego twarz. W ciemnościach dostrzegł długie blond
włosy, które wiatr zdawał się omijać. Mężczyzna zaczął się
powoli kierować w stronę czarnowłosego co chwilę stukając o
posadzkę swoją laską zakończoną głąwą węża.
-
Lucjusz, co cię tu sprowadza?
-
Ty, przyjacielu. Minerva wysłała do mnie patronusa i poinformowała
o zaistaniałej sytuacji. - Zakomunikował Malfoy.
-
Oh, a postać Naczelnego Postrachu Hogwartu jest tak ciekawa i
depresja smarkatej gryfonki poważna, że trzeba było natychmiast tu
przychodzić. Dramatyzujecie wszyscy! - Zironizował. Wstydził się,
musiał przyznać, że wstydził się przed Lucjuszem. Zawsze dawał
swojemu przyjacielowi przykład i rady, pomagał. To on był oparciem
dla blondyna, a teraz wstydził się przyznać, że sam potrzebuje
wsparcia.
-
Owszem, bo jesteś moim przyjacielem.
-
Śmieszne. Najlepiej będzie, jak postąpisz podobnie do Minervy i po
prostu zrezygnujesz z tej przyjaźni. - Zawarczał czując ból w
klatce piersiowej.
Tracił
wszystkich, których kochał.
Tracił
ich momentalnie. Dracona, Hermionę, Minervę i... Lucjusza. Tylko
ich miał na tym świecie, tylko dla nich chciał żyć, a teraz
wystarczyło jedno głupie zdanie i tracił ich. Miał ochotę się
rozpłakać, czuł, jakby powietrze napierało na niego, jakby było
jego klatką z której nie potrafi się wydostać. Cierpienie,
którego nie da się znieść, a jedyne o czym marzył, to śmierć.
W takich momentach nie potrzebne są tortury, cruciatus, miażdzenie
palcy, biczowanie – wystarczy być bezsilnym względem własnej
głupoty. Bo Severus nie potrafił poradzić sobie z głupotą. Był
idiotą, wiedział to, ale nie potrafił tego zmienić. Wszystkie złe
cechy nagromadzone przez lata tak mocno oplotły wszystkie zmysły,
że nie potrafił się z nich wydostać. I nie myślał już jak
sobie pomóc. Nastał moment, w którym nie wytrzymał, rozpłakał
się histerycznie. Upadł na ziemię i złapał się za pierś.
Przestrzeń zakłócił przeraźliwy wrzesk. Już nie myślał jak
żyć, myślał jak umrzeć.
Nagle
poczuł, jak na jego ściśniętej do granic możliwości dłoni
przyłożonej przy piersi pojawia się ciepło. Spojrzał z
przeraźliwym bólem na Lucjusza, ale ten był nie wzruszony. Oparł
więc czoło na ramieniu przyjaciela i wciąż płakał i szarpał za
pierś, jednak tym razem jego dłoń była przytrzymywana przez
Lucjusza. Blondyn upuścił swą laskę po czym objął drugim
ramieniem Snape. Kiedy ten powoli zaczął tracić siły na krzyk i
płacz, a jego pięść zaczęła się rozluźniać i w powietrzu
słychać było tylko ciche pojękiwanie Lucjusz całkowicie objął
przyjaciela i zacisnął najmocniej jak potrafił w objęciu.
Zaczerpnął głęboko powietrza i zacisnął powieki.
-
NIGDY CIĘ NIE ZOSTAWIMY!!! - Wykrzyczał najgłośniej jak potrafił
na co Severus rozpłakał się na nowo, chociaż już ciszej.
-
Ale M-minerva... I D-draco... Oni... - Zaczął się jąkać.
-
A myślisz, że dlaczego posłali po mnie? Jesteś głupi Sev, ale
jesteś najdroższym przyjacielem każdego z nas.
Przez
kolejną godzinę klęczeli na wieży astronimicznej, a Severus cicho
łkał. Oboje rozmyślali. Do Severusa dotarły w końcu słowa
wszystkich jego bliskich. Minerva, chodź miała racje, to nie mówiła
tego po to, by po prostu znów go wyzwać. Przecież chciała mu
pokazać jaki jest, a jaki może być, byleby chciał i próbował.
Draco – przecież on tylko chciał go uświadomić, ostrzec, by
uważał na siebie i Hermionę, by mogli być szczęśliwi. A
Lucjusz... Tylko on był w stanie drobną ilością słów uświadomić
mu, że przecież jest jeszcze szansa, jest możliwość, by wszystko
naprawić. Bo oni wszyscy w przeciwieństwie do niego mają otwarte
serca, dobre i gorące.
Lucjusz
był przerażony całą sytuacją. Jeszcze nigdy nie staną przed
takim wyzwaniem. Zawsze to Severus był tym odważnym, pewnym siebie,
rozważnym i mądrzejszym. To przecież on pomagał mu zawsze w
podjęciu decyzji, nigdy nie było na odwrót. Prawdę mówiąc,
Lucjusz czuł, jakby to Severus był jego przyjacielem, ale on
przyjacielem Severusa nie. Czuł mu się zawsze niepotrzebny, jak
kula u nogi. Poczucie winy, że wykorzystuje Severusa doskwierała mu
zawsze, gdy tylko prosił o coś Mistrza Eliksirów. Gdy do jego
sypialni wpadł patronus Minervy obwieszczając, że Severus jest
załamany oraz, że tylko Lucjusz będzie w stanie mu pomóc zerwał
się natymist z fotela, złapał za swoją laskę i teleportował się
do Hogwartu. Szybko porozmawiał z Minervą, Draconem i Hermioną,
których znalazł w gabinecie Minervy, bo do komnat Severusa nie mógł
się dostać, i wiedział już o całej sytuacji. Najbardziej był
zdziwiony dziewczyną, która wyznała mu, że czuje się winna stanu
swojego profesora! Obwinia się pomimo, że winnym jest tu Severus.
To była kobieta zdecydowanie dla tego głąba, ale musiał mu to
jakoś uświadomić. Bał się jednak, że jego spontaniczne
(aczkolwiek szczere) zachowanie z przed chwili sprawi, że Severus
daruje sobie wszystko i wszystkich, nie będzie chciał ich znać.
Miał jednak cień nadzieji, dlatego klęczał wraz z wtulonym i
rozpaczającym Severusem na zimnej posadzce.
-
Lucjusz... - Rozpoczął nauczyciel pociągając nosem. - Ja... ją
chyba kocham...
Przez
moment panowała cisza.
-
To dobrze, jest ciebie warta. - Odparł blondyn uśmiechając się
lekko pod nosem.
-
Ale boję się, przecież ją krzywdzę.
-
Krzywdzisz, to prawda. Tylko widzisz, Hermiona tak tego nie odbiera.
- Rozpoczął delikatnie tłumaczyć przyjacielowi. Miał ogromną
nadzieję, że uda mu się pomóc w tej sytuacji.
-
Skąd możesz wiedzieć? - Spojrzał na Malfoya zbolałymi oczami.
-
Bo z nią rozmawiałem. Wiesz, to ona czuje się winna tej sytuacji.
-
Głupota! - wrzasnął.
-
Być może, ale tak jest.
Severus
zerwał się nagle i podszedł znów do krawędzi wieży. Jedną rękę
założył za plecy, a drugą zaczął drapać się po brodzie.
Lucjusz nie odważył się do niego podejść. Złapał jedynie za
laskę, wstał i oparł się na martwym wężu. Z niepewnością
wciąż patrzył na przyjaciela, który długie minuty stał i
rozmyślał. Dopiero ciche kroki uświadomiły go, że naprawdę
minęło już dużo czasu. Zanim obrócił się w stronę schodów
zauważył jedynie jak Severus zerka delikatnie przez ramię.
Minerva,
która starała się jak najciszej wejść na wieżę nawet nie
zauważyła, że Severus spogląda na nią z obawą i lekkim
podenerwowaniem. Podeszła powoli do Lucjusza, który wpatrywał się
w nią odkąd tylko pojawiła się na najwyższym piętrze.
-
I jak? - spytała szeptem, co oczywiście również nie umknęło
uwadzę byłego szpiega.
-
Chyba dobrze – odparł również szeptając Lucjusz po czym
podrapał się po głowie. - Ale znasz Severusa, trudno przewidzieć
jak zareaguje w większym odstępie czasu.
Dyrektorka
jedynie pokiwała głową, po czym odwróciła się i poszła. Gdy
Lucjusz znów spojrzał na Mistrza Eliksirów ten stał już przy
nim. Pomimo delikatnego strachu, jaki pojawił się w Malfoyu nie
okazał go on.
-
Pomożesz mi. – Severus odezwał się niespodziewnie.
Lucjusz
nie wahał się ani chwili, nie myślał też co chce zrobić jego
przyjaciel, ale wiedział, – Widział to w jego oczach – że tym
razem przyjaciel nie będzie żałował.
-
Co mam zrobić?
Zeszli
z wieży astronomicznej i podążyli prosto do gabinetu McGonagall.
Lucjusz był przerażony, ale jego uczucia były niczym względem
skrywanego strachu Mistrza Eliksirów. Severus grzecznie zapukał do
drzwi, a usłyszawszy głośne, zachrypnięte "proszę"
wkroczył do gabinetu niczym arystokrata z podniesioną głową.
Skłonił się trójce swoich przyjaciół oglądając ich niepewność
wymalowaną na twarzach. Odchrząknął w zaciśniętą pięść i
podszedł do Hermiony, która patrzyła się na niego ze smutkiem.
-
Proszę mi wybaczyć, panno Granger moje karygodne zachowanie.
Potraktowałem pannę jak nic nie znaczącą zabawkę, co było z
mojej strony nieodpowiednie, jednakże doszłem do wniosku iż
relacja, jaka nas łączyła był niestosowna, dlatego też pragnę
ją w tym momencie i przy świadkach zakończyć i ogłosić, iż
oszalałem pozwalając sobie na taką nieodpowiedzialność względem
swojej uczennicy i obiecuję pannie, a także tobie, Minervo – Tu
skierował delikatnie głowę w stronę McGonagall. - że już nigdy
nie pozwolę sobie na taką niesubordynację jak romans uczennicy z
nauczycielem. Zrozumiem również, jak nie będzie mnie panna chciała
znać. Dotrzymam obietnicy douczennia panny do egzaminów z
eliksirów, jednakże odbędzie się to w formie wygodnej dla panny.
Po
zakończeniu monologu wszyscy (oczywiście bez Lucjusza) przyglądali
mu się z jeszcze większym zdumieniem i smutkiem, a Hermiona nie
mogąc poradzić sobie ze łzami pozwoliła im spływać swobodnie po
policzkach.
Jesteś
podły.
Severus
jednak nie odpowiedział na zaczepkę swojego serca, gdyż wiedział,
że jego słowa nie mają takiego przesłania, jakie mogłyby mieć.
Hermiona
przymknęła oczy, podniosła wysoko głowę i wypięła pierś
dumnie po czym załęła świdrować pewnym wzrokiem swojego
profesora.
-
Rozumiem, profesorze Snape i szanuję pana decyzję. Liczę jednak,
że nie będziemy traktować się jak wrogowie czy też obcy sobie
ludzię. - Severus był zaskoczony jej siłą, jaką nabyła w
przeciągu ostatnich paru miesięcy.
-
Naturalnie panno Granger. Nasze relacje pozostaną na etapie
nauczyciela i ucznia.
*** *** ***
Ostrzegałam, że jest dość krótki.... No i biegnie już swoim torem....
Ale nikt mi jeszcze nie dał znać co ma być w wakacje :c Smutno mi D:
Dziękuję za poświęcony czas
Pozdrawiam
B.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz